Opowiadanie skończyłam przed północą, więc jestem z siebie dumna. Nie jest to coś wielkiego i zabójczego, powiedziałabym, ze nawet nie miałam na to większego pomysłu, ale... ale coś jest. Shot czci pięcioletni związek z moim A.! Czytałam go na głos, kiedy obok mnie siedział i stwierdził, że nie brzmi tak źle, więc... Wow! Idzie się domyślić, że Arion wzorowany jest na moim ukochanym, a Madelyn na mnie, co nie zmieni faktu, że postacie i tak są mocno ubarwione, podobnie jak sytuacja. Nie mniej jednak są tu rzeczy i ludzie, którzy są prawdziwi. Np. Dante!
Taki lekki klimat średniowiecza. Zawsze czułam się księżniczką, która ma swojego osobistego rycerza, tak więc... w końcu dokonałam zbrodni shotowej wg. własnego uznania >D!
Oczywiście dedykuję jedynej osobie na świecie, na której tak bardzo mi zależy. You're one in a million.
Oczywiście dedykuję jedynej osobie na świecie, na której tak bardzo mi zależy. You're one in a million.
Drogi
A.!
Tak
bardzo cieszę się, że spotkamy się już za kilka dni! O niczym innym ostatnio
nie myślę! Do tej pory uważałam, że ta przedziwna zabawa w wysyłanie listów nie
przyniesie mi niczego dobrego, ale teraz nie żałuję, że odpowiedziałam na
pierwszą Twoją wiadomość, która z maleńką pomocą losu trafiła akurat w moje
ręce. Wierzę w to, że zgodnie z założeniami noworocznymi, połączyło nas
przeznaczenie. Ach, tak bardzo żałuję, że wciąż nie znam Twojego imienia! Nie
sądzisz, że niektóre zasady Losowej Korespondencji należałoby zmienić? Ta
anonimowość jest naprawdę irytująca!
W
ostatnim liście poprosiłeś mnie o to, abym zdradziła Ci kilka
charakterystycznych dla mnie zachowań bądź cech, aby łatwiej było mnie
rozpoznać na Wiosennym Balu. To było ciężkie zadanie. Pytałam kogo mogłam, aż w
końcu udało mi się zebrać kilka charakterystycznych dla mnie przyzwyczajeń.
Przede wszystkim musisz wiedzieć, że nienawidzę tańczyć! Tak, wiem, dama
nietańcząca na balu to coś niesamowicie nieprawdopodobnego. Nie przystoi odmawiać,
kiedy ktoś poprosi Cię do tańca, ale uwierz mi – to naprawdę sporadyczne
prośby! Jestem okropną tancerką i wydaje mi się, że całe królestwo już o tym
wie. Chyba wiesz jak plotki szybko się tu rozchodzą.
Uwielbiam
czytać! Każdy bal spędzam z książką, co niezbyt raduje moją rodzinę i wzbudza
śmiech wśród dam dworu oraz dostojnych panów, ale wcale mi to nie przeszkadza.
Kiedy zagłębię się w fantastyczny świat i zacznę sobie to wszystko wyobrażać…
Ach, jak zwykle straszliwie dużo piszę! Niedługo zabraknie mi pergaminu. Wybacz,
mam wrażenie, że przez moje rozpisywanie się będziesz miał mnie niedługo dosyć,
ale spokojnie – w rzeczywistości mówię mniej niż piszę!
Kolejną
charakterystyczną dla mnie rzeczą jest to, że noszę kreacje w błękicie – to mój
ulubiony kolor. Nie przepadam za strojeniem się, ale naprawdę lubię koronki,
wstążki i kokardy. Raczej na wszystkich balach wyglądam skromnie.
Ostatnia
rzecz, po której mnie poznasz to żywa gestykulacja. Moja rodzina wiecznie mnie
upomina z powodu mojego energicznego zachowania, bo przecież dama powinna być
stonowana i zachowywać się z gracją! Mama lubi żartować, że kiedy coś naprawdę
mnie ucieszy, macham rękoma w powietrzu, jakbym miała zaraz dostać skrzydeł i
odlecieć poza granice królestwa!
Poza
tym wszystkim – zazwyczaj spędzam czas samotnie, ale to już przecież wiesz.
Mam
nadzieję, że nie zawiodę Twoich oczekiwań i bez problemu mnie znajdziesz.
Dworskie plotki głoszą, że takiego dziwaka jak ja naprawdę jest łatwo poznać,
pomimo pospolitych niebieskich oczu i włosów w barwie kory starego dębu!
Straszna ze mnie poetka, co?
Przesyłam
najszczersze pozdrowienia i życzę Ci bezpiecznej podróży.
Twoja
oddana przyjaciółka M.
Arion opuścił list, który
zasłaniał mu widok na bogato wystrojoną salę balową. Błękitne, aksamitne wstęgi
płynęły falami wzdłuż rozległej sali, czyniąc z niej niezmierzony ocean po brzegi
wypełniony wystrojonymi w rybie, jaskrawe
ogony ludźmi. Wiedział, że nietrudno będzie ją odnaleźć. Wspominała o swoim
zwyczajowym, skromnym ubiorze i błękicie. Sporadyczna ilość arystokratek
przywdziała suknie w tym nierzucającym się w oczy i delikatnym kolorze,
przywodzącym na myśl niebo o poranku. Większość z nich stawiała na wyraziste
barwy, głębokie dekolty i finezyjnie upięte fryzury, które go odstraszały. Nigdy
nie potrafił zrozumieć kobiet. Niektóre wcale nie potrzebowały wybujałych
kreacji, żeby ładnie wyglądać – same czyniły z siebie karykatury stłamszonej
naturalności. Czasem miał wrażenie, że ma do czynienia z damskimi wersjami
błaznów niż z prawdziwie kobiecymi wdziękami. Może to dlatego tak bardzo nie
lubił królewskich bali? Wszystko tu było sztuczne na przedzie z wystrojonymi
ludźmi.
Chociaż bardzo tego nie chciał,
rycerski zwyczaj nakazywał zjawić mu się na Wielkim Wiosennym Balu, odbywającym
się drugiego kwietnia każdego roku. Poza tym miał jeszcze jeden cel: odnaleźć
dziewczynę, która go intrygowała, a której imienia nie zdążył nawet poznać.
Losowa Korespondencja była
starym, świeckim zwyczajem, w który nigdy nie miał zamiaru się bawić. To jego
starsze siostry zmusiły go do napisania na skrawku pergaminu krótkiej
wiadomości, która w ich mniemaniu miała odmienić jego nudne życie obracające
się wokół kodeksu rycerskiego i nudnych eskapad. Za dwa miesiące miał skończyć
osiemnaście lat, to ich zdaniem odpowiedni wiek do zawierania małżeństwa.
Uszczypliwie przypominał im o tym, że same wciąż były pannami i to one powinny
wziąć się za poszukiwania – powoli zbliżały się do wieku średniego, niedługo
nie pomoże im nawet kilogram pudru, mający zasłonić niedoskonałości starzejącej
się skóry. Strasznie się tym obruszały, ale przynajmniej miał zapewniony spokój
na kolejne godziny.
Według świeckich wierzeń Losowa
Korespondencja kierowana była przez Przeznaczenie, będące rodzajem boskiego kultu.
To ono łączyło dwa obce istnienia w jedno, co według Ariona było czystą bujdą.
Nie chciał się do tego przyznawać przed swoją mocno wierzącą rodziną, ale żadna
religia nie przemawiała do niego na tyle, żeby uporczywie trzymał się jej
nakreślonych w rytualnych księgach zasad.
Jeżeli chciało się odszukać
swoją prawdziwą miłość, trzeba było pozwolić zadziałać boskim siłom – w tym
celu, raz do roku, kiedy Nowy Rok oznaczał kolejny ślad w kalendarzu, różnymi
środkami transportu przemieszczały się anonimowe listy adresowane do
przypadkowych ludzi.
Wóz dostawczy zjawiał się na
miejskim placu zawsze o poranku. Ludzie przepychali się między sobą tylko po
to, żeby ich list został posłany w daleki świat. Arion, choć napisał swoją
wiadomość, nie był przekonany co do jej posłania. Z oddali oglądał
przepychające się pomiędzy innymi kobietami siostry, które uparcie dążyły do
przepełnionego pergaminami i papirusami powozu.
A gdyby tak to wszystko spalić?
Stał oparty o pobliski budynek,
raz wpatrując się w walczące i krzyczące kobiety różnych stanów, raz w swój
pomięty kawałek pergaminu, który wydawał się mu być czymś obcym i odległym. Za
jego plecami stanął wtedy stary dostawca z kuflem kremowego piwa w dłoni.
– I tak co roku – zagaił,
upijając wielkiego łyka i ścierając pianę z obfitych, czarnych wąsów. –
Przepychają się, jakby o jakiegoś księcia walczyły, a ich listy mogą dotrzeć
przecież do każdego!
Lekko zawstydzony Arion schował
swoją kopertę do kieszeni, mając nadzieję, że dostawca jej nie zauważył. No,
tak, mężczyzna bawiący się w takie głupie, świeckie przedsięwzięcia mógłby
zostać uznany za niedojdę. Przecież nie mógł się wytłumaczyć siostrami, które
go do tego zmusiły.
– Tak, również uważam, że to
głupie – przyznał rację dostawcy. – Kobiety czasem zachowują się gorzej niż dzikie
zwierzęta na wolności. – Tę uwagę chciał pozostawić dla siebie, ale mężczyzna
stojący za jego plecami miał wyjątkowo dobry słuch. Zachrypiał mu potężnym
śmiechem do ucha, przez co chłopak się wzdrygnął.
– Jesteś zabawny, młodzieńcze –
powiedział. Ku zaskoczeniu Ariona, podał mu swój kufel piwa i ruszył w stronę
powozu zaprzęgniętego w dwa konie. Bez słowa do niego wsiadł i pomachał mu
kopertą na pożegnanie. Co poniektóre kobiety zaczęły za nim biec, wykrzykując,
że zapomniał o ich listach, ale on nie zamierzał się zatrzymywać.
Arion bez słowa ruszył w stronę
domu. Poklepał kieszeń, żeby ze spokojem odetchnąć, ale szybko zorientował się,
że nie ma tam żadnej koperty. Początkowo myślał, że zgubił ją na placu, ale
potem przypomniał sobie dostawcę machającego w górze listem. Jego listem.
No, tak. Najwyraźniej został
przechytrzony. Miejski listonosz chciał mu zrobić przysługę, nawet nie
podejrzewając, że nie chce zaczynać żadnej korespondencji z całkowicie obcą mu
osobą.
Zaledwie dwa tygodnie później
do jego domu przyszła odpowiedź. Cieszył się, że Alice i Isabelle były w pracy.
Wiadomość przyniosła mu jego babka – Rosalie. Siedział wtedy w pokoju i czyścił
zbroję, ponieważ dnia jutrzejszego miał wyruszyć na kolejną eskapadę. Na widok
listu mało się nie przeżegnał. Nie dość, że dostał odpowiedź to jeszcze od
kogoś z wyższych sfer. Poznał to po materiale piśmienniczym wysokiej jakości,
posługiwali się nim tylko arystokraci ze stolicy Bresaulii. Co było dla niego
jeszcze dziwniejsze – ludzie z królewskiego okręgu nie bawili się w te świeckie
dyrdymały. Chcąc nie chcąc, zaciekawił się odpowiedzią, poza tym jego
rycerskość wymagała szlachetnego zachowania się wobec śmiałej damy, która
postanowiła odpisać na jego chaotyczny list.
Wziął głęboki wdech i rozwinął
pergamin. Żałował, że nie może poznać imienia panny z wyższych sfer, która nie
stosowała się do kompletnie żadnych zasad dobrej kaligrafii. Jej niezgrabne,
pochyłe pismo wkradło się do jego serca rozbawieniem. Początkowo może miał
problem z rozczytaniem nagromadzenia drobnych liter, ale ostatecznie
rozszyfrował całość przekazu.
Wystarczył jeden, jedyny list,
aby zapałał zaskakującą sympatią do siedemnastoletniej arystokratki, która stylem
daleko wychodziła poza konwencje zachowawcze swojej warstwy społecznej. Czuł,
że może się z nią dogadać i tak w rzeczywistości się stało, inaczej nie
pojawiłby się na Wiosennym Balu.
A. i M. wymienili się zaledwie
sześcioma listami, ale obydwoje nie mieli wątpliwości co do tego, że są sobie
przeznaczeni. Może to głupie fascynować się kimś po kilku nic nieznaczących
wiadomościach, ale nie takie przypadki los znał.
Arion schował skrawek pergaminu
do kieszeni i rozejrzał się po sali. Znaleźć jedną jedyną osobę wśród tysiąca
ludzi nie było łatwo, choć dostał dosadne wskazówki odnoszące się wyglądu i
zachowania jego miłej korespondentki. Po wielkiej sali rozglądał się nie tylko
on – pierwsze dwie godziny osnute spokojnymi i delikatnymi muśnięciami klawiszy
fortepianu, służyły poszukiwaniom swoich listowych przyjaciół. Arion dostrzegał
już pierwsze pary połączone żywą rozmową, był również świadkiem dworskiego faux pas, kiedy to pewien przerażony do
cna młodzieniec dostał malutką tartaletką w twarz za swoją znieważającą uwagę
odnoszącą się do tuszy damy po czterdziestce. Cóż, niestety zdarzały się i
takie przypadki. Niektóre kobiety zapominały o tym, że w Losowej Korespondencji
uczestniczyły stosunkowo młode osoby, w pewnym wieku należało o niej zapomnieć,
aby nie narazić się na dworskie podszeptywanie.
Kiedy gruba dama przepchnęła
się obok Ariona mało nie uderzając go swoim pokaźnym ramieniem odzianym w
jaskrawo czerwoną koronkę, przed oczami stanęła mu myśl, że równie dobrze mógł
się zawieść jak ten biedny chłopaczyna, stojący po środku sali z twarzą
umorusaną kremem. Powinien stonować swoją radość i podążać za wskazówkami,
które przekazała mu M.
Siedemnastoletnia (domniemanie)
arystokratka. Nienawidziła tańczyć. Najczęściej można było spotkać ją z nosem w
lekturze. Nosiła skromne, zazwyczaj błękitne suknie i lubiła wszystko, co
wyglądało uroczo – osobiście wyobrażał ją sobie z długą, niebieską wstążką
wplecioną w brązowe włosy. Jego wyobrażenia omal nie wprowadziły go w
przedwczesny zawał. Nie spodziewał się dostrzec w tłumie starszej kobiety z
wielkimi piersiami i to na dodatek w błękitnej kreacji. Na jego nieszczęście
trzymała w ręku książkę. Stanął jak wryty i przełknął ślinę, kiedy właśnie ta
dama do niego pomachała. Na dodatek posłała mu niesamowicie zalotny i równie
ohydny uśmiech, odznaczający się na obwisłych, czerwonych wargach.
Oniemiał. Przez chwilę nie wiedział co zrobić.
Coś mu się jednak nie zgadzało.
Kiedy mimowolnie odwrócił od
kobiety wzrok, ta prychnęła głośno i ostentacyjnie, przepychając się pomiędzy
innymi korespondentami. O tej godzinie w sali znajdowały się prawdopodobnie
tylko osoby z niższych sfer, które chciały odnaleźć swoich piśmienniczych rozmówców.
Czy naprawdę tak wielu ludzi bawiło się w tę głupią zabawę z listami?
Arion westchnął ciężko. Ledwo
wszedł na salę, a już czuł się zmęczony bezowocnymi poszukiwaniami. Ile jeszcze
przemierzy odległości aż w końcu natknie się na tą jedną, charakterystyczną
czytelniczkę beletrystyki o energicznych, radosnych ruchach?
Przed jego oczami machnął
czerwony szal wyperfumowanej arystokratki – przejechał po jego nosie, co
sprawiło, że kichnął tak potężnie, jakby ktoś podsunął mu pod nozdrza tonę
pieprzu. Na szczęście nikt nie zwracał na niego uwagi. Kiedy potarł nos
wierzchem dłoni i spojrzał przed siebie wprost na rozrzedzone tłumy, które
umknęły przed jego kichnięciem, dostrzegł to, czego tak uparcie szukał.
W oddali od wszystkich ludzi,
pod samą ścianą, na wysokim krześle siedziała dziewczyna, której szukał. Miała
na sobie błękitną, niezbyt szeroką sukienkę zdobioną u dołu delikatnymi
falbanami – od boku, po atłasowym materiale spływała niewielka kokarda,
wpadająca we wszystkie odcienie koloru niebieskiego. Górę sukni przy skromnym
dekolcie ozdabiała biała koronka przypominająca kołnierzyk, po środku wisiała
drobna, niebieska wstążeczka o poskręcanych odnóżach. To z pewnością była
kreacja, o której wspominała M.
Dziewczyna trzymała w ręku
książkę. Pochylała się nad nią z miną wskazującą na to, że zatraciła się w
świecie fantazji i nie zwraca uwagi na nic, co dzieje się wkoło niej. Machała
nogami w górze, co mogło poniekąd zdradzać jej ukrytą w gestach energię. Włosy
spływały po jej ramionach ułożone w loki, a kiedy na chwilę spojrzała w bok,
aby się upewnić, że nikt jej nie przeszkadza w czytaniu, dostrzegł wplecioną w
nie niebieską wstążkę. Wyglądała dokładnie tak, jak ją sobie wyobrażał. Blada,
wyróżniająca się z tłumu arystokratka, nietrzymająca się ustalonych wśród
wyższej sfery ludności zasad.
Twarz Ariona rozpromienił
niesamowicie szeroki uśmiech. Nie miał zamiaru dłużej czekać. Serce galopujące
mu w rytm fortepianowej melodii nakazało mu ruszyć wreszcie z miejsca.
Tak bardzo nie mógł doczekać
się tego momentu! Odsunął na bok całą wrodzoną nieśmiałość, która skryła się za
fasadą zbudowaną z radości.
Kiedy postawił pierwszy krok w
stronę siedemnastolatki, ktoś przysłonił mu widok. Jakiś mężczyzna przeciął mu
drogę i przystanął przy dziewczęcym obiekcie jego obserwacji. Zdziwił się,
kiedy M. spojrzała na niego w górę i uśmiechnęła się do niego szeroko. Poczuł
małe ukłucie zazdrości. Ten uśmiech miał być przeznaczony dla niego.
Dopiero chwilę potem Arion
dostrzegł w mężczyźnie księcia Dantego. On sam był jego kompletną przeciwnością
– posiadał burzę słomianych włosów i pochmurne oczy, książę miał ciemny odcień
skóry, kruczoczarne włosy i brązowe oczy. Jak jeden ze sługa aniołów niższej
warstwy i syn władcy piekieł.
Rodzina Grobellów była w
bliskich stosunkach z rodziną Barielle’ów, będącą głowami Bresaulii –
Grobellowie byli władcami sąsiedniego państwa Horseradishe, a Dante był następcą
tronu. Kim była M., skoro sam książę tak beztrosko z nią korespondował? Na
dodatek wcale nie podniosła się z krzesła, żeby mu się ukłonić. Każda
arystokratka by to zrobiła, chyba, że…
Arion napiął wszystkie mięśnie
i stanął jak wryty. Ktoś go popchnął i rzucił niemiłą obelgę w jego stronę. Nie
powinien zagradzać przejścia, ale przestał zwracać na to uwagę. Był w zbyt
wielkim szoku.
Nie mógł uwierzyć w to, co
widzi. Imię jego korespondentki z biegu zyskało rozwinięcie. M. to nikt inny
jak Madelyn Barielle, wyjątkowa osobliwość, o której zawsze było głośno w
królestwie. Poddani albo jej nienawidzili, albo ją kochali, z pewnością była to
wina jej specyficzności i tego, że nie przejmowała się otoczeniem, które
wymagało od niej godnego księżniczki zachowania. Z pewnością była nadzwyczajną
przedstawicielką rodziny królewskiej.
W co on się do jasnego groma
wplątał? Czy ta dziewczyna była niespełna rozumu? Ktoś taki jak on nie mógłby
nawet zostać jej przyjacielem! Jest kilka klas niżej niż ona! Takie dziewczęta
zawsze zawierają małżeństwa z książętami! Prawdopodobnie właśnie w tym momencie
rozmawiała z mężczyzną, który wkrótce mógł stać się jej mężem! Śmiała się do
niego, rumieniła na jego widok i to ze świadomością, że jej korespondent
próbuje ją odnaleźć w tym rozległym tłumie!
Arion poczuł palący go gdzieś w
środku gniew. Został oszukany. Przecież Losowa Korespondencja nie zabraniała
objaśniania, jaki wykonuje się zawód, bądź kim się w rzeczywistości jest.
Zabraniała tylko zdradzania własnego imienia i pisania o swojej rodzinie! Mogła
mu powiedzieć, że jest księżniczką, zanim go omamiła!
Ostatni raz spojrzał gniewnie
na dwójkę dobrze dogadujących się członków rodzin królewskich. Energiczny gest
w postaci machających w górze dziewczęcych dłoni przypominających lot
malutkiego kolibra, doszczętnie go zranił. Właśnie tak Madelyn wyrażała swoją
radość.
Przeklął wszystkie siły
nieczyste kpiące z jego natury i zanim księżniczka zwróciła na niego uwagę,
odwrócił się do niej plecami i wymaszerował z sali. Ciężkie buty niosły go
gniewnie przez niezadowolone tłumy. Nie przejmował się tym, że uderza ramionami
przypadkowych ludzi. Teraz zależało mu po prostu na tym, żeby stąd wyjść i
zaczerpnąć świeżego powietrza.
Nigdy nie czuł się bardziej
upokorzony. Słodkie liściki pozbawiły go trzeźwości, doszczętnie omamiły jego
rozum! Już dawno zapomniał, jak bardzo spragnione intryg są młode arystokratki,
jak bardzo pragnęły romansów i rozrywek w tym nudnym królestwie! Puste,
zapatrzone w siebie dziewczę! Mała latawica! Fałszywie urocza osobliwość!
Arion wypadł na korytarz jak
burza. Miał ochotę stąd zniknąć i nigdy więcej nie wracać, rycerska przysięga
paliła jednak jego dumę i nakazywała zachować mu względy spokój. Nie przyjechał
tu tylko po to, aby się bawić. Miał pełnić wartę na zamku, która w dniu
Wiosennego Balu była trzykrotnie zwiększona – nigdy niewiadomo, kiedy
barbarzyńcy zaatakują, a mogli przecież wykorzystać moment radosnego
świętowania mieszkańców.
Aby uspokoić swoje zszargane
nerwy i ulżyć wszechogarniającemu go gniewowi, uderzył zwiniętą pięścią w
pobliską ścianę. Dwójka rozchichotanych mieszczanek przechadzająca się
tamtejszym korytarzem, spojrzała na niego z przerażeniem. Szeptały o nim jeszcze
długo po tym, jak zniknął.
Racja. Nie powinien się tak zachowywać
i to tylko z powodu głupiej, królewskiej szczebiotki. Świeże powietrze powinno
mu dobrze zrobić.
Arion wypadł na zewnątrz z
rozmachem. Stopy obite w ciężkie buty poniosły go do różanego ogrodu.
Herbaciany zapach okazał się być niezwykle kojący, otępiał jego zmysły jak
najdroższy środek odurzający. Wystarczyło, że wziął głęboki wdech i cały gniew
natychmiastowo z niego uleciał. Nie znosił tłumów, o wiele lepiej czuł się w
miejscu, gdzie sporadycznie można było napotkać jakiegoś przechodnia. Może ogród
nie był ku temu najlepszym miejscem, bo wśród krzewów poukrywały się
rozchichotane dziewczęta, ale wszędzie w tym momencie było dobrze, byle nie w
zamku.
Z ciężkim i głośnym
westchnięciem, Arion opadł na ławeczkę znajdującą się możliwie najdalej od
murów królewskiej twierdzy. Przez dłuższą chwilę przyglądał się płatkom róż, które
zdobiły szare podłoże różowo-czerwonym dywanem. Rozmowy poukrywanych wśród
żywopłotów i krzewów ludzi tłumiła znajdująca się nieopodal marmurowa fontanna
w kształcie baletnicy – wyrzucała w górę ręce razem z życiodajną wodą,
marnującą się bez celu w burżuazyjnym ogrodzie. Nigdy chyba nie zrozumie
marnotrawstwa elity. Kiedy mieszczanie i chłopi musieli ciężko pracować, oni
korzystali bez podzięki z tych dóbr i wciąż żądali więcej, więcej i więcej.
Ktoś w końcu powinien znieść tę przeklętą hierarchię. Człowiek to człowiek,
każdy powinien mieć takie same prawa.
Arion kopnął kamień, który
przedarł się z impetem przez żywopłot i trafił kogoś prosto w głowę. Owa osoba
syknęła z bólu. To była jedna z młodych dziewcząt, która prowadziła żywą
konwersację ze swoimi przyjaciółkami – przechadzały się właśnie wzdłuż ścieżki.
Arion miał zamiar wstać i ją przeprosić, ale dziewczyna szybko straciła
zainteresowanie pobocznymi zdarzeniami. Znów pochyliła się konspiracyjnie ku
swoim koleżankom i zaczęła szeptać dworskie plotki. Im bliżej niego były, tym
mniej dbały o to, aby ktokolwiek ich nie usłyszał. Arion wątpił w to, że w
ogóle go zauważyły. Jego ciemny ubiór zlewał się z granatowym nieboskłonem i
szmaragdowym listowiem. Teraz szum fontanny nie pomagał mu zagłuszać szeptów. Chociaż
wcale tego nie chciał, słyszał wszystko głośno i wyraźnie.
– Księżniczka znowu przyszła na
bal z książką – zachichotała jedna z dziewcząt.
– Nie rozumiem skąd się biorą
tacy ludzie. Prędzej pasowałaby do hołoty niż do królewskiej warstwy społecznej,
już ja lepiej nadaję się na księżniczkę – odparowała druga, prostując się
dumnie, jakby chciała na siłę pokazać swoją wymuszoną dostojność. Wyglądała
jednak bardzo satyrycznie. Jak konar drzewa zwisający sztywno nad ziemią.
– Wszystkie bardziej nadajemy
się na księżniczki. Dlatego bardzo żałuję, że to ją poślubi książę Dante.
Pewnie jest z tego powodu zdegustowany – prychnęła trzecia z dziewcząt.
Arion uśmiechnął się złośliwie
pod nosem. Cóż, kiedy był na sali balowej nie wyglądał na osobę, która byłaby
zniechęcona rozmową z księżniczką. Zagadywał ją z szarmanckim uśmiechem i co
rusz poprawiał koronę, jakby był dumny z tego, że jest przyszłym władcą.
– W ogóle widzieliście?
Księżniczka nie miała dzisiaj założonego diademu!
Rzeczywiście. Dopiero teraz
zdał sobie z tego sprawę. Przedstawiciele królewskich rodów powinni nosić swoje
korony i diademy podczas takich uroczystości jak Wiosenny Bal. Czy to przez
wrodzoną buntowniczość księżniczki czy może jej słabą pamięć, o której
wspominała w trzecim z kolej liście? A może powód był zupełnie inny? Nie chciał
o tym myśleć. Miał zapomnieć o Madelyn Barielle, która wcale nie jest mu
przeznaczona przez los.
Znudzony podsłuchiwaniem
kobiecego podszeptywania, odwrócił od nich wzrok. Starał się ich nie słuchać i
nawet mu to wychodziło, bynajmniej do czasu, kiedy trzy arystokratki nie zaczęły
się nadmiernie emocjonować i skakać w miejscu jak dzika zwierzyna, radośnie
hasająca po łące.
– Idzie tu, idzie! –
zapiszczała jedna z dziewcząt.
– Wymknęła się z balu jeszcze
zanim się zaczął! – zapiszczała druga.
Arion spojrzał w stronę sunącej
w szybkim tempie księżniczki, która obejmowała swoją grubą księgę z nabożną
czcią i troskliwością. Była oderwana od rzeczywistości. Nie zwracała na nikogo
uwagi. Błękitna wstęga jej sukni powiewała z gracją na wietrze, osłaniając
różane krzewy tiulem. Wyglądała prawie jak anioł, przynajmniej do czasu, kiedy
nie minęła na ścieżce trójki dumnych artystokratek, z których to jedna
postanowiła podstawić jej nogę. Sam Arion wstrzymał w tym momencie dech. Jak
mogły to w ogóle zrobić? Przecież jeśli Madelyn by na nie doniosła, mógłby
nawet zawisnąć na stryczku! Jej ojciec był znany z gniewu i porywczości, chyba
zdawały sobie z tego sprawę?
Księżniczka wylądowała na
ścieżce, przejeżdżając po niej swoją skromną suknią, twarzą i łokciami. Arion
chcąc nie chcąc zerwał się do góry. Instynkt nakazał mu do niej podbiec i pomóc
jej wstać, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Wciąż tkwiło w nim wspomnienie
upokorzenia, jakie przeżył na sali balowej. Po co ma się zdradzać? To go tylko
dodatkowo zaboli.
Madelyn usiadła na ziemi i
zarzuciła gniewnie brązowymi lokami w tył. Z jej błękitnych oczu sypały się
iskry złości. Doskonale wiedziała, kto był winny jej upadkowi, chociaż
dziewczęta starały się ją ostentacyjnie zbywać. Wyglądała na kogoś, kto nie
zamierza zostawić tej sprawy niedokończonej.
Podniosła się z ziemi, sięgnęła
po książkę, która leżała metr dalej od miejsca wypadku i podeszła z gracją do
trójki arystokratek. Wyzbyła się całej uroczej skromności, która naturalnie nią
kierowała i zastąpiła ją chłodną dumą. Zadarła podbródek i spojrzała na każdą z
dziewcząt z osobna – te ledwo potrafiły powstrzymać się od śmiechu. Próbowały
grać poważne, co nie bardzo im wychodziło.
– Myślicie, że to takie
zabawne? – spytała zadziwiająco chłodnym i przerażająco niskim głosem
księżniczka.
Trzy artystokratki
zesztywniały, zaskoczone postawą Madelyn, w której przebudziła się prawdziwie
królewska dusza. Pod takim spojrzeniem ugiąłby się sam król. Nawet Arion poczuł
pewien rodzaj niepokoju. To zupełnie inna postawa od tej, którą zdążył już
poznać.
– Przeproście. – Głos
księżniczki nabrał władczości, którą mogła nabyć już w łonie matki. Wywodziła
się z rodu, który był niezwykle surowy, gniewny i dumny.
– Przepraszamy – szepnęła ze
skruchą winowajczyni całego zamieszania. Pochyliła głowę do przodu, jakby bała
się, że zostanie przez ten zły uczynek ukarana. Pozostałe jej towarzyszki
również pochyliły się ze skruchą i jak cienie własnej przyjaciółki powtórzyły
cicho słowo przeprosin.
Madelyn prychnęła głośno i
odwróciła się na pięcie. Zarzuciła suknią w tył i ruszyła w dalszą pogoń ku
nieznanemu. Arion chcąc nie chcąc uśmiechnął się delikatnie.
Cóż, z pewnością była to osoba,
która nie dawała sobą gardzić, jeżeli słyszała na swój temat niemiłe słowa.
Wszystko było dobrze, póki ktoś bezpośrednio nie atakował księżniczki z rodu
Barielle’ów.
Spłoszone młode damy uciekły w
przeciwnym kierunku, nawet nie otwierając ust, zaś Arion ruszył w cichą pogoń
za księżniczką. Spojrzał na swoje nogi, jakby miał do czynienia z czymś
całkowicie mu obcym, co jest tylko przypadkowo dołączone do jego ciała i
sprawuje nad nim niechcianą kontrolę. Nie rozumiał swojego postępowania. Przed
chwilą był wściekły, że został oszukany, teraz przestało to mieć dla niego
jakiekolwiek znaczenie.
Arion był tak skupiony na
swoich krokach, że gdy podniósł wzrok, dostrzegł tylko i wyłącznie pustkę.
Gdzie ta niepoprawna dziewczyna zniknęła? Nie mogła przecież wsiąknąć w ziemię.
Zdziwiony, zaczął się
przedzierać przez różane krzewy. To nie było dobre miejsce dla kogoś takiego jak
córka wielkiego króla Jerry’ego II. Barbarzyńcy mogli się czaić tuż przy samych
murach królewskiego ogrodu. Jeżeli coś by się jej stało, to jego głowę zetną
jako pierwszą. Poszukiwania były więc związane nie tylko z ciekawością, ale
również naglącym obowiązkiem, który zakorzenił się w jego myślach i kuł go w
serce strachem.
Zastanawiał się, czy po prostu
nie zawołać Madelyn po imieniu, ale zanim to zrobił, zauważył drobną postać w
niebieskiej sukience. Siedziała przy samym murze otoczona różanymi krzewami,
które zasłaniały ją w taki sposób, jakby chciały ukryć księżniczkę przed całym
złem tego świata. Nie siedziała na ławeczce, skuliła się na ziemi i objęła
kolana. Miała pochyloną ku dołowi głowę – jej brązowe włosy spływały wzdłuż
ramion, jakby chciały dotknąć mokrej ziemi i na stałe się w niej zakorzenić.
Teraz kojarzyła się Arionowi z leśnym elfem.
Gdyby król ją taką zobaczył, z
pewnością by ją ukarał. Miała podartą, brudną od ziemi sukienkę i odkryte,
poranione kolana. Jej ramiona drgały delikatnie i niemiarowo, choć sama nie
wydawała z siebie żadnego płaczliwego dźwięku – najwyraźniej nauczyła się jak bezgłośnie
płakać.
Może księżniczka Madelyn była
bardziej samotna niż to sobie wyobrażał? Może właśnie dlatego podjęła się
korespondowania z nim? Szukała przyjaciela.
Arion westchnął ciężko i
przeczesał nerwowym ruchem burzę słomianych włosów. Do dziedziczki Barielle’ów
podszedł ostrożnie, ale na tyle głośno, aby jej nie przestraszyć, kiedy
znajdzie się już obok niej.
Widział jak ramiona księżniczki
nieruchomieją. Teraz skojarzyła mu się z dziką sarną, która nasłuchuje dźwięków
mogących doprowadzić do jej rychłej śmierci. Tyle, że w przeciwieństwie do tego
płochliwego zwierzęcia, nie uniosła oczu do góry i nie zaczęła uciekać.
Siedziała pod murem nieruchoma i milcząca, jakby oczekiwała na rozwój sytuacji.
Arion podjął tę ciężką próbę,
która bolała go bardziej niż rana otrzymana w walce. A co, jeśli zrobi sobie
tylko niepotrzebną nadzieję?
– Księżniczko – odezwał się
cicho i łagodnie, klękając na jednym kolanie.
– Idź sobie – mruknęła chłodno
i bez zastanowienia, zupełnie jakby to planowała. – Nie potrzebuję pomocy.
– A ja myślę, że jej
potrzebujesz i to rozpaczliwie – powiedział znacząco, powstrzymując się od
uśmiechu.
Madelyn uniosła lekko głowę.
Teraz było widać tylko pogrążone w ciemności, dwa, niebieskie punkciki.
Wyglądały, jakby chciały go przed czymś ostrzec.
– Kim jesteś?
– Nikim szczególnym. Wypełniam
swój obowiązek, żeby nie zawisnąć na stryczku.
Księżniczka uniosła głowę
wyżej. Teraz było widać mokre od łez policzki. Jej mina daleka była od radości.
Podchodziła do niego z dystansem małego i płochliwego zwierzątka.
– Wszyscy myślą, że mój tata
jest taki straszny. Głupie plotki. Jest najbardziej wrażliwym człowiekiem pod
słońcem, jakiego znam, panie rycerzyku – zironizowała.
Arion zacisnął usta, żeby nie
wybuchnąć śmiechem. Jak wiele twarzy miała ta dziewczyna? W jednym momencie
grała słodką i uroczą panienkę zaczytaną w książkach, w innym była władczą
księżniczką, która nie dawała sobą pomiatać. Raz płakała jak małe dziecko w
kącie, raz władała sarkazmem jak najostrzejszą bronią i starała się pokazać, że
pomimo łez, które wyraźnie odznaczały się na jej czerwonej twarzy, wcale nie
cierpi.
– Rozumiem. Wybacz mi za mój
nietakt – odpowiedział Arion z uśmiechem. Podał dłoń księżniczce, która
spojrzała na niego zaskoczona. Długo się wahała, ale w końcu położyła swoją
delikatną jak jedwab dłoń na dłoni rycerza. Razem przenieśli się do pionu.
Arion starał się pochwycić jej
spojrzenie, ale na próżno. Madelyn uparcie wpatrywała się w różane krzewy,
udając, że są o wiele bardziej interesujące od niego. Dopiero teraz dostrzegł,
że oprócz rumianych policzków, także jej nos był cały czerwony.
– Może zechcesz usiąść na
ławeczce, księżniczko? – spytał, wskazując dłonią na drewniany mebel ogrodowy.
– Jeśli czujesz się źle, możemy o tym porozmawiać.
Dziewczyna przewróciła
ostentacyjnie oczami i założyła ręce na piersi.
– Czy wyglądam na kogoś, kto
potrzebuje się żalić? – prychnęła, posyłając mu ukradkowe spojrzenie.
– Mniemam, że należysz do osób,
które mają problem z żaleniem się, księżniczko – odpowiedział beztrosko Arion,
powstrzymując się od lekceważącego wzruszenia ramionami.
Madelyn napięła mięśnie, jakby
szykowała się do obrony. Najwyraźniej była zdziwiona, że ktoś zdołał to
dostrzec. Zapewne zastanawiała się teraz jak do tego doszedł.
– Usiądź, proszę – powiedział
Arion, raz jeszcze wskazując dłonią na ławeczkę. Nieusłuchana księżniczka
uczyniła rozkaz rycerza, choć to nie on powinien jej w tym momencie rozkazywać.
To ona była księżniczką, prawda?
– Ty też masz usiąść – mruknęła
od niechcenia, spoglądając gdzieś w bok.
Rozbawiony chłopak przysiadł na
drugim krańcu ławeczki tak, by nie naruszyć sfery intymnej przedstawicielki
arystokracji. Coś mu podpowiadało, że jej dziwnie wyniosłe i ostrożne
zachowanie związane jest z wrodzoną nieśmiałością. Ani razu księżniczka nie
spojrzała mu prosto w twarz. Cały czas zerkała gdzieś w bok i nerwowo bawiła
się dłońmi.
Teraz już chyba rozumiał,
dlaczego za każdym razem grała inną osobę. Nauczyła się dopasowywać do
sytuacji, jak przystało na przedstawicielkę królewskiego rodu. Z tym, że nie
opanowała jeszcze sztuki ukrywania dziewczęcego zawstydzenia – to dlatego
wszelakie próby udawania wyniosłej i niemiłej spełzały na niczym.
– Widziałem, co zrobiły te dziewczęta
– podjął rozmowę. – Musiałaś je naprawdę wystraszyć. Uciekły w stronę zamku,
jakby im sam diabeł po piętach deptał – zaśmiał się.
Madelyn starała się ukryć nikły
uśmiech, który chcąc nie chcąc wstąpił na jej twarz.
– Ludzie zawsze myślą, że nie
potrafię się bronić – odpowiedziała spokojnie. Jej spięte mięśnie zaczęły się
powoli rozluźniać. Nareszcie dostrzegła, że nie musi się przed nikim bronić.
Ten rycerz nie miał wobec niej złych zamiarów. Rozmawiał z nią jak ze zwyczajną
dziewczyną.
– Ludzie widzą to, co chcą
widzieć – odpowiedział Arion.
Ich spojrzenia spotkały się na
jedną chwilę. Potem każde z nich odwróciło od siebie wzrok i uśmiechnęło się do
siebie ze zrozumieniem.
– Czyżbyś nie przepadała za
balami, księżniczko? Uciekłaś przed samym jego rozpoczęciem – przyuważył Arion satyrycznie
wzniosłym głosem.
– Chciałam pobyć sama –
odpowiedziała z westchnięciem siedemnastolatka. – Widzisz, miałam się z kimś
spotkać. Albo mam niesamowitego pecha, albo naprawdę zostałam oszukana.
– Ach, tak? – Arion uniósł brew
do góry. Cichy gniew na chwilę zawładnął jego tonem głosu. Przez to Madelyn
spojrzała na niego ostrzegawczo z ukosa. Jeszcze jedna, nieostrożna uwaga i
straci jej zaufanie.
Odchrząknął, posyłając
dziewczynie najniewinniejszy uśmiech, jaki zdołał wymusić.
– Czyżby księżniczka bawiła się
w Losową Korespondencję? – spytał, unosząc brew do góry. – Myślałem, że to
zabawa dla osób z niższych sfer.
– Gdyby moi rodzice się o tym
dowiedzieli, z pewnością nie byliby zadowoleni, ale… – Wzięła głęboki wdech i
spojrzała w niebo – potrzebowałam tego. W zamku wszyscy są tacy sztuczni.
Uśmiechają się do ciebie, prawią komplementy, a wśród towarzystwa własnego
pokroju ranią. Tu nie można nikomu ufać, a co dopiero z kimś się przyjaźnić –
prychnęła i założyła ręce na piersi.
Znów to robiła. Starała się
pokazywać, że jest silna, odporna na przeciwności losu, ale jej gesty nie
współgrały z mimiką twarzy. Po tych słowach zacisnęła mocno usta i zamrugała
kilka razy oczyma, jakby chciała odgonić łzy zachodzące jej za powieki.
– A co z księciem Dantem? –
spytał Arion, przekręcając głowę w bok. – Miałem wrażenie, że dobrze się
dogadujecie.
– Śledziłeś nas? – spytała
chłodno księżniczka.
– Skądże! Po prostu
przechodziłem przypadkiem obok. – Rycerz wystawił przed siebie dłonie w
obronnym geście. To była prawda. Przecież nawet nie podsłuchiwał o czym
rozmawiają. Widział po prostu szczerą radość goszczącą na jej twarzy.
– Dante jest trochę inny –
przyznała z ciężkim westchnięciem. Opuściła głowę w dół i zaczęła wymachiwać w
górze nogami jak małe dziecko. – To mój przyjaciel. Czasem naprawdę mocno mnie
irytuje. Nazywa mnie aniołkiem! – prychnęła i wyprostowała się z godnością
prawdziwej księżniczki – a ja nim wcale
nie jestem. To znaczy, że naprawdę mało o mnie wie.
– Ach, tak? – spytał
podejrzliwie Arion. – Mnie również
przypominasz w jakimś stopniu anioła. Upadłego anioła.
Madelyn posłała mu zabójcze
spojrzenie, ponieważ zrozumiała aluzję dotyczącą upadku.
– A więc nie znalazłaś swojego
korespondenta. Nie przyszło ci do głowy, że mógł uciec, kiedy dowiedział się
kim jesteś? Mógł się wystraszyć – mruknął od niechcenia. – Jesteś księżniczką.
Pewnie mu o tym nie powiedziałaś, prawda?
Dziewczyna spojrzała zażenowana
w bok.
– Nie chciałam, żeby widział we
mnie księżniczkę, tylko zwyczajną dziewczynę.
– Ale w taki właśnie sposób go
oszukałaś. Może zrobiłaś mu niepotrzebną nadzieję? – Arion uniósł brew w górę.
– Jeśli jest zwyczajnym mieszczaninem, nawet nie mógłby się zbliżyć do kogoś
takiego jak ty – westchnął ciężko.
Madelyn spojrzała uważnie na
Ariona. Jej chłodne niebieskie oczy przeszywały jego duszę na wskroś.
Wyglądała, jakby starała się czegoś dopatrzeć w jego wnętrzu. Grzebała,
przerzucała i uważnie się przyglądała. To odważne spojrzenie zaczynało go
powoli onieśmielać. Nie był przyzwyczajony do wgapiających się w niego uparcie
dam. Może i mieszkał z samymi kobietami, ale zupełnie inaczej patrzyło się na
swoją rodzinę niż na osoby postronne.
– Nie przedstawiłeś mi się –
powiedziała dziewczyna. Brzmiała bardzo ostrożnie. Znów postawiła pomiędzy nimi
barierę zbudowaną z nieufności.
– Arion – odpowiedział szybko
rycerz, może nawet zbyt szybko. Podrapał się nerwowo po głowie, a potem
przeklął w duchu własną osobę za tę nieuwagę. Przecież on również napisał
Madelyn o jego cechach charakterystycznych. Nie dość, że zdradził jej swoje imię,
które zaczynało się przecież na literę „a”, to jeszcze uczynił gest, o którym
jej wspominał.
Księżniczka wyprostowała się i
napięła wszystkie mięśnie. Słowa, które z siebie wyrzuciła były stłumione
zdziwieniem:
– To ty.
Między dwójką listowych
korespondentów zaległa ciężka i przytłaczająca cisza. Powietrze wokół nich
niespodziewanie zgęstniało. Zapach herbacianych róż stał się zdecydowanie zbyt
intensywny. Arion miał wrażenie, że podrażnia jego nozdrza, ale to księżniczka
jako pierwsza kichnęła. Chciał powiedzieć jej „na zdrowie”, ale zanim to
zrobił, dziewczyna rzuciła się na niego i objęła jego klatkę piersiową z całej
siły. Głowę z burzą czekoladowych włosów oparła zaraz przy sercu, które wygrywało
przyspieszonego Waltza – ktoś, kto tańczyłby w jego rytm, mógłby połamać sobie
nogi.
Zszokowany chłopak wystawił
ręce w bok, nie wiedząc co zrobić. Przez chwilę rozglądał się wkoło, jakby szukał
ratunku, ale w rzeczywistości upewniał się, czy nikt ich teraz nie dostrzeże i
nie doniesie królowi o widoku, jaki ujrzał w ogrodzie.
Arion początkowo wahał się przy
odwzajemnieniu mocarnego uścisku. Przekonało go dopiero delikatne drżenie
bladego ciała opartego o jego pierś.
Księżniczka płakała. Z jej ust
wyrywał się co rusz jękliwy i cichy oddźwięk zakańczany delikatnym pociąganiem
nosa. Przez chwilę poczuł się jak ojciec małego dziecka, które wystraszyło się
groźnych potworów spod łóżka.
– To naprawdę ty – zajęczała
Madelyn, nie przejmując się tym, że uścisk był jednostronny.
Arion poczuł jak całe gęste
powietrze ulatuje z jego płuc. Napięcie było tak silne, że nawet nie
spostrzegł, kiedy wstrzymał oddech. Teraz kiedy mu ulżyło, przygotowywał się
niezgrabnie do odwzajemnienia przytulenia. Początkowo jego ręce były gdzieś
daleko poza zasięgiem pleców księżniczki, zupełnie jakby traktował ją jak
porcelanową lalkę wartą miliony, ale w końcu odważył się ją objąć i wtulić
głowę w jej ramię. Poczuł, że spięte mięśnie dziewczyny również się
rozluźniają.
Uczucia, które ich opanowało
nie można było nazwać żadnym sensownym epitetem. To było coś na granicy
zapomnienia, odejścia w zupełnie inną rzeczywistość. Wolność uczuć z równoczesnym
zniewoleniem zmysłów, chwila błogiej nieświadomości. Nagromadzenie tego
obezwładniającego i błogiego chaosu doprowadziło do tego, że dwójka korespondentów
tkwiła w swoich objęciach aż do czasu rozpoczęcia balu, który dał o sobie znać
wzniosłą i uroczystą muzyką. Dopiero wtedy zarówno Madelyn jak i Arion
przebudzili się z dziwnie nierealnego snu.
– Nie powinnaś przypadkiem
wracać? – spytał niepewnie chłopak.
– Powinnam, ale… konsekwencjami
będę przejmować się później – odpowiedziała Madelyn, unosząc głowę. Teraz
obydwoje patrzyli sobie prosto w oczy z delikatnymi uśmiechami na twarzach.
– Mogę cię porwać? – spytała konspiracyjnym
szeptem księżniczka, przybierając zabawną minę, która miała przypominać o
powadze sytuacji, a uzyskała zupełnie inny efekt.
Arion zaśmiał się głośno i
wesoło.
– To nie rycerz powinien porwać
księżniczkę?
– Czasy się zmieniają. –
Madelyn z niechęcią oderwała się od swojego ukochanego. – Ja… naprawdę nie
chciałam, żebyś poczuł się źle. Przepraszam, że wcześniej nie napisałam ci o
tym, kim jestem. Chciałam ci wszystko wyjaśnić, kiedy się spotkamy. Dla mnie
naprawdę nie ma większego znaczenia z jakiej warstwy społecznej się wywodzisz.
Moi rodzice nie zabronią nam się spotykać i…
Arion przyłożył palec
wskazujący do ust dziewczyny, żeby ją uciszyć.
– Miałaś mnie porwać –
powiedział z delikatnym uśmiechem, pragnąc tym samym przekazać jej, że zdołał
już zapomnieć o całym zajściu.
Zrozumiał motywy działania
księżniczki. Nie chciała go po prostu przestraszyć. Wiedziała, że gdyby
wcześniej dowiedział się o tym, kim jest, na pewno nie chciałby się z nią
spotkać. Wcale go nie oszukała, od początku zamierzała powiedzieć mu prawdę. To
on zachował się jak gbur.
Madelyn chwyciła za dłoń
chłopaka i odsunęła ją od swoich ust – zamknęła ją w objęciach swoich długich,
bladych palców. Jej niewinny uśmiech przerodził się teraz w lisią maskę.
Księżniczka najwyraźniej coś knuła.
Już po chwili ciągnęła swojego
osobistego rycerza przez różany ogród. Biegła, jakby bała się, że ktoś może ich
dostrzec. Jednak zamiast strachu, w jej oczach czaiła się nieskrywana radość.
Być może to szczęście ją napędzało, a nie bojaźliwość.
– Gdzie biegniemy? – spytał podejrzliwie
Arion, ściskając mocniej dłoń dziewczyny.
– Do mojej komnaty! –
wykrzyknęła radośnie Madelyn. Puściła oczko swojemu przyjacielowi i podwinęła
niebieską suknię, żeby nie potknąć się o ciężkie falbany. – Tam będziemy
bezpieczni!
Arion uśmiechnął się szeroko w
taki sposób, w jaki nigdy tego nie robił.
Jeżeli w rzeczywistości istniał
bóg każący mówić o sobie Przeznaczenie, a Losowa Korespondencja przynosiła co
roku wielkie plony w postaci złączonych ze sobą serc, to jeszcze dziś zamierzał
złożyć mu hołd.
Przeznaczenie to już nie bajka,
przeznaczenie to rzeczywistość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz