Biały odcień zła


Miałem jeden cel w życiu: zabić Levina - króla Astrantii, mojego zastępczego ojca. Byłem mu wdzięczny za to, że uwolnił mnie z nędzy, gdzie jako ostatni chłopiec w wiosce nie miałem szans na przeżycie. Byłem mu wdzięczny za to, że mnie przygarnął i wychował jak własnego syna. Byłem mu wdzięczny za to, że dał mi nową rodzinę, nauczył walczyć i wprowadził mnie w tajniki magii. Nigdy mu jednak nie wybaczyłem, że zniszczył moją rodzinną wioskę, Ratier. Zemsta została dopełniona. Ja, przyszły władca dopilnuję, żeby Astrantia nie upadła.


Farinae nigdy nie przypuszczała, że jej życie będzie kiedyś normalne. Po wszystkim co przeżyła, nieprawdopodobne wydaje się mieszkanie w zamku z mężem, dwójką dzieci i trzecim maleństwem w drodze. W jej głowie wciąż tkwią jednak wspomnienia. Przekazuje je własnym dzieciom w formie bajek o srebrnowłosej dziewczynce. Tym razem pada na jej samotną podróż do gór Vilde, których ludność mogłaby pomóc odczarować jej szarą klątwę...



Wojna pochłaniająca cały kwiat Sevry została zakończona. Książę Astrantii zabił szarego króla i zatriumfował. Postanowił wziąć należytą nagrodę w postaci żony - księżniczki Delionu, w którym panowała wojna. Tyle, że król Delionu nie miał o tym pojęcia...


[4] Spętane serce

Bywają takie chwile, na które czekamy przez całe życie, wyłącznie wyobrażając sobie, jak słodkie będą, kiedy już nadejdą. Planujemy je, zapisując w myślach czarnym atramentem każdy nasz przyszły ruch i każde słowo, które padnie z ust, kiedy będziemy patrzeć prosto w oczy nieuchronnego przeznaczenia. Nasze wielkie plany niewiele mają jednak wspólnego z rzeczywistością. Nigdy nie jesteśmy bowiem w stanie przewidzieć, jak zareaguje osoba, na której zechcemy dopełnić zemsty. Nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak przebiegnie historia, której bieg od początku miał być nam dobrze znany. 

[5] Okrutny książę


– Powinieneś być mi wdzięczny za to, że nie kazałem ściąć jej głowy na sali balowej. – Król Levin nieznacznie podniósł głos, co miało być dla mnie wyraźnym ostrzeżeniem. Ojciec rzadko unosił się gniewem. Był jak niezmącona fala na brzegu spokojnego oceanu. Każdy miał jednak swoje granice. – To zaszczyt, który przysługuje tobie. Dopełnisz go dnia jutrzejszego, na oczach wszystkich tu zgromadzonych, którzy byli świadkami owego wydarzenia. Jesteś to winien ludowi Astrantii, mnie, swojej matce, a szczególnie Sevrinowi.

[6] Las śmierci

Obronił ją. Okrutny książę, który zamierzał zabić samego króla Astrantii i zająć jego miejsce, ten, który otaczał się zniewolonymi, vildejskimi żołnierzami, by chronić swoją książęcą, tak pożądaną przez wrogów głowę. Obronił ją przed ciosem mającym zaważyć o jej życiu. Kulejąc przez leśny traktat, z uwieszonym na ramieniu Havelem, nie mogła wyzbyć się tej dręczącej, a zarazem szokującej myśli.

[7] Ostatni rozkaz


Umieranie nie było niczym przyjemnym, szczególnie gdy koniec nie chciał nadejść ubłaganie szybko. Już dawno poddałam się swojemu losowi, nie mogłam jednak poradzić nic na to, że istniała osoba, która podjęła się walki ze żniwiarzem pochylającym się nad moją duszą. Nie zależało mu na moim życiu. Zależało mu na mojej mocy. To dlatego tak mocno o mnie walczył.

[8] Ostatni rozkaz [Cz. 2]



Gdy miałam trzynaście lat, zostałam porwana. Młodszy brat następcy tronu Astrantii wybrał mnie tylko dlatego, że spodobał mu się miedziany odcień moich włosów. Byłam wówczas najmłodszą uczestniczką projektu, o którym nikt za wiele nie mówił. Dziewczętom i chłopcom, których umieszczono w osobnych dworach, wmawiano, że dostali szansę, aby dołączyć do elity. Obietnice dobrze działały na proste umysły wiejskich ludzi, ale nie na mój. Od początku obserwowałam księcia Havela Danneville’a. Nie wygląda mi na osobę, która chciała czynić dobro. Byłam pewna, że planuje coś naprawdę złego. Nie myliłam się.

[9] Zniewolona



Tej nocy nie mogła zasnąć. Przewracała się z boku na bok, przeklinając w duchu zbyt miękką poduszkę, szorstką kołdrę i księżycową poświatę, która przebijała się przez cienkie zasłony. Była wykończona, a mimo tego organizm nie pozwalał jej na sen.
             Wciąż nie czuła się dobrze wśród obcych ścian. Przez ostatnie lata podróżowała w samotności po całej Astrantii, próbując stąd uciec, aż w końcu została złapana. Teraz siedziała tutaj, w Berthaire, znowu pełniąc rolę niewolnicy Havela Danneville’a. Tym razem jednak przypieczętował tę więź magią, której nie mogła tak po prostu złamać. Dopóki nie umrze, będzie zmuszona podążać za nim nawet do piekielnych otchłani, gdzie w końcu wtrącą go wrogowie.       

[10] Spotkajmy się na polu bitwy



Farinae opuściła bezwiednie kawałek poszarpanego pergaminu na podłogę. Gdyby nie znała Havela, mogłaby pomyśleć, że wzywa ją do walki na śmierć i życie, jednak doskonale wiedziała, że nie o to mu chodziło. To miała być dla niej wskazówka odnośnie tego, gdzie zniknął. Kilka lat wstecz, kiedy szkolił ją na godnego swojego miana wojownika, ustalili kilka zasad dotyczących nagłych, niewyjaśnionych przypadków, które mogły się w przyszłości wydarzyć. To, co za każdym razem jej powtarzał, to słowa: Zostawiaj poszlaki lub naucz się z nich czytać.

[11] Jej wysokość, lecz i marność



Pamiętałam ten dzień, jakby wydarzył się zaledwie wczoraj, tymczasem od momentu, w którym zostałam mianowana najmłodszą królową w dziejach Livaire, minęło już jedenaście lat. Wspomnienia powracały do mnie zawsze w najmniej oczekiwanej chwili, jak najgorszy koszmar dławiący płuca. Wtedy czułam się bezradna, ale przede wszystkim samotna, bo leżąc na ogromnym łożu w królewskiej komnacie, zdobionej barwnymi jedwabiami, byłam zdana tylko na siebie, zupełnie jak wtedy, kiedy na nasze królestwo najechali barbarzyńscy mieszkańcy Versevii, na czele z osławionym, krwawym wodzem Tyaullem. Miałam wtedy wówczas sześć lat. Moja matka, królowa Cecillie, zostawiła mnie w sali tronowej w nadziei na to, że moment, w którym zostanę ostatnią dziedziczką naszego kraju, nie nadejdzie. Ucałowała moje czoło, położyła koronę na złotym tronie i wypowiedziała swoje ostatnie zdanie do córki:
– Maderine, jeżeli ja polegnę, będziesz ostatnią osobą, z którą przyjdzie się zmierzyć wodzowi Tyaullowi. Nosisz w sobie potężne dziedzictwo. Użyj go, aby chronić mieszkańców Livaire. Twoja śmierć będzie oznaczać śmierć tysięcy ludzi. Pamiętaj o tym. 

[12] Jej wysokość, lecz i marność [Cz. 2]


Nie mógł uwierzyć w to, że stał pod drzwiami samej królowej Livaire. To był jakiś dziwny, nierealny sen. Wciąż zastanawiał się, dlaczego to akurat on został wybrany jako jej strażnik. Dopiero co stawiał pierwsze kroki w szermierce, nie miał też żadnych szczególnych zdolności, poza domieszką magii, która płynęła w jego żyłach – nie była ona jednak przydatna na polu walki, bo nie potrafiła nawet nikogo skrzywdzić. Co sprawiło, że naczelny strażnik królowej, a także nauczyciel młodych rekrutów, Raunas, dostrzegł w nim idealnego kandydata na kogoś, kto każdej nocy stałby pod drzwiami komnaty królowej? Flavien chciał dostrzec w sobie to samo, co on.

[13] Jej wysokość, lecz i marność [Cz. 3]



Siedzenie w komnacie królowej to istny, zawstydzający koszmar – pomyślał Flavien, kiedy po raz kolejny spojrzał na wpatrującą się w niego od jakiejś godziny dziewczynę ubraną w długą koszulę nocną. Maderine Nouille wyglądała jak zastygła w bezruchu rzeźba o nieprzychylnym, wręcz wrogim spojrzeniu. Nie ruszała się, chyba że to on drgnął – wtedy ledwo widzialnie napinała mięśnie, jakby była gotowa do zmierzenia się z nim w bliżej nieokreślonym starciu. Flavien nie mógł zrozumieć, dlaczego traktowała go z taką ostrożnością. Może dotknął ją już dwa razy bez pozwolenia, ale robił to w dobrej wierze, z czego musiała sobie przecież zdawać sprawę. Chciał tylko załagodzić z pomocą własnej magii jej ból. Poza tym to nie on kazał sobie tutaj siedzieć. Winowajcą był pan Raunas. Flavien najchętniej by stąd uciekł. Nie lubił, kiedy ktoś wgapiał się w niego tak intensywnie, na dodatek nigdy nie przesiadywał w dziewczęcej sypialni dłużej niż to konieczne. Czy to musiała być akurat królowa, która darzyła go taką niechęcią? Gorzej nie mógł trafić. 

[14] Jej wysokość, lecz i marność [Cz. 4]



Coś się nie zgadzało. Flavien miał wrażenie, że przegapił jakiś ważny moment, podczas którego nie było go przy królowej. Nie zachowywała się tak, jak zawsze. Na dodatek nie wyglądała tak, jak zawsze. Coś się w niej zmieniło, nie był tylko pewien, co takiego. Być może chodziło o nową fryzurę i suknię? W końcu o tej godzinie zazwyczaj siedziała już w piżamie, z długimi, rozpuszczonymi, mokrymi włosami, które opadały na poduszki i kołdrę. Pan Raunas nic nie mówił mu o tym, że szykowała się na jakieś wieczorne spotkanie. O co w takim razie chodziło?


– Czy mogę wyjść za mąż jak inni ludzie w Livaire?
Raunas zatrzymał widelec z nabitym na niego brokułem przed ustami, które szybko zamknął, kiedy usłyszał to pytanie. Zdziwienie okazał tylko poprzez delikatne uniesienie brwi. O wiele gwałtowniej zareagował na to Flavien, który zakrztusił się kawałkiem mięsa. Oboje spojrzeli w kierunku spokojnie spożywającej obiad Maderine. Nie patrzyła na żadnego z nich, zupełnie jakby wypowiedziała coś, co jej zdaniem było zwykłą, codzienną uwagą pokroju: „Dzisiaj na obiad spożyjemy kaszę”. Flavien zaczął się zastanawiać, czy zadała to pytanie całkiem poważnie, czy z czystej ciekawości. Co jak co, ale sztukę chłodnego mówienia królowa opanowała perfekcyjnie.
– Jedyną miłością królowej powinien być jej kraj – wytłumaczył krótko Raunas, od razu powracając do czynności, jaką było jedzenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz