Niepowstrzymani


Paka nie była taka zła. Wychodziłem z założenia, że zawsze mogło być gorzej. Niedawno wybudowali w Merit placówkę gromadzącą świrów z dziwnymi przypadłościami, które nazywali mocami. Zapewne przeprowadzali na nich jakieś wymyślne eksperymenty – właśnie tak zawsze robili w filmach science fiction, zupełnie jakby najlepszym lekiem na to, co nieludzkie, było traktowanie tego jak gówno. Bo czy ktoś, kto umarł, a potem zmartwychwstał jako zupełnie inna osoba, mógł nazywać się człowiekiem? Inność od zawsze budziła lęk. Inność należało tępić. Przynajmniej zdaniem tych, którzy uważali się za normalnych.



Wszystko w życiu Reverie Valley było uzależnione od czasu. Budziła się równo o piątej rano, biegała po parku trzydzieści dwie minuty, szykowała się na zajęcia w college’u dwadzieścia minut, jadła śniadanie i przeglądała najnowsze wiadomości ze świata dokładnie piętnaście minut. Poza domem przebywała z reguły od trzech do pięciu godzin, spożytkowując ten czas na naukę w placówce szkoły wyższej i trywialne rozmowy z innymi studentami. W poniedziałki o godzinie osiemnastej miała zajęcia z baletu. We wtorki o szesnastej uczęszczała na kurs języka francuskiego. W środę o siedemnastej chodziła na siłownię. W czwartek pomagała w pobliskim ośrodku dla bezdomnych, a w piątek jadła kolację ze swoją rodziną, wgapiając się w zegar i czekając, aż nadejdzie godzina dwudziesta. Dzisiaj właśnie był ten dzień.


Mówiono mu, żeby czekał, bo w końcu ktoś po niego przyjdzie. Ale kto miał po niego przyjść? Nie zrobią tego przecież rodzice. Nie żyją. Chyba już od kilku dni. A może godzin? Zabrano go w to dziwne miejsce wypełnione ludźmi, którzy chodzili w takich samych ubraniach. Tata nazywał ich zawsze psami, ale to głupie, przecież nie szczekali, nie sikali na drzewa i nie podawali mu piłeczki, jak robił to pies sąsiadów, którego obserwował zawsze przez okno. Czasami ci panowie przychodzili do jego rodziców. Wtedy mama zamykała go w szafie i nie pozwała mu się odzywać – w końcu psy mogłyby zabrać jej syna do jakiegoś przytułku. Elan nie wiedział, co to przytułek. Wiedział tylko tyle, że nie lubił ciemności. Nie lubił też ciasnych miejsc, ale nauczył się już, żeby nie płakać. Był dużym chłopcem. A duzi chłopcy nie powinni beczeć jak małe dziewczynki. Tak mówił zawsze tata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz