poniedziałek, 1 stycznia 2018

Jesteśmy tylko przyjaciółmi [Cz. 2]

Dobry wieczór! Dzisiaj publikuję drugą część opowiadania, które piszę obecnie z Cleo! Po roku nareszcie udało nam się dobrnąć do mety. Co prawda JTP miało pojawić się wczoraj, tak samo jak prolog, ale to nic, jest dzisiaj. Tym samym... Szczęśliwego Nowego roku!


***
Lipiec 2014 r.

Lato zawsze kojarzy się z wysokimi temperaturami, słońcem świecącym kilkanaście godzin na dobę, z kolorowymi drinkami, plażą i odpoczynkiem, szczególnie po dość wzmożonym okresie pracy. Oczywiście nie każdy może pozwolić sobie na odpoczynek w tę porę roku, ale część tak. I to właśnie do niej zaliczał się Elian Hernandez, absolwent malarstwa na uniwersytecie w Barcelonie, nauczyciel plastyki w miejscowej szkole podstawowej i wielbiciel joggingu po piasku.
Oddawał się temu zajęciu, kiedy tylko mógł. Jak na przykład teraz, kiedy to biegł kilka metrów za Monetem, swoim labradorem, nucił pod nosem, by zmusić płuca do większej pracy, i zwracał na siebie uwagę zgromadzonych na plaży kobiet. Oglądały się za tym przystojnym i wysportowanym brunetem i wzdychały z zachwytu nad jego pięknie wyrzeźbionym brzuchem. Elian nie zwracał uwagi na te liczne spojrzenia – zaledwie miesiąc temu rozstał się z dziewczyną – na co się zanosiło od kilku ostatnich tygodni – nie chciał znowu wpadać w szał randek, nie był takim chłopakiem. Teraz chciał się skupić na sobie i realizowaniu własnych pasji.
Biegł dość długo, spoglądał w stronę powoli chylącego się ku zachodowi słońca i pozwolił wspomnieniom zawładnąć swoją głową. Na nowo widział moment, kiedy to spotkał Deliah Cheney po raz pierwszy. Właśnie tu, na tej plaży, u podnóża latarni morskiej, kiedy to jego psiak udał się na własny spacer, o niczym nie mówiąc. Uśmiechnął się na to wspomnienie – tamten wieczór zapoczątkował ich wspaniałą przyjaźń.
Znowu miała przylecieć do Calelli i spędzić kilka tygodni u siostry i szwagra. Nie mógł się tego doczekać, bo znalazł kolejne miejsca, które chciał jej pokazać. Zaczął odliczać godziny do chwili, kiedy znów ją zobaczy. Na samą myśl robiło mu się ciepło na sercu. Zobaczy ją, swoją drogą przyjaciółkę, i być może ona pomoże mu pozbierać się w sferze uczuciowej. Bo – dobrze to wiedział – mieszała w niej i to czasami na tyle mocno, że nie mógł myśleć o nikim innym, jak o niej. Głupiec.
Biegł dalej, uśmiechając się sam do siebie. Nie spodziewał się, że w tym czasie Deliah mogła być bliżej, niż myślał. A była i bardzo go potrzebowała.
Ich znajomość trwała już sześć lat. Widywali się na wakacje, a także podczas krótkich ferii, które dziewczyna odbywała pomiędzy sesją a kolejnym semestrem studiów. Deliah studiowała muzykologię, co nie bardzo podobało się jej rodzicom – uważali, że to mało przyszłościowy kierunek. Tak naprawdę nie wybrałaby go, gdyby nie Elian, który osobiście ją do tego namówił. Życie było po to, aby spełniać swoje najskrytsze marzenia i Deliah zamierzała to zrobić. Nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie opowie mu o swoich osiągnięciach i planach na przyszłość. On też chciał się z nią podzielić swoimi perspektywami na życie. Do tego jednak wciąż daleko. Jego najdroższa przyjaciółka miała przylecieć dopiero za miesiąc.
Elian uznał, że osiągnął już dzienny limit wysiłku. Monet najwyraźniej również miał dosyć – dał znać o tym swojemu panu głośnymi szczeknięciami.
– No już, kolego, do nogi. – Zaśmiał się, kiedy pies podszedł do niego, trzymając w pysku mokry i obklejony solą patyk. Niby labrador miał dość biegu, ale sugerował zabawę w aportowanie. Czasami chłopak zastanawiał się, czy jego ukochane zwierzątko nie jest przypadkiem płci żeńskiej, tak bardzo zachowaniem przypominało kobietę. – No już, dobrze. Rzucę ci, ale raz, zrozumiałeś? – Monet wywalił język i szybko oddychał, by się schłodzić. – Niedługo musimy wracać.
Monet zaszczekał głośno, jakby zrozumiał swojego pana, a potem podskoczył do góry, chcąc mu zasugerować rzut. Elian wykonał jego żądanie z uśmiechem na ustach.
Słońce zdążyło już utonąć w chłodnej toni Morza Śródziemnego. Nad wybrzeżem Costa del Maresme zapanował spokój – ludzie zaczęli rozchodzić się do domów, aby uciec przed mroźnym wieczorem lub też szykować na spotkania z przyjaciółmi. Na chwilę wszystko straciło swój dynamizm, ale pewnie koło dziewiątej wieczorem, mimo bryzy, wielu wyjdzie do restauracji i zajmie miejsce na zewnątrz. Choćby temperatura miała stać się na nowo wiosenna podczas nocy, Hiszpanie i tak spędzą ją w najbardziej lubiany przez siebie sposób.
Elian nie był z nikim umówiony. Rodzice, jak i młodszy brat, wybierali się pewnie gdzieś ze znajomymi, jak w każdy podobny weekend (wpierw przedzwoni do niego rodzicielka, by wypytać, czy nadal żyje), on jednak wolał poświęcić ten czas na czytanie lub malowanie. Nie umiał siedzieć bezczynnie, a dzięki rozwijaniu pasji czuł się naprawdę szczęśliwy. Na samą myśl o samotnym wieczorze, podczas którego będzie się oddawał twórczości, zrobiło mu się lepiej na sercu.
Założył koszulkę na nagą pierś, schował ręce do kieszeni i skierował się w stronę wyjścia z plaży, podążając za resztą Hiszpanów i turystów. Monet zaskomlał za nim z kijem w zębach – liczył na odrobinę większą dawkę zabawy, ale skoro jego pan tak postawił sprawę, musi się dostosować. Kij zostawił przy wyjściu z plaży jak kulturalny pies, a potem dołączył do Eliana i pozwolił sobie przypiąć smycz do obroży. Chłopak podrapał zwierzaka za uchem. Za posłuszeństwo należał mu się smakołyk – ukrył kilka w kieszeni letnich spodenek. Wyjął jedną z kostek, a potem rzucił do Moneta komendą  „poproś”. Zdziwił się, kiedy pies nie zareagował, zupełnie jakby nie zauważył ulubionego przysmaku. Zamiast tego zaczął zamiatać ogonem po zawalonym piaskiem chodniku, sypiąc mu go do butów. Zachowywał się, jakby zobaczył kogoś znajomego.
Elian spojrzał przed siebie. Rzeczywiście, ktoś spacerował powoli wzdłuż chodnika. Jakaś dziewczyna w czarnej jak noc sukience. Z oddali, oświetlona słabym światłem księżyca, wyglądała jak maszerujący trup. Zanim się obejrzał, Monet zaczął głośno szczekać i wyrywać się do owianej tajemnicą postaci.
– Ej no, spokój! – podniósł lekko głos i przykucnął przy rozentuzjazmowanym zwierzaku. Patrzył na idącą kobietę, a jego twarz przybierała coraz większy wyraz zdziwienia. – Deliah?! – wykrzyknął, zanim na dobre upewnił się, że to jego przyjaciółka. Ta, która powinna zjawić się w Calelli dopiero za miesiąc.
Palant, skarcił sam siebie. Chyba już mu na mózg padło, skoro widział drogą swemu sercu Angielkę, gdy była w innej części świata. Chyba za bardzo się za nią stęsknił, stąd te halucynacje.
Zaskoczona dziewczyna obróciła się w jego stronę. Wieczorny zefirek rozwiewał jej kasztanowe włosy na wszystkie strony. Próbowała je przywołać do ładu, choć nieskutecznie. Widząc z oddali młodego Hiszpana i jego biszkoptowego labradora, zesztywniała. Podobnie jak chłopak miała wrażenie, że to halucynacja.
Jej smutne rozmyślania odeszły w bok. Bladą twarz rozświetlił promienny uśmiech.
Nie, nie mogła się mylić. To naprawdę był on.
– Elian! – odkrzyknęła wesoło i zaczęła biec chodnikiem w jego stronę, wyciągając przed siebie ręce, jakby chciała go do siebie mocno przytulić.
O cholera, przemknęło mu jedynie przez myśl, kiedy zobaczył wyraz jej twarzy, gdy biegła w jego stronę. Nagle zapomniał o wszystkim, rozłożył jedynie ręce i z wielką radością ugościł w objęciach swoją przyjaciółkę. Przytulił ją mocno i roześmiał się wprost do jej ucha.
Ay Dios mio, tak się cieszę! Co ty tu robisz?! Nie miałaś przylecieć później? – Odsunął ją nieznacznie od siebie, otaksował wzrokiem i zmarszczył czoło. – Czarna sukienka? Przecież nie przepadasz za czernią. – Spojrzał w jej twarz, a widząc smutek w jej oczach, sprzedał sobie mentalnego liścia. – Co się wydarzyło, skarbie?
– Ja… – Deliah spojrzała w bok, nie wiedząc, od czego zacząć. – Przepraszam, że nie dałam ci znać. Wiem, miałam przylecieć dopiero za kilka tygodni, ale… tak naprawdę decyzję podjęłam dzisiaj, godzinę przed odlotem, nawet moja siostra nie wie, że tu jestem. – Dziewczyna uśmiechnęła się niewinnie do swojego przyjaciela. – A ta sukienka... – Spojrzała w dół i westchnęła ciężko. Czuła, że to nie jest dobre miejsce i moment na opowiedzenie Elianowi wszystkiego, co ostatnio miało miejsce w jej życiu. – Może masz czas się przejść? – spytała z delikatnym uśmiechem. Starała się nie pokazywać, że coś jest nie tak, choć nie była najlepszą aktorką. Zmartwienie lub przygnębienie miało zawsze odzwierciedlenie w jej szaro-zielonych oczach.
Deliah pochyliła się ku Monetowi, który od dłuższego czasu szturchał ją mokrym nosem w kolano. Podrapała go za uchem i zaśmiała się cicho. No tak, zapomniała o swoim drugim najlepszym przyjacielu. On nie zapomniał o niej, nic więc dziwnego, że domagał się jej uwagi i pieszczot.
Elian patrzył na dziewczynę i swojego kochanego psiaka, a coś w jego sercu zadrżało. Przez ostatni rok śnił o takim obrazku, o dwóch istotach, które prawdziwie kochał, choć tak różną od siebie miłością. Nie mógł znieść tego, że Deliah umawia się z jakimś londyńskim lowelasem, kiedy on tęsknym wzrokiem patrzy na zachody słońca, wspominając ich wspólne spacery po Calelli. Nie mógł znieść tego, że być może za wielką wodą jego przyjaciółka spotka miłość, którą uzna za tę jedyną. Ostatni rok wiele zmienił w jego myśleniu o Brytyjce. Właściwie to te miesiące od ich ostatnich wspólnych wakacji i tęsknota, którą odczuwał za każdym razem, kiedy mijał ich miejsca, sprawiły, że zdał sobie sprawę z własnych uczuć.
Zakochał się w niej, choć się tego nie spodziewał. Teraz nie wiedział, jak jej to powiedzieć, by nie zniszczyć przy tym ich przyjaźni. Myślał, że zdoła opracować jakiś plan, nagły przylot dziewczyny odrobinę to skomplikował. Nie zmieniało to jednak faktu, że niezmiernie się cieszył – ba, był po prostu i najzwyczajniej w świecie szczęśliwy, że znowu ją widzi.
W jego świecie znowu pojawiło się ukochane słońce, nie powstrzymał się więc i kiedy Deliah wyprostowała się po uraczeniu psa ogromną porcją głaskania i uwielbienia, przytulił ją do siebie jeszcze raz.
– Naprawdę cieszę się, że już tu jesteś – wyszeptał jej do ucha. – Dlatego zapraszam cię na kolację do Los Amigos na porządne chorizo. Tam mi opowiesz, co się wydarzyło. Co ty na to?
Choć głośno by się do tego nie przyznał, gorąco pragnął, by udzieliła mu pozytywnej odpowiedzi. Do tej pory nie widział jej aż tak smutnej, chciał jej poprawić humor, ale szczerze mówiąc, priorytetem było dla niego spędzenie z Deliah każdej możliwej chwili. Może i pojawiła się w Calelli nagle, on jednak zadba, by w ten sposób nie opuściła miasta. Chciał podyktować losowi własne warunki, potrzebował jednak na to zgody dziewczyny.
– Oczywiście – padła odpowiedź. Głos Deliah zabrzmiał niepewnie, choć z całych sił starała się być przepełniona entuzjazmem. Nie chodziło o sam pomysł dotyczący kolacji, przecież bardzo się cieszyła ze spotkania z Elianem, właśnie jego teraz potrzebowała najbardziej. Czuła, że podświadomie przyleciała tu właśnie dla niego.
Ostatnie wydarzenia odbiły piętno na jej duszy. Starała się normalnie funkcjonować, ale zbyt wiele ostatnio się działo. To wszystko ją przytłoczyło, dlatego uciekła z Anglii na jakiś czas.
Spróbowała szybko sprostować swoją niezbyt entuzjastyczną odpowiedź wyrażoną w jednym słowie:
– Jestem piekielnie głodna, poza tym bardzo się za tobą stęskniłam – uśmiechnęła się. Tym razem zabrzmiała wiarygodnie. Na potwierdzenie prawdziwości jej słów, Monet szczeknął głośno, choć dla Deliah wyglądało to raczej jak prośba o uwagę – zastosowała się do niej i podarowała mu kolejną dawkę pieszczot.
Elian patrzył na nią dziwnie zażenowany jej wyznaniem. To jasne, że mogli za sobą tęsknić, w końcu od wielu lat byli najlepszymi przyjaciółmi, mimo to tym razem było inaczej – teraz, kiedy wiedział, że czuje do niej coś więcej, każdy komplement traktował zdecydowanie poważniej.
Nie zważając na to, że przyjaciółka właśnie głaszcze psa, chwycił ją za ramię, sprawił, że skupiła na nim swoją uwagę, po czym mocno przytulił i wyszeptał jej do ucha:
– Ja też za tobą tęskniłem, Deliah. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo. To będzie dla mnie zaszczyt, jeśli poświęcisz mi swój czas i zjesz ze mną kolację. – Po kilkunastu sekundach, zanim nowa fala zażenowania mogłaby wytrącić go z równowagi, odsunął od siebie Angielką, spojrzał w jej oczy i zapytał: – Gdzie twój bagaż? Wątpię, byś przyleciała tu tylko z torebką. Chyba że… byłaś już u siostry? Tego lata jeszcze jej nie widziałem.
Oczywiste było, że spotykał siostrę i szwagra Deliah podczas spacerów lub zakupów, w końcu mieszkali w jednym, nie za dużym mieście. Za każdym razem wypytywał Anne, co słychać u jego przyjaciółki, to dzięki temu – poza mailami wymienianymi z samą Deliah – wiedział, co się dzieje i nie musiał się martwić, że dziewczyna może go oszukiwać w swoich nazbyt entuzjastycznych wiadomościach. Choć ufał jej jak nikomu, czasami obawiał się, że dzielące ich kilometry zaburzają odbieranie sygnałów. Nocami zastanawiał się nad tym, czy na pewno odpowiednio odczytał to, co Deliah mu pisała, czy nie przeoczył czegoś między wierszami. Było to dość zrozumiałe – chciał być dla niej wsparciem, przyjacielem, kimś, na kim może polegać nawet wtedy, kiedy jest na drugim końcu kontynentu.
Patrzył na nią, czekając na odpowiedź, a cienie pod oczami rudowłosej wydawały mu się ciemniejsze niż chwilę temu. Jakby dłuższe przyglądanie się odkrywało to, co przy pierwszym zerknięciu było niewidoczne.
– Cóż – zaczęła lekko zażenowana dużą dawką czułości przyjaciela. Miała ochotę powachlować się dłonią, bo nagle zrobiło jej się niewyobrażalnie gorąco. Spojrzała ukradkiem na latarnię, aby się upewnić, że jej światło nie eksponuje różowych plam na policzkach. – Jak już mówiłam, mój wyjazd był nagły i szybki. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy – odpowiedziała z niewinnym uśmiechem. – Nie byłam jeszcze u Anne. Nawet nie wie, że przyjechałam – zaśmiała się niemrawo. – To jak, idziemy? – spytała nieco zbyt entuzjastycznym głosem, który zdradzał jej niepewność.
– Oczywiście że idziemy! – Chłopak uśmiechnął się szeroko, przejął od przyjaciółki jej bagaż, przygarnął ją do siebie drugim ramieniem i cały radosny ruszył w stronę centrum miasta. Monet nie spuszczał pana z oka, szybko pojął, co się teraz dzieje. Bez żadnego nawoływania ustawił się obok nogi Eliana i maszerował przy niej aż do samego celu podróży.
Nie rozmawiali za wiele podczas drogi do Los Amigos. Elian nie wiedział, czy to odpowiedni czas, by już dopytywać się, dlaczego dziewczyna przyjechała do Hiszpanii szybciej, niż planowała, poza tym, kiedy tak na nią patrzył, nie umiał znaleźć słów. Była taka ładna, o wiele ładniejsza niż w poprzednie wakacje. Albo dopiero teraz, kiedy zrozumiał swoje uczucia, zwracał na nią uwagę bardziej, chciał dostrzegać, jak naprawdę wygląda. Był zauroczony jej piegami, tym, jak marszczyła mały nosek, migdałowym kształtem jej oczu – czy naprawdę miała jedynie brytyjskie korzenie? – maleńkimi zmarszczkami, które tworzyły jej się przy kącikach ust, kiedy się uśmiechała. Nawet jej bladość była ujmująca.
Przełknął ślinę i raptownie odwrócił wzrok, kiedy wyczuła, że jej się przypatruje. Zamiast tego przyglądał się mijanym lokalom, ludziom, którzy zgodnie z przypuszczeniami pojawili się na mieście. Uśmiechał się do właścicieli barów, których znał osobiście. Jak zwykle był pod wrażeniem tego, jak jego rodzinne miasto zmienia się wieczorami i swoim pulsującym sercem przyciąga spragnionych zabawy licznych turystów.
Los Amigos było niewielkim lokalem z małym ogródkiem przed wejściem. Usadowiony między dwoma casas wabił do siebie latynoskimi dźwiękami muzyki, płynącej z głośników na ulicę, oraz apetycznymi zapachami. Całe jego wnętrze wyglądało jak wykute wewnątrz skały, nie odstraszało jednak. Ciepła barwa czerwieni na obrusach, jasne firanki w dwóch małych okienkach, drewniane meble, ładnie urządzony bar i zawsze uśmiechnięty właściciel, tworzyli niepowtarzalny klimat, dla którego chciało się tu wracać. A także dla pysznego jedzenia – Elian z ręką na sercu mógł powiedzieć, że w całej Calelli nie ma tak dobrego tapas i tortilla de patatas, jak tutaj.
Hernandez przyprowadził tu swoją przyjaciółkę po raz pierwszy w wakacje po jej zakończeniu szkoły, kiedy to chciał świętować z nią jej pięknie zdane egzaminy i nakłonić, by jednak poszła na studia na muzykologię, bo to jej przeznaczenie. Zamówili wtedy tylko najtańsze tapas i piwo, bo nie chcieli zbytnio tracić zapasów euro na coś, co nie będzie im smakować. Jakże się zdziwili, kiedy przystawki okazały się najlepszymi pod słońcem. Od tamtej pory bywali w Los Amigos przynajmniej raz, podczas wspólnie spędzanych wakacji. Była to ich tradycja, nieważne co się działo, musieli tam zajrzeć. Właściciel, señor Pedro, podchodzący pod pięćdziesiątkę, z bujnym, ciemnym wąsem, bardzo polubił tę nietypową, bo po części angielską parę, i za każdym razem witał ją tak samo entuzjastycznie. Kiedy tak obserwował tę dwójkę przez lata, utwierdzał się w przekonaniu, że coś z nich będzie, coś więcej niż tylko to uporczywie powtarzane jesteśmy tylko przyjaciółmi. Uśmiechał się, kiedy widział rodzące się między nimi uczucie, i jak nikt im kibicował. Nic jednak im nie narzucał; uważał, że Elian i Deliah zejdą się w swoim czasie, a kiedy to nastąpi, on, señor Pedro, ugości ich u siebie, by świętować.
Para przyjaciół dotarła do celu po niespełna piętnastu minutach spaceru. Elian przepuścił przyjaciółkę w drzwiach, Monet – jak na posłusznego i ułożonego psiaka przystało – pozostał na zewnątrz. Señor Pedro, kiedy dostrzegł lubianą parę, uśmiechnął się szeroko i przywitał ich radośnie:
Buenas noches, mis amigos! Moje serce się raduje na wasz widok! – Rozpostarł ramiona, w których sekundę później zamknął zawstydzoną lekko Deliah. – Ha, a coś czułem, że dzisiejszy wieczór będzie dla mnie dobry. Co wam podać, moi kochani?
Elian i Deliah wymienili spojrzenia, chłopak uśmiechnął się porozumiewawczo. Zawsze odpowiadali na to pytanie w taki sam sposób, dlaczego dzisiaj miałoby być inaczej?
– Dla nas to samo, co zawsze, señor Pedro, a dla Moneta przed lokalem proszę o miskę z wodą. Miło znowu pana widzieć.
Właściciel poklepał nauczyciela plastyki po plecach.
– Was również, mój chłopcze, was również. Teraz idę do kuchni zgłosić wasze zamówienie, zajmijcie swój stolik – tak się składa, że akurat dzisiaj trzymałem go pusty, bo miałem przeczucie, że wpadniecie. Jestem jasnowidzem, ha! – wyrzucił z siebie, zmierzając do kucharzy.
Przyjaciele odprowadzili go wzrokiem, po czym Elian zerknął na Angielkę. Dopadło go dziwne zażenowanie, nie chciał jednak doszukiwać się jego przyczyny. Odchrząknął.
– Chyba możemy już zająć nasze miejsca – zauważył cicho.
Deliah kiwnęła głową i usiadła przy stoliku, który zwyczajowo zajmowali. Zaczynała się odrobinę stresować – starała się to ukryć pod stołem, gdzie nogi nerwowo tupały w podłoże. Czuła, że Elian w końcu ją spyta o powód jej przyjazdu, a obydwoje dobrze wiedzieli, że nawet jeżeli działo się coś złego, nie lubiła o tym mówić. W przeciwieństwie do otwartego na świat Eliana, który znakomicie sprawdzał się w zawodzie nauczyciela, ona była zamknięta w sobie. Nigdy nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie, skąd wzięła się jej dziwna ostrożność i nieufność, winę zrzucała na geny. Zawsze zazdrościła Elianowi tego, z jaką swobodą rozmawia z ludźmi. Wiedziała, że gdyby nie on, przyjazdy do Calelli nie byłyby takie jak dziś. Gdyby nie on, nie miałaby również prawdziwego przyjaciela.
Przyjaciela?
Deliah uśmiechnęła się lekko na boku. Skrycie od zawsze marzyła o tym, żeby było inaczej. Od kiedy się w nim kochała? To już kilka lat. Kilka nieszczęsnych lat. Nawet nie wiedział, jak bardzo bolało ją to, że na pewnym etapie ich znajomości miał dziewczynę i to inną niż ona. Raz rozmawiali wspólnie na skypie. Była piękna i tak bardzo pasowała do Eliana. Ona nie byłaby dobrym obrazkiem do kompletu z kimś, kogo skrycie od zawsze podziwiała. Elian zasługiwał na kogoś lepszego.
Jej myśli związane z nieosiągalnym dla niej celem, sprawiły, że w jej oczach pojawiły się łzy. Szybko odwróciła wzrok w drugą stronę i udała, że przygląda się zasłonom. Teraz również jej palce wystukiwały niecierpliwy rytm o stół.
Tak bardzo chciała wpaść teraz w ramiona swojego przyjaciela i wypłakać się w nich za wszystkie czasy. Był jedyną osobą, która ją rozumiała, przy której nie wstydziła się swoich uczuć. Nie zamierzała jednak rozklejać się publicznie.
Zacisnęła usta i wzięła cichy wdech. Musiała się uspokoić.
Elian zauważył zmianę na twarzy przyjaciółki. Ten dojmujący smutek sprawił, że zadrżało mu serce. Gdyby nie byli w lokalu, gdzie są świadkowie, pewnie by ją teraz do siebie przytulił, zwalając przy tym z krzesła. Powstrzymał się jednak – zbyt wielka wylewność mogłaby zostać źle odebrana.
Zamiast tego pochylił się lekko w stronę dziewczyny i zapytał:
– Powiesz mi teraz, dlaczego przyjechałaś wcześniej? Co się wydarzyło?
Nie dane mu było szybko usłyszeć odpowiedź, gdyż podszedł do nich señor Pedro z tacą, na której spoczywało ich zamówienie.
– Proszę bardzo, moi drodzy, wasze tapas i piwo. ¡Buen provecho! A, jeszcze coś. – Zwrócił twarz ku dziewczynie. – Droga Delio – wymówił jej imię z zaśpiewem, co lekko ją zawstydziło – tamten pan przy stoliku obok baru kazał przekazać, że jesteś śliczna i zapytać, czy może postawić ci drink.
Angielka spojrzała na restauratora szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami i rozdziawioną buzią, zaś Elian zacisnął pod stołem obie ręce w pięści i zaklął cicho pod nosem.
Doskonale wiedział, jak orientalna dla Hiszpanów uroda dziewczyny przyciąga jego rodaków, mimo to serdecznie nie znosił, kiedy ktokolwiek zwracał się do Deliah podobnymi słowami. Dla niego była piękna tak, jak obraz, którego nie wiesza się na ścianie, lecz kryje w sejfie, bo taki jest cenny. Za każdym razem, gdy ktoś próbował uprzedmiotowić aparycję dziewczyny, wzbierał w nim gniew. Dokładnie tak jak teraz.
Zanim Deliah w ogóle miała szansę pomyśleć nad jakąkolwiek odpowiedzią, głos zabrał Hernandez, a jad, który z niego wypływał wraz z kolejnymi hiszpańskimi słowami, mógł zrobić komuś krzywdę swoją ostrością.
¡Muchas gracias!, mi hermano – zwrócił się do wskazanego jegomościa – pero no. Ella es conmigo. Por siempre, luego...
Nieznajomy spojrzał na niego, na Deliah, a później znowu na Eliana i wzruszył ramionami. Chyba nie chciał wszczynać żadnej kłótni, widząc postawę malarza, dlatego odparł jedynie:
Entiendo, perdone – i wrócił do picia piwa z kolegą.
W tym czasie Deliah wpatrywała się w przyjaciela zażenowana i dziwnie zdenerwowana. Jeśli dobrze zrozumiała jego słowa, to może… Nie! Musiała się najpierw upewnić.
Po udzieleniu odpowiedzi Elian wziął się za konsumpcję tapas. Udawał, że nie dostrzega spojrzenia rudowłosej, nie umiał jednak zbyt długo unikać jej wzroku. Zielone oczy dziewczyny przyzywały go jak nic innego.
Czy powinien go unikać? Przecież powiedział prawdę, nie powinien czuć się winny.
Kiedy jego ciemne spojrzenie spotkało się z angielskim, Deliah zapytała:
 – Jestem z tobą… na zawsze?
Elian sięgnął po plasterek świeżego chorizo, przeżuł kilka razy. Dopiero sekundę po przełknięciu ośmielił się odpowiedzieć na pytanie przyjaciółki, patrząc jej przy tym prosto w oczy.
– No tak, jesteś. Psychologowie oznajmili przecież, że po siedmiu latach przyjaźni jest się już związanym z tą osobą do końca życia, a nam właśnie w te wakacje przypada siódma rocznica. Hej, wypijmy za to!           
Zdezorientowana Deliah uniosła butelkę piwa do góry. Gdzieś w środku poczuła zawód. Liczyła na inną odpowiedź. Jak zwykle dała się nabrać. Może powinna przestać marzyć o niemożliwym?
Starała się robić dobrą minę do złej gry. Chciała się uśmiechnąć z pełną radością, w końcu to już siedem lat znajomości, ale jej usta odmówiły posłuszeństwa.
Dlaczego zawsze, kiedy chciała się zbliżyć do Eliana, on się nagle wycofywał? Chciała czegoś więcej, nie tylko przyjaźni – z niej już dawno wyrosła. Uczucie, którym darzyła swojego przyjaciela, było dojrzalsze niż kiedyś.
Nie powstrzymała się od cichego westchnięcia zawodu.
Nagle cały ten hałas i wszyscy ludzie zaczęli jej przeszkadzać. Czuła się niezręcznie. Chciała już iść do domu i zakopać się pod kołdrą w pokoju gościnnym Anne, a potem wypłakać wszystkie swoje żale w poduszkę. W końcu niczego innego ostatnio nie robiła.
Gdyby jej dziadek tutaj był, wtedy na pewno by coś na to poradził…
Deliah wstrzymała dech. To był najlepszy sposób na zatrzymanie emocji, które chciały spowodować ogromny wybuch w jej małym ciele. Przecież nie mogła beczeć przed tyloma ludźmi, a już szczególnie nie przy Elianie!
Tym razem nie oszukała swojego ciała. Jej sztuczny uśmiech ozdobiło kilka łez spływających po policzkach. Nie zdążyła na nie zareagować.
Wraz z butelką opuściła w dół również głowę, zupełnie jakby chciała się skulić w obronie przed całym światem.
Elian aż rozwarł usta, widząc łzy na policzkach młodszej towarzyszki, których nie zdołała ukryć. W jednej chwili porzucił cały swój misterny plan trzymania uczuć na wodzy, wstał z miejsca, podszedł do krzesła zajmowanego przez przyjaciółkę, ukląkł przed nią i wziął w objęcia. Nie liczyło się to, co mogą sobie pomyśleć o nich inni klienci czy nawet señor Pedro – najważniejsze było, by Deliah mogła się wypłakać na jego ramieniu, zamoczyć jego koszulkę i pozwolić trzymać się w ramionach tak długo, jak będzie chciała.
Obejmował ją mocno, zakrył ją przed innymi, bo tylko on miał dostęp do widoku jej łez. Głaskał ją po głowie, a do ucha wyszeptał:
– Nie płacz, kochanie. Nie wiem, co się wydarzyło, ale jestem przy tobie. Jestem i zawsze będę. Obiecuję.
Kołysał ją w ramionach niczym małe dziecko, przez co powoli się uspokajała. Kątem oka zerknął na jej twarz i aż musiał z wrażenia przełknąć ślinę – był tak blisko, że gdyby tylko chciał, mógłby dotknąć jej warg swoimi. Zganił się w myślach za podobne marzenie, przecież to byłoby coś niedorzecznego. Poza tym, gdyby tylko pocałował ją w usta, zapomniałby o całym świecie i pewnie w ogóle nie dowiedziałby się tego, co się wydarzyło w życiu uroczej Angielki.
Pojmując wagę możliwych konsekwencji, zrezygnował z pomysłu całusa w usta, nie omieszkał za to musnąć wargami czoła dziewczyny na potwierdzenie swoich słów. Tego przecież chciał najbardziej na świecie – zawsze trwać przy jej boku.
– Przepraszam – jęknęła Deliah. Zacisnęła pięści na koszulce Eliana, unosząc ją przez to lekko w górę. Schowała głowę w jego piersi i zapłakała cicho. Było jej naprawdę głupio. Nie chciała psuć tego spotkania, nie chciała psuć toastu, nie chciała przeszkadzać innym ludziom w restauracji swoim dziwnym zachowaniem. Na pewno zdążyli już zwrócić na siebie uwagę, w końcu nie na co dzień ktoś płakał w ramionach przyjaciela w miejscu publicznym. 
– Nie masz za co. – Nadal głaskał jej włosy uspokajającym ruchem. – Płacz, ile chcesz, jeśli masz się poczuć lepiej. Ja cały czas tu będę.
Jeśli miałby powiedzieć, czego teraz chciał, to jej uśmiechu i by zapomniała o tym, co złego ją spotkało. Chciał też wiedzieć, dlaczego zjawiła się w jego rodzinnym mieście, nie chciał jej jednak pośpieszać – z doświadczenia wiedział, że lepiej się wychodzi, kiedy ktoś z własnej woli otwiera przed drugą osobą swoje wnętrze.
Cierpliwie czekał, nie denerwował się tym, że przez przyjaciółkę jego piwo zaczęło robić się ciepłe. Nie dbał również o tapas – stracił apetyt, szczerze mówiąc. Od jego żołądka ważniejsze było, aby jego ukochana przyjaciółka znowu się uśmiechała.
W ciągu kilkunastu minut w restauracji zrobiło się dziwnie pusto i na dodatek niezręcznie. Deliah martwiła się o to, że nieumyślnie wygoniła klientów señor Pedro. Nie chciała tego. Przez to poczuła się jeszcze gorzej niż wcześniej.
– Elian – zaczęła głosem małego, zasmarkanego dziecka. – Prawie nikogo tu nie ma. Aż tak strasznie wyglądam? – spróbowała się zaśmiać, ale nijak jej to wyszło.
– Chyba żartujesz. – Patrzył na nią bez skrępowania, w końcu nikt nie mógł powiedzieć o nim, że wygląda jak zboczeniec obserwujący swoją kolejną ofiarą. Nikt poza doñ Pedrem, ale ten doskonale wiedział, jak się sprawy mają, więc żadne podobne myśli nie mogły przyjść mu do głowy. – Wyglądasz ładnie. Nawet z tymi zaczerwienionymi oczami przyciągasz wzrok. Jesteś urocza.
Nie mógł przewidzieć, że obdarzy ją komplementami, byle tylko poprawić jej humor, ale skoro to zadziałało, dlaczego miałby czuć się zażenowany? Dlaczego więc tak się czuł?
Uniósł dłoń i odsunął pasemko rudych włosów, które planowało wpaść dziewczynie do oka, wsunął je delikatnym ruchem za jej ucho i prawie zwariował, kiedy podczas tego uczynku do jego nosa dotarł zapach jej perfum.
Deliah uśmiechnęła się delikatnie. Jej blade policzki nabrały rumianej barwy. Jedyną osobą, której komplementy potrafiła przyjąć do siebie, był Elian. Zazwyczaj u innych osób reagowała na nie zaprzeczeniem bądź skromnym podziękowaniem. Tylko jej przyjaciel potrafił sprawić, że myślała o nich jak o czymś, co jest zgodne z prawdą. Gdyby tylko zwrócił na nią uwagę w inny sposób niż ten, w który do tej pory na nią patrzył… To pragnienie powoli wypalało w jej sercu dziurę.
– Dziękuję. – Po tych słowach pochyliła się nad ustami chłopaka. Przez chwilę tkwiła tak w bezruchu, zdając sobie sprawę z tego, że chciała uczynić coś karygodnego. Szybko wycofała się w stronę policzka, składając na nim krótki pocałunek. Potem oddaliła się od chłopaka i udała, że zainteresował ją wchodzący do knajpy klient.
Czasami serce podsuwało człowiekowi naprawdę szalone pomysły. Dobrze, że miała w głowie choć odrobinę oleju, który był w stanie wstrzymać falę nagłych uczuć.
Elianowi przez ułamek sekundy wydawało się, że przyjaciółka chce coś zrobić. Tak blisko znalazła się ze swoją twarzą, że aż zaparło mu dech. Nic się jednak nie wydarzyło, zganił więc siebie za te myśli. Zamiast tego uśmiechnął się lekko i przelotnie zerknął na nowo przybyłego, by za moment znowu spojrzeć na Deliah.
– Skoro już lepiej, to zjedz coś. Jeszcze ktoś pomyśli, że cię tu głodzę – zaśmiał się cicho z tego żałosnego żartu i ugryzł kawałek sera, który popił sporym łykiem piwa. Karcił się w duchu za ten nagły humor, przecież atmosfera między nimi wydawała się taka… intymna. Dlaczego właśnie teraz jego umysł zechciał sobie pożartować?
Właściwie znał odpowiedź na to pytanie. Żartował, bo bał się, że jeżeli nie obróci sytuacji w żart, dopuści się czegoś, co postawi ich relację w innym świetle. A przecież nie mógł ot tak zniszczyć tego, co przez siedem lat udało im wspólnie stworzyć. To dlatego, mimo braku ochoty, wziął się za dalsze spożywanie tapas. Jedzeniem zapychał usta, byle tylko nie wypadło z nich coś, czego mógłby się powstydzić. Albo coś, co zupełnie popsułoby – o ile nie zakończyło! – jego przyjaźni z Deliah. Tego by nie zniósł.
Dziewczyna spojrzała na przyjaciela z niepewną miną. W ciągu kilku minut wydarzyło się między nimi tak wiele, że nie mogła przetworzyć w głowie kolejności tych zdarzeń. Najpierw się popłakała, później została pocieszona przez Eliana, nagle ni z tego ni z owego zaczęli żartować i ostatecznie powrócili do tematu jedzenia, zupełnie jakby nic się nie wydarzyło.
Otarła resztki łez z policzków i wbiła wzrok w talerz. Straciła całkowitą chęć na jedzenie, ale nie chciała zrobić przykrości swojemu przyjacielowi, w końcu sam ją tutaj zaprosił.
Niepewnie chwyciła za jedną z drobnych przekąsek. Zdołała ją jakoś przełknąć. Przy okazji, choć z wyraźnym wysiłkiem, starała się udawać, że nic się nie stało. Po jej twarzy błąkał się sztuczny uśmieszek. W głębi serca życzyła sobie, aby już stąd wyszli, aby mogli pobyć na osobności. Wtedy nie musiałaby udawać.
Elian dobrze widział, że przyjaciółka chce już opuścić lokal. Znał ją tak dobrze jak własną kieszeń, umiał rozpoznać jej nastrój i choć czasami nie chciała mówić, jak się czuje, on nie potrzebował jej pytać – dla niego była jak otwarta księga. To dlatego tak bolało go serce, kiedy widział, jak Deliah na siłę próbuje zachowywać się pogodnie, choć daleka była od tego stanu. Jej smutek przechodził na niego, a on nie umiał temu zaradzić. Był tak mocno z nią związany, że jej emocje odczuwał jak swoje własne. To dlatego, nie chcąc, by dziewczyna dłużej była wystawiona na czyjekolwiek spojrzenia, sięgnął po portfel i położył na stole banknot. Napiwek dla señor Pedra może nie był zbyt wysoki, ale obiecał sobie, że przy kolejnej okazji da więcej.
Spojrzał na przyjaciółką, która powoli i bez smaku dopijała swoje piwo, starał się do niej uśmiechnąć, choć marnie mu to wyszło. Odchrząknął i odezwał się:
– Chcesz już iść do swojej siostry? Jest dość późno, podejrzewam, że może już spać.
– Jeśli nie będzie ci to przeszkadzać. – Deliah spojrzała na swojego przyjaciela z niewinnym, przepraszającym uśmiechem.
– Nie będzie. – Również się uśmiechnął, choć czaiło się w nim jakieś zmartwienie. Wstał z miejsca i sięgnął po jej torbę. – W takim razie chodźmy. Señor Pedro, muchas gracias por tu comida! Estaba deliciosa!
– Nie ma za co! – Właściciel lokalu uśmiechnął się i pomachał tej dwójce zza baru, gdzie zajęty był czyszczeniem kufli. – Mam nadzieję, że jeszcze tutaj wpadniecie.
– Oczywiście! – Chłopak odwzajemnił uśmiech, otwierając drzwi przed przyjaciółką i przepuszczając ją. – Jak tylko nadarzy się okazja. Buenas noches!
Deliah również posłała Pedrowi słaby uśmiech i słowa pożegnania, po czym oboje opuścili lokal i przystanęli ramię przy ramieniu na środku wąskiej drogi, jednej z wielu w mieście, które z nich słynęło. Oboje dobrze wiedzieli, w którą stronę się teraz udadzą – prosto do domu Anne, siostry Angielki – ale zgodnie, bez żadnego wcześniejszego ustalenia, odwlekali ten moment, by choć przez sekundę dłużej popatrzeć w hiszpańskie, nocne niebo nad ich głowami. Upstrzone gdzieniegdzie połyskującymi gwiazdami wyglądało bajecznie i magicznie. Dla takich widoków czasami warto było się zatrzymywać i spojrzeć w górę.
Szli powoli – Monet, nasycony wodą i kiełbasą, przy lewej nodze swego pana, radosny i pokazując swój różowy język –  rozkoszując się spokojem miejsca i klimatem miasteczka. Latynoska muzyka wypływała na ulice strumieniami, kolorowe światełka zdobiące zewnętrzne parapety lokali nadawały magii, której aż chciało się dostąpić. W tym miejscu i w tym czasie człowiek nie pragnął niczego poza zwykłym byciem. Słowa, gesty, spojrzenia – to na chwilę mogło zniknąć, pozostawiając jedynie oddechy i świadomość. Deliah i Elian oddawali się temu, idąc przed siebie zgodnym krokiem, chłonąc to wszystko, co istniało wokół. Milczenie nie było niczym ciążącym, szczerze lubili milczeć w swoim towarzystwie, co nie zdarzało im się przy innych osobach, nawet członkach rodziny. Było ich milczeniem, czego nikt nie mógł im odebrać. Ale przerwać już tak.
Szczekanie Moneta wyrwało ich z transu, w który oboje niespodziewanie zapadli. Nie wiedzieli nawet, kiedy dotarli do celu, tak bardzo pochłonęły ich myśli i klimat spaceru. Przystanęli przed bramą i w tej samej sekundzie spojrzeli w stronę domu, gdzie od kilku lat mieszkała starsza siostra Deliah. Anne wyszła za mąż za Hiszpana i przeniosła się do jego kraju, a Deliah miała nowe miejsce, gdzie mogła przyjeżdżać na wakacje. Dom państwa Gonzales nie zmieniał się z zewnątrz, kremowa farba zaczęła blednąć, za to mały ogród przed nim prezentował się bardzo ładnie. Nawet w świetle latarni widać było, że ktoś o niego dba i poświęca mu sporo czasu.
Elian westchnął w duchu i poprawił pasek torby na ramieniu. Wiedział, co teraz musi nastąpić – pożegnanie. Choć w jego głosie rozbrzmiewał głos mówiący mu, że to dopiero początek wakacji w towarzystwie Deliah, więc nie powinien się smucić, to właśnie wtedy uczynił. Nie chciał się z nią rozstawać, chciał z nią zostać, by nadal ją wspierać. Ilekroć zerkał na dziewczynę podczas spaceru, widział kogoś, komu niedawno zawaliła się część świata. Chciał nadal służyć jej ramieniem, by się na nim wypłakała, chciał dowiedzieć się, dlaczego jest tak przybita. Chciał być z nią dłużej. Dlaczego musieli już dotrzeć pod ten dom, gdzie nie paliło się żadne światło?
Chwila.
Dotarło to do niego. Z żadnego okna nie biła jasność, nawet na ganku nie świeciła się lampka przymocowana nad drzwiami, która pracowała za każdym razem, kiedy nocą odprowadzał Deliah do domu. Anne nie dzwoniła z pytaniem, gdzie się podziewają, tylko profilaktycznie zostawiała załączone światło, by wiedzieć, że trafią na jej posesję. Przez chwilę chłopak zastanawiał się nad tym, czy czasem nie spaliła się żarówka, ale to pewnie szybko by naprawiono.
Zaniepokojony spojrzał na przyjaciółkę, u której zobaczył to samo uczucie, które dopadło jego ciało.
– Tego się nie spodziewałam – szepnęła. Szybkim ruchem sięgnęła do kieszeni i wykręciła numer siostry. Zaczęła niepokoić się o to, czy przypadkiem nie stało się coś poważnego. Przecież nie wspominała jej podczas ostatniej rozmowy, że będą gdzieś wyjeżdżać. Prowizorycznie zapukała nawet do drzwi, to jednak nic nie dało, podobnie jak próba połączenia się z Anne. Już po kilku rozpaczliwych sygnałach, telefon z pomocą sekretarki oznajmił jej, że: Jestem na wakacjach w Madrycie, wracam dwudziestego piątego lipca.
Wcisnęła czerwoną słuchawkę i zacisnęła usta.
To ponad tydzień. Gdzie ona się podzieje w tym czasie?
– Czemu jestem taka głupia? – jęknęła donośnie i zasłoniła dłońmi twarz. – Moja siostra jest na wakacjach do dwudziestego piątego lipca.
Elian westchnął, bo to oznaczało, że Deliah nie ma się gdzie podziać. Chociaż… Chyba mógł coś na to zaradzić.
Spojrzał niepewnie na dziewczynę. Istniała oczywiście szansa, że mu odmówi i pójdzie do jakiegoś podrzędnego hotelu, bo tylko w takich znajdzie się jeszcze jakieś wolne miejsce. Nie chciał sobie nawet wyobrażać tego, co może ją tam spotkać. Szybko odrzucił od siebie obraz obskurnego pokoiku w jakieś okolicy, gdzie lepiej się nie zapuszczać, jeszcze raz poprawił torbę na ramieniu i spojrzał na Deliah.
– W takim razie… Może zatrzymasz się u mnie w mieszkaniu? Nie będziesz musiała wydawać pieniędzy na hotel, bo mam wolą kanapę w salonie, do tego mam dobrze zaopatrzoną lodówkę, a i miło będzie pomieszkać z kimś, z kim można porozmawiać… – Zaśmiał się nerwowo przy ostatnich słowach. Zaczął tak dobrze to zaproszenie, a później wyskoczył z tą kanapą… Miał ochotę sam siebie zdzielić w twarz za tę próbę niewyjścia na idiotę. Nie udała mu się ona, zdecydowanie. – Chodzi mi o to… Chciałbym… Może ty… Chciałabyś zamieszkać ze mną? –
Patrzył na nią prawie błagalnie. – Znaczy się… do czasu, aż nie wróci twoja siostra.
Brawo, stary, pogratulował sobie sarkastycznie w duchu, naprawdę udało ci się oczarować ją swoją gładką gadką, nie ma co. Przez chwilę myślał, że ta propozycja wyjdzie mu naturalnie – faktem jest, że strasznie się zestresował i stąd to jąkanie. Miał tylko nadzieję, że przyjaciółka go nie wyśmieje, takiego poziomu zażenowania mógłby nie znieść.
Deliah nie potrafiła ukryć zdziwienia. Zazwyczaj jej przyjaciel nie miał problemu z podejmowaniem rozmowy. Zestresowała go? Nieśmiałość była jej domeną, nie Eliana. Co się stało?
– Ja… ja i tak nie mam się gdzie podziać – powiedziała jąkająco, zauważając, że z powodu niepewności Eliana sama zaczynała czuć się niepewnie. – Znaczy… będzie mi naprawdę, ale to naprawdę bardzo miło, jeżeli będę mogła spędzić z tobą ten czas! – Tym razem mało nie wykrzyknęła tych słów. Jej policzki oblały się czerwoną barwą. Chyba naprawdę była beznadziejna. – Dziękuję – szepnęła niewinnie, pochylając głowę ku dołowi. – I… przepraszam za problem, ja naprawdę nie wiedziałam, że Anne nie będzie w domu. Nie wspominała o żadnych wakacjach – jęknęła.
Widząc zmieszanie przyjaciółki, chłopak uśmiechnął się i dotknął jej ramienia.
– W takim razie postawione. – Czuł niebywałą ulgę, wiedząc, że ona z chęcią tymczasowo z nim zamieszka. Widział w tym szansę na wyznanie swoich uczuć i pokazanie dziewczynie przez codziennie czynności, ile dla niego znaczy. Może przygotuje jutro dla niej jakieś dobre śniadanie? Mógłby ją tym pozytywni zaskoczyć, do tej pory żadnego dla niej nie zrobił. – Chodźmy więc.
Pociągnął za smycz, co Monet odpowiednio odczytał. Szczęknął i bez sprzeciwu ruszył za swoim panem oraz Deliah, a dźwięki trwającej fiesty nie pozwoliły im na ponowne odpłynięcie myślami w nieznane.
Mieszkanie Eliana mieściło się niedaleko centrum miasta. Na trzecim piętrze niewysokiego bloku miał swoje cztery ściany: pokój robiący za salon oraz mały gabinet, ładnie urządzoną kuchnię, sypialnię oraz łazienkę. Więcej miejsca nie potrzebował, właściwie to uważał, że i tak jest ono za duże dla niego samego. Cieszył się więc, że mógł w nim znaleźć miejsce dla jeszcze jednej osoby i przyjąć w nim swoją najlepszą przyjaciółkę, by ta nie musiała koczować w podejrzanym hotelu.
Wspinali się po schodach w półmroku – jak to było do przewidzenia, żarówki na korytarzach wewnątrz budynku przepaliły się, a właściciel ani myślał je wymieniać. By pokonać ten pionowy odcinek, Elian chwycił dłoń Deliah i ściskał ją mocno, do tego informował ją, jeżeli sam wcześniej gdzieś się poślizgnął bądź w coś uderzył. O Moneta nie musieli się troszczyć – doskonale wiedział, gdzie ma się udać, a z ciemności nic sobie nie robił.
Chłopak nie miał problemu ze znalezieniem klucza – zawsze chował go do kieszeni – gorzej natomiast było z trafieniem do zamka. Deliah poświeciła mu więc swoim telefonem, choć ten był na wyczerpaniu. Drzwi zostały otwarte, Elian przesunął się, by przepuścić dziewczynę.
– Zapraszam do środka.
W mieszkaniu nie było zbyt wielu przedmiotów, które mogłyby się zakurzyć albo posłużyć zrobieniu bałaganu, z czego Elian się ucieszył, bo nie było tym samym sposobności, by Deliah trafiła na nieporządek. Przynajmniej nie musiał się wstydzić.
Torba Angielki została odłożona na komodę przy głównych drzwiach, Elian i Deliah przeszli do kuchni, gdzie Monet już był i chłeptał resztki ciepłej wody, która pozostała w jednej z jego misek. Jego pan nasypał mu karmy, dolał wody i pogłaskał zwierzaka po grzbiecie.
Uśmiechnął się. Gdyby nie ten zwierzak, mógłby nie dostrzec przyjaciółki spacerującej na plaży. Gdyby nie on, ta dwójka mogłaby teraz nie być tutaj. Obiecał sobie, że kupi przyjacielowi porządną kość w nagrodę za to, że doprowadził go tego popołudnia do Deliah.
Kiedy psiak spożywał posiłek, Elian wyciągnął z lodówki schłodzone wino, z szafki, dwa kieliszki, naszykował również solone orzeszki i postawił to na kawowym stoliku przed kanapą, na której zasiadła jego przyjaciółka.
– To na wypadek, gdybyś była spragniona lub jeszcze głodna – powiedział i zaśmiał się, zdając sobie sprawę z tego, że znowu zrobił z siebie idiotę. Te dwa razy to powinien być już limit na ten dzień. Deliah zaśmiała się jednak wesoło na ten komentarz. Nieważne, co powiedziałby Elian, wystarczył sam ton jego głosu, żeby poczuła się rozbawiona, kiedy chłopak rzeczywiście miał zamiar ją rozbawić.
Dopiero teraz, kiedy zamknęli się w skromnych, czterech ścianach, poczuła się lepiej. Tu przynajmniej nikt nie patrzył na nich podejrzliwie i nie starał się podsłuchać ich rozmowy. Deliah od zawsze wolała przebywać w miejscach, które pozbawione były ludzi, dlatego też Elian zawsze namawiał ją do wyjścia w miasto, a ona go do zaszycia się w jakimś cichym, miłym kącie. Uzupełniali się pod wszelkimi kątami widzenia.
– Myślę, że z chęcią się napiję, ale tylko wtedy, kiedy mi potowarzyszysz – powiedziała z niewinnym uśmiechem i poklepała miejsce na sofie obok siebie. 
Zaśmiał się i z chęcią usiadł obok niej. Stuknęli się kieliszkami i skosztowali czerwonego, półsłodkiego wina, które do tej pory chomikował. Alkohol zaczął rozlewać się po ich ciałach.
Elian przysunął się bliżej przyjaciółki, gotowy służyć jej ramieniem, jeśli  tylko znowu zechce zapłakać. Jeśli zechce go pobić, też tu będzie. Albo żeby przyciągnąć ją do siebie i pocałować. Nie zamierzał się ruszać z tego miejsca, tutaj czuł się potrzebny i gotowy był służyć dziewczynie przez całą noc, nieważne co takiego ona sobie zażyczy.
– Bardzo dobre – zauważył i wypił resztę płynu znajdującą się w kieliszku. – Myślałem, że mi nie posmakuje, ale mój kolega z pracy stwierdził, że powinienem dać mu szansę. Na spokojny wieczór to wino wydaje się idealne – zagaił, nie dbając już właściwie o to, co powie. Skoro mógł napić się z przyjaciółką w miejscu, gdzie nikt nie mógł im przeszkodzić, nie musiał o nic się troszczyć.
Deliah miałam już mocno zaróżowione policzki i szklane oczy, dało się w nich zobaczyć zmęczenie dzisiejszą podróżą. Alkohol sprawił, że odrobinę się rozluźniła, dlatego nie miała problemu z oparciem się o ramię Eliana. Kiedy to zrobiła, westchnęła głośno i zamknęła oczy.
– Wino i najlepszy przyjaciel. Idealne połączenie – szepnęła. – Szkoda tylko, że nie mogę się tym cieszyć w innych warunkach – dodała jeszcze ciszej, jakby rozmawiała ze sobą.
– Możesz się tym cieszyć także w innych warunkach – odparł. Wino buzowało w jego żyłach, powoli uwalniając go od pewnych zahamowań oraz poczucia, że wyjdzie przed nią na idiotę. – Wystarczy, że mi o tym powiesz, a ja zjawię się od razu obok. Wystarczy jedno słowo, a będę twój.
Nim pomyślał, uniósł rękę i objął nią dziewczynę, dzięki czemu ich ciał nie dzielił już ani milimetr, a jedynie to fizyczne odpychanie, które wynosiło jakieś minus dwanaście czegoś… Już nie pamiętał, jak to brzmiało i miał to gdzieś. Liczyło  się, że Deliah jest tuż obok i pozwala mu na dotyk.
Uszczęśliwiony jak chyba nigdy w życiu – bardziej niż wtedy, kiedy odbierał dyplom z wyróżnieniem – pochylił się i ucałował przyjaciółkę w czoło. Był gotowy pocałować ją także w usta, ale z tym się wstrzymał. Uznał, że na to potrzebuję jej głośnej zgody. Dlatego czekał na reakcję, wypijając resztkę wina i dolewając sobie jeszcze jeden kieliszek.
– Wiesz, czemu przyjechałam? – spytała nagle dziewczyna. – Nie mogłam już dłużej usiedzieć w domu. – Wzięła głęboki wdech i przymknęła powieki. – Wiesz, że bardzo kochałam mojego dziadka, prawda? Chyba był jedyną osobą w rodzinie, która razem z Anne stała po mojej stronie. Znasz moich rodziców, przynajmniej z opowieści, są surowi, wymagający i… –  Przerwała i ciężko westchnęła – nieważne. 
Patrzył na nią uważnie. Nie chciał jej zmuszać, by powiedziała mu, o co tak naprawdę jej chodzi. Dlaczego przybyła do Hiszpanii wcześniej, niż to uzgodnili. Nauczył się, że nie powinien jej w niczym pospieszać. Powinien zawsze być, by nie przegapić tego momentu, kiedy ona zdobędzie się na odwagę i powie mu, co się tak naprawdę dzieje.
Nie wiedząc, co powiedzieć, czy zmienić temat, czy nie, jeszcze raz pocałował ją w czoło.
– Nie musisz nic mówić – wyszeptał. – Rozumiem. Jestem tutaj. Jestem tutaj i zawsze będę.
Trzymał ją mocno i chciał tak zasnąć, wtulony w nią. Tylko czy to możliwe, by się ziściło…?
– Dziękuję, ale… nie chcę mieć przed tobą tajemnic, Elian. Zresztą to nie jest nic złego. Ludzie przychodzą, odchodzą i tak dalej – zaczęła bełkotać.
– Ale nie odchodzą na zawsze – zauważył, patrząc uważnie na przyjaciółkę. – Jakaś ich część zostaje w naszych sercach, dopóki i my nie umrzemy. Później żyją w tych, którzy ich poznają dzięki nam. Pamięć o  zmarłych nie znika, przechodzi tylko, jak historia i kultura, na kolejne pokolenia. Nie możemy się zadręczać myślami o tym, że znikniemy. Żadna energia w świecie nie znika, jak mówią naukowcy. Zamienia się po prostu w inny jej rodzaj. Ona nie znika. Pamiętaj o tym, skarbie.
– Wiem, Elian, ale… dziadek mógł jeszcze pożyć – jęknęła płaczliwie Deliah. – Odszedł tak… tak nagle.
Nie wiedział, że to o niego chodzi. Zaskoczyła go. Poznał tego zabawnego pana, kiedy trzy lata temu dziewczęta ściągnęły go do Hiszpanii. Samotny po śmierci swojej ukochanej żony spędził z wnuczkami trzy tygodnie i, jak sam stwierdził, nigdy nie bawił się tak dobrze od tego czasu. Elian nie wiedział, czy starszy pan na coś chorował, niemniej poczuł autentyczny smutek.
– Bardzo mi przykro, Deliah. – Odłożył kieliszek, po czym obrócił się ku dziewczynie, przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił. – Moje wyrazy współczucia. Jeśli chcesz płakać, proszę, płacz. Tylko się nie zadręczaj.
Nie miał zahamowań przez alkohol, nic więc dziwnego, że tym razem jego pocałunek znalazł się na bladym policzku dziewczyny. Ucałował go odrobinę dłużej, niż czynił to w przypadku jej czoła, ale nie bał się, że ona uzna to za coś niestosownego. W ten sposób okazywał jej swoje wsparcie.
Nie odpowiadała. Może była już zmęczona? To było możliwe, przecież przeleciała pół Europy, by się tu dostać.
Odchrzaknął.
– Jeśli chcesz się już położyć, to przygotuje ci łóżko w moim pokoju. Lubię tę kanapę – poklepał materiał dłonią i zaśmiał się. – Dawno na niej nie spałem, więc może akurat dzisiaj się tu zdrzemnę.
– Elian, ja… – Deliah wzięła głęboki wdech. Po jej policzkach po raz kolejny tego dnia ściekały słone łzy. – Nie zasnę sama, czy… mógłbyś? – spytała i spojrzała mu prosto w oczy. Pomimo wstępnego upojenia, nie potrafiła zadać mu pytania o to, czy prześpi się razem z nią. To było stresujące. Bała się, że odmówi. W końcu byli tylko i wyłącznie przyjaciółmi. Gdyby Elian był dziewczyną przyszłoby jej to całkiem naturalnie, ale był przecież chłopakiem. Czy to nie przekroczy jakiejś niewidzialnej linii damsko-męskiej przyjaźni?
– Nie ma problemu. – Chłopak uśmiechnął się radośnie. – Daj mi tylko pięć minut, a wszystko będzie gotowe.
Wypuścił ją z objęć i przeszedł do sypialni. Uporał się z tym najszybciej, jak potrafił. Po zapowiadanym czasie oboje leżeli już na łóżku chłopaka, wtuleni w siebie, oboje śpiący.
– Miłych snów – życzył Elian, głaszcząc włosy przyjaciółki. – Tylko nie ucieknij mi.
                – Nie zamierzam, Elian, nie zamierzam – szepnęła Deliah.
Uśmiechnął się i wtulił w nią jeszcze mocniej, a jego serce, choć spokojne, biło mocno, bo ona była tak blisko.

Właśnie zaczęła się najwspanialsza noc ich życia. Gdyby wiedzieli, co nastąpi po niej, pewnie wyśmialiby los. Ale nie wiedzieli, więc teraz mógł działać i wskazać ich drogę, by wreszcie mogli być razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz