***
Doświadczenie zawsze
wiązało się z tym, co już przeżyliśmy. Pozwalało nam na to, aby nie popełniać
dwa razy tego samego błędu, choć zdarzali się i tacy, którzy czynili to
notorycznie, nie przejmując się konsekwencjami. Świat dobrze znał efekty
nadmiernego spożywania alkoholu, a Deliah daleko od tego uświadomionego grona
nie odchodziła. Kiedy obudziła się z potwornym bólem głowy i mdłościami,
zrozumiała, że to nie będzie zbyt udany poranek. Nie powinna się jednak nad
sobą użalać, przekręcając się z boku na bok. Zamiast tego mogła zrobić coś
pożytecznego, na przykład śniadanie dla jej tymczasowego współlokatora, który
leżał obok niej.
Widząc lekko rozchylone
usta i delikatnie rumieńce na policzkach Eliana, nie mogła się powstrzymać od
uśmiechu. Już wystawiała dłoń, aby pogładzić go po roztrzepanych włosach, ale w
ostatniej chwili uznała, że da mu jeszcze pospać. Elian bywał czuły na gesty.
Gdyby go dotknęła, zapewne by się obudził.
Ostatni raz spojrzała
na swojego przyjaciela, a potem stoczyła się bezgłośnie z łóżka i stanęła
bosymi stopami na chłodnych panelach – to w jakiś sposób ją pobudziło.
Przeciągnęła się, ziewnęła i potarła ramiona, które zaatakowała gęsia skórka.
Od razu rozglądnęła się w poszukiwaniu swoich ciuchów, zamiast nich znalazła
jednak bluzę Eliana, która rozłożona na fotelu najwyraźniej na nią czekała.
Raczej się nie obrazi, jeżeli zarzuci ją na ramiona, prawda?
Na paluszkach, niczym
leśny elf, podeszła do upatrzonej części garderoby, chwyciła ją w dłonie i
zgrabnie na siebie zarzuciła. Widząc swoje odbicie w lustrze, omal nie wybuchła
śmiechem. Bluza zakrywała jej uda i wyglądała jak ogromny worek na ziemniaki.
Musiała przyznać, że Elian wyglądał w niej zdecydowanie lepiej.
Jeszcze raz spojrzała w
śpiącą twarz przyjaciela z czułym uśmiechem, a potem ruszyła w stronę kuchni.
Kiedy zajrzała do lodówki, z westchnieniem uznała, że jedyne, co może przyrządzić
to jajecznica, i to właśnie za nią się wzięła. Trochę skwarków, świeżych
pomidorów, rukoli i posiłek jak znalazł. Szkoda tylko, że ból głowy był na tyle
rozsadzający, że nic jej nie wychodziło. Zdążyła sobie nawet przeciąć palca,
ozdabiając pomidorowy miąższ zdradliwymi plamami krwi, przez co musiała
wyrzucić pokrojoną porcję do śmietnika, w końcu jednak udało jej się wyłożyć
wszystko na patelnię i wymieszać. Brakowało zaledwie minuty, aby jajka się
ścięły. Co mogło tym razem pójść nie tak?
Elian czuł, że ktoś mu
się przypatruje. To dlatego starał się nie poruszać ani nie otwierać oczu.
Jeśli pozostanie bez ruchu, może ta osoba sobie pójdzie. W horrorach, które do
tej pory widział, czasami się to udawało. Trwał więc tak, dopóki postać nie
opuściła łóżka, a potem odetchnął trochę głębiej. Dopiero po chwili zdał sobie
sprawę z tego, że to nie jakaś zjawa mu się przypatrywała, ale Deliah, bo
przecież ją przenocował. Dlaczego o tym zapomniał? Ano tak, wszystko przez tego
kaca, który właśnie dawał o sobie znać porządnym łupaniem pod czaszką. Na szczęście w szufladzie szafki nocnej
zawsze miał schowany zapas aspiryny, która odpowiednio radziła sobie z tym
nieszczęsnym bólem. Sięgnął więc po nią, po czym podniósł się z wyra i
przeciągnął. Nie miał nigdzie w pobliżu butelki z wodą, co było dość
niespotykane jak na niego, więc nie mając wyjścia, ruszył ku drzwiom. Za nimi
wabiła go nie tylko wizja wody, ale też dobrego śniadania – zapach jajecznicy
unosił się w powietrzu i przekonywał, by jak najszybciej usiąść do posiłku.
Nie wszedł jednak do
pomieszczenia od razu. Zatrzymał się w progu, skrzyżował ręce na piersi i
zapatrzył się w postać, która krzątała się przy kuchence. Ubrana w jego
ulubioną bluzę – gdzie ona ją znalazła? – wyglądała prześlicznie. Materiał
zakrywał jej połowę ud, a to tylko pobudziło jego wyobraźnię do pracy. Gdyby
mógł, zatrzymałby czas i patrzył tak na przyjaciółkę już w nieskończoność. Nie
posiadał jednak tej umiejętności, do tego nadal bolała go głowa i potrzebował
wody. Lepiej nie przedłużać chwili do czasu, aż ona go nakryje, nie umiałby się
przecież wytłumaczyć.
– Cześć – przywitał
się, podchodząc do szafki po szklankę i nalewając do niej wodę prosto z kranu.
– Ładnie wyglądasz. Dobrze spałaś?
Deliah krzyknęła i
podskoczyła. Przypadkowo trącnęła ręką patelnię, która niebezpiecznie się
zachwiała, aż w końcu wylądowała na podłodze z głośnym trzaskiem, karmiąc
kafelki jajecznicą. Nie minęło nawet pięć sekund, a przybiegł ożywiony Monet,
który ucieszył się na widok darmowego śniadania.
Na jej policzkach
wykwitły soczyste rumieńce. Dzisiaj naprawdę nic jej nie wychodziło.
– P-przepraszam, nie
spodziewałam się ciebie, jeszcze przed chwilą spałeś. – Zaśmiała się niemrawo i
przeczesała dłonią włosy. – Jajecznica była już prawie gotowa – dodała, patrząc
się z żałością na zadowolonego Moneta, którego nos zdobiło teraz ścięte jajko.
Elian również patrzył
na rysujący się przed nim obrazek, ale w przeciwieństwie do przyjaciółki w
ogóle nie było mu szkoda śniadania, które lądowało właśnie w żołądku bardzo
zadowolonego psiaka. Monet pochłaniał jedzenie zalegające w lodówce, którego
sam nie był w stanie zjeść przez dobry miesiąc. Uśmiechnął się więc tylko do
przyjaciółki i podszedł bliżej, by zatrzymać się w takim miejscu, gdzie ich
ramiona mogłyby się stykać.
– Nie przejmuj się tym,
pewnie i tak dałbym to jedzenie Monetowi. Moja mama przesyła mi co tydzień
jakieś gotowe obiady i zapasy warzyw, a ja nie jestem w stanie tego zjeść.
Miał nadzieję, że
Deliah zrozumiała, iż nic się nie stało, a on nie jest na nią zły.
– Mimo wszystko nie
lubię marnować jedzenia, Elian – jęknęła załamana przyjaciółka.
Monet, który
wystarczająco się najadł, spojrzał w górę i zamachał radośnie ogonem. W jego
oczach pojawiła się nadzieja. Najwyraźniej czekał na poranny spacer, który z
powodu długiego drzemania jego pana nie doszedł do skutku.
Chłopak doskonale znał
to spojrzenie. Zaśmiał się pod nosem i zaproponował:
– To jedzenie się nie
zmarnowało, to może my nie pozwolimy zmarnować się temu w barze na rogu? Podają
tam pyszne, europejskie śniadania, a tak się składa, że na mnie dziwnie patrzą,
bo za każdym razem przychodzę tam sam. Może uratujesz reputację swojego
przyjaciela i zjesz tam dzisiaj ze mną?
Wiedział, że to
niespodziewana propozycja, ale gdyby chciał zjeść w domu, musiałby wyjść na
zakupy, wyprowadzając przy okazji Moneta, a to mogłoby zająć naprawdę dużo
czasu. Posiłek poza domem nie wydawał mu się takim dziwnym pomysłem, przecież
już dawno nie miał tak fantastycznego towarzystwa, aż żal było rezygnować z
takiej przyjemności. W dodatku oznaczało to spacer do lokalu w towarzystwie
ślicznej Deliah, bycia tuż przy niej i pokazanie innym ludziom, że już jest
zajęty. A przy okazji i Monet mógłby załatwić swoje potrzeby.
– Dlaczego nie? –
spytała z delikatnym uśmiechem dziewczyna. – Muszę przyznać, że choć uwielbiam
tutejsze przysmaki, to jednak czasem tęsknię za angielską kuchnią. Marzą mi się
tłuste kiełbaski, jajka sadzone, tosty, biała fasola, pieczarki i pomidory.
Deliah spojrzała
rozmarzona w sufit. Pomasowała się po brzuchu, który wydał z siebie ciche
burknięcie niezadowolenia.
Istniały osoby, które
zjadały obfite i kaloryczne posiłki, a potem ich waga drastycznie wzrastała,
Deliah należała do osób, które miały żołądek bez dna, a i tak nie tyły, chociaż
bardzo by tego chciały. Stąd jej zamiłowanie do standardowego, angielskiego
śniadania.
Elian roześmiał się na
sam dźwięk burczącego brzucha przyjaciółki. Znał jej zamiłowanie do kuchni
swoich krewnych, wiedział, że dziewczyna jest w stanie zjeść nawet dwie porcje
takiego śniadania, a przy tym w ogóle nie pobrudzić się ściekającym z kiełbasek
tłuszczem i wyglądać pięknie nawet podczas grzebania w fasolce. Też lubił
angielską kuchnię, lecz bardziej przyzwyczajony był do śródziemnomorskiej. Na
angielską przyjemność pozwalał sobie wtedy, gdy przyjeżdżała Deliah.
Dobrze, że w tym roku
zjawiła się wcześniej, będzie mógł rozsmakować się kiełbaskami szybciej, niż
planował. O ile w lokalu, o którym mówił, będą jakieś miejsca, oczywiście. Ta
restauracyjka cieszyła się renomą i czasami trudno było o stolik. Miał
nadzieję, że dla nich jeszcze się jakiś znajdzie.
– W takim razie
ustalone. To za piętnaście minut bądź gotowa do wyjścia, ok? Możesz zająć
łazienkę jako pierwsza.
– Dziękuję, Elian –
powiedziała uradowana dziewczyna.
Stanęła na palcach i
ucałowała przyjaciela w policzek, a potem w podskokach, jak spłoszona sarenka,
uciekła do łazienki. Uszykowanie się zajęło jej mniej niż piętnaście minut. Z
reguły należała do tych kobiet, które nie potrzebują nacierać się pół godziny
kremami i układać włosy następne pół, żeby pięknie wyglądać. Akceptowała siebie
taką, jaką była, bez upiększaczy. Czasem tylko użyła pomadki lub tuszu do rzęs,
żeby jej spojrzenie nabrało „wyrazistości”, jak to mawiała jej mama.
Stwierdziła, że dzisiaj pozwoli sobie na taką dawkę urody, w końcu idzie na
śniadanie z Elianem do knajpki. Trudno, żeby pokazała się tam w długiej,
męskiej bluzie.
Po dawce dziennego
prysznicu otuliła się szczelnie ręcznikiem. Potem zorientowała się, że nie
wzięła ze sobą sukienki, która wciąż leżała na fotelu w pokoju przyjaciela.
No, tak. Musiałaby nie
być sobą, aby o czymś nie zapomnieć.
Chwilę stała pod
drzwiami, aż w końcu nasłuchując kroków, zdecydowała się wyjść z łazienki i
umknąć niepostrzeżenie do pokoju, gdzie chwyci za sukienkę i poczyni końcową
część maratonu, wbiegając do miejsca docelowego. Kiedy wychyliła głowę, nie
widziała Eliana. W tym samym momencie skarciła siebie również za ten wstyd, który
poczuła. W końcu nie wybiegnie stąd naga, a w ręczniku, czym miałaby się więc
stresować?
Zaciskając usta, wyszła
cicho za drzwi i na paluszkach skierowała się do pokoju. Musiała wyglądać jak
leśny elf próbujący ukraść cenne zapasy olbrzyma, którego wszyscy się bali.
Widział ją. Ona jego
nie, bo monitorowała tylko korytarz. On stał nieopodal wejścia do kuchni, przy
małej wnęce, gdzie trzymał kilka swoich rzeczy, dla których nie umiał znaleźć
innego miejsca. Był zaskoczony, widząc ją odzianą jedynie w ręcznik, ale nie
mógł powiedzieć, że ten widok mu się nie podoba.
Gdyby ktoś w tej chwili
przyglądał się Elianowi, stwierdziłby, że zaistniała sytuacja w ogóle mężczyzny
nie rusza. Jakże by się pomylił. Może i wyglądał na zewnątrz na niewzruszonego,
jednak w jego środku… Serce dudniło mu niczym dzwon, w ustach zaschło, a w
głowie pojawiła się myśl, że chętnie zobaczyłby przyjaciółkę również bez
ręcznika. Fantazjował o Deliah już od kilku lat, ale nigdy te fantazje nie
nasunęły się na myśl po tym, jak zobaczył ją bardziej rozebraną niż ubraną.
Nawet kiedy rok temu byli na plaży i dziewczyna miała na sobie bikini w kolorze
ciepłej zieleni, ten widok nie podziałał na niego tak, jak teraz ten ręcznik.
Pokręcił głową i
westchnął.
– Weź się w garść,
człowieku – napomknął samego siebie. – To nie jest twoja liga.
Mógł czuć do Deliah coś
więcej niż tylko przyjaźń, mógł również pragnąć jej ciała, ale na tym powinien
skończyć. Tym bardziej, że właśnie szykowali się do wyjścia. Nie powinien
chcieć zamknąć mieszkania od wewnątrz, pójść za przyjaciółką i pocałować ją
tak, by zapomniała o wszystkim poza nim. Nie miał do tego żadnego prawa.
– Palant – wyszeptał i
wrócił do szukania starego frisbee, którym chciał zabawić Moneta podczas
wyjścia, a które zaczęło jego znajomość z angielską dziewczyną.
Deliah zdążyła wrócić
do łazienki i ubrać błękitną sukienkę zdobioną u dołu białymi falbankami.
Reszta poranno-łazienkowych rytuałów przebiegła spokojnie, dlatego już po kilku
minutach mogła opuścić pomieszczenie. Wyszła z niego dziarskim i energicznym
krokiem, przez co wpadła Eliana i odbiła się od jego piersi.
– Och, przepraszam –
szepnęła i spojrzała z niewinnym uśmiechem w twarz swojego przyjaciela. Musiała
lekko zadrzeć głowę, przez co poczuła się jak dziecko. Opuszkami palców dotykała
jego piersi, na co nawet nie zwróciła najmniejszej uwagi.
Za to Elian tak i
prawie zaparło mu dech od ciepła, które czuł, gdy tak go dotykała. Obiecał
sobie jednak nie tracić zimnej krwi w towarzystwie przyjaciółki, dlatego
uśmiechnął się tylko i zagaił:
– Ślicznie wyglądasz. A
razem wyglądamy niczym dwa dobrze odżywione Smerfy.
Zaśmiał się, a na
pytający wzrok Deliah wskazał dłonią na swój tors.
– Czyżbym się mylił?
O pomyłce nie mogło być
mowy, bowiem Elian założył na siebie niebieską koszulę z białymi guzikami i
lniane spodnie w kolorze kremowym. Kiedyś usłyszał, że taki strój podkreśla
jego urodę i sylwetkę. Do tego dodawał mu pewności siebie, a dzisiaj, kiedy zabierał
przyjaciółkę na śniadanie, naprawdę jej potrzebował.
Żart o Smerfach nie należał do grupy
najwyższych lotów, ale pomógł chłopakowi odrobinę rozładować napięcie – gdyby
nic nie powiedział i dalej pozwalał Deliah na trzymaniu dłoni na jego klatce
piersiowej, mógłby nad sobą nie zapanować. A to mogło przynieść za sobą
konsekwencje, które go przerażały.
Deliah zaśmiała się
dźwięcznie, przyciągając do siebie dłoń. Jeżeli istniał ktoś, kto mógł ją
dotknąć, albo ktoś, kogo ona mogła bez problemu dotknąć, to tą osobą na pewno
był Elian. Gdyby obudziła się w domu jednego z kolegów zamieszkujących Anglię,
zapewne poczułaby się nieswojo – jeszcze bardziej nieswojo poczułaby się, gdyby
ten się do niej tulił. Z Elianem było jednak inaczej. Budzenie się u jego boku sprawiało,
że na jej twarzy kwitnął szeroki i promienny uśmiech. Gdzieś w głębi serca
marzyła o tym, aby każdego dnia otwierać oczy i widzieć przed sobą pogrążonego
we śnie przyjaciela. Te myśli były jednak na tyle zawstydzające, że starała się
je odganiać za każdym razem w ciemny kąt umysłu.
– Ciekawe, jakimi
bylibyśmy Smerfami, gdybyśmy trafili do ich wioski – powiedziała szybko z
niewinnym uśmiechem na ustach. Mogły ją zdradzać tylko rumieńce, które na
szczęście były jednak nieodłącznym elementem bladych policzków. – Ty na pewno
byłbyś Malarzem. Malarz zawsze tworzył piękne krajobrazy. Dobrze, był też
stalkerem Smerfetki, bo nagminnie często malował jej portrety, ale możemy mu to
wybaczyć.
Elian odwzajemnił
uśmiech przyjaciółki.
– Mógłbym być nawet
Papą Smerfem, bo wtedy byłbym wodzem całej wioski. – Puścił Deliah oczko i
odchrząknął. – Ale z tego, co wiem, żaden Smerf nie miał problemów z higieną
osobistą. Nie chcę być od nich gorszy, tak więc… – teatralnie zawiesił głos i
spojrzał na dziewczynę – czy mógłbym już skorzystać z łazienki? Inaczej
zachowam się jak Monet, kiedy był szczeniakiem.
Po tej wypowiedzi
spojrzał na przyjaciółkę w wymowny sposób, z nadzieją, że ta zrozumie, co ten
chce jej przekazać.
Zarumieniona Deliah
postawiła krok w bok i posłała przyjacielowi przepraszający uśmiech.
Chłopak zaśmiał się na
ten widok, choć serducho nieco zadrżało. Gdyby mógł, postałby tak chwilę
dłużej, ale cóż – potrzeba wzywała.
Wyminął przyjaciółkę i
zabarykadował się w łazience, a myśl, że jest idiotą, nie dawała mu spokoju.
Jeśli będzie rzucał podobnymi tekstami i śmiał się w ten kretyński sposób, jego
pierwsze śniadanie z Deliah, które miało mieć romantyczny klimat, okaże się
jedną wielką klapą. A tego by sobie nie wybaczył do końca życia. Już dość
zwlekał z wyznaniem dziewczynie, co tak naprawdę do niej czuje. Dzisiaj rano,
kiedy zastał ją w kuchni przygotowującą śniadanie, przyrzekł sobie, że tego
lata powie jej o swojej miłości. Nawet jeśli miałaby to być ostatnia rzecz,
jaką zrobi, nim zejdzie na zawał serca z powodu zawstydzenia.
Poranna toaleta
chłopaka nie trwała zbyt długo, aczkolwiek postarał się wyglądać ciut lepiej
niż zazwyczaj. Włosy nie sterczały mu na wszystkie strony, policzki miał
gładkie, oddech świeży, a zapach wokół niego nie przywodził na myśl zapachu
biednego bezdomnego. Uważał, że jest dobrze, więc po dziesiątym z rzędu
spojrzeniu, które posłał w stronę lustra, opuścił łazienkę, pewien, że Deliah
zaraz zacznie na niego narzekać za zbyt długie przygotowania.
Dziewczyna, która
siedziała na sofie i czytała pierwszą lepszą książkę wyrwaną z półki w pokoju
Eliana, odchyliła głowę w tył, aby spojrzeć na swojego przyjaciela, który stał
w drzwiach łazienki. Miedziane włosy spłynęły kaskadą wzdłuż oparcia, a usta
rozszerzyły się w uroczym uśmiechu małej dziewczynki.
– Nawet do góry nogami
widać, że się wystroiłeś, Elian. – Zaśmiała się, próbując ukryć wykwitające na
jej policzkach rumieńce. – Czyżbyś szykował się na jakąś specjalną okazję?
Elian spojrzał w dół –
naprawdę wydawało mu się, że wygląda dobrze, ale bez zbędnej elegancji. Czyżby
Deliah myślała inaczej? Mile go to połechtało, aż przybrał na twarz naprawdę
uroczy uśmiech.
– Nie nazwałbym tego
szykowaniem się, a wychodzeniem naprzeciw okazji. Kto wie, może w drodze do
restauracji spotkam miłość swojego życia? – wypalił, śmiejąc się lekko, choć w
jego głowie myśli układały się w całkowicie poważne zdania.
A,
nie spotkam, przecież ty nią jesteś – to właśnie myślał,
kiedy patrzył teraz na najlepszą przyjaciółkę, kobietę, która trzymała w garści
całe jego serce, a jemu było z tym najzwyczajniej w świecie dobrze.
Odchrząknął, coby
pozbyć się ziarenek wzruszenia, które chciały przekraść mu się do głosu, i
zapytał:
– Jesteś gotowa?
Inaczej Monet może zechcieć pobawić się w robienie żółtych kałuży na płytkach,
a wierz mi, jest w tej zabawie mistrzem.
Wywołany pies pojawił
się właśnie obok chłopaka, siadł przy jego nodze niczym strażnik i z radością –
dobrze wiedział, co się szykuje – pokazał swoje uzębienie, jasnym ogonem
zamiatając te odrobiny kurzu, które zechciały pojawić się na podłodze.
Elian zaśmiał się na
ten widok i pogłaskał przyjaciela. Następnie znalazł smycz i przypiął ją do
obroży. Chwilę później labrador już czekał pod drzwiami. To był ostateczny
znak.
Hiszpan spojrzał na
przyjaciółkę i uśmiechnął się.
– Chodźmy, nie pozwólmy
Monetowi i naszym brzuchom czekać dłużej.
Otworzył drzwi i mógł
jedynie patrzeć, jak jego pies zbiega schodami, nieomal uderzając ogonem
sąsiadkę z mieszkania obok, która właśnie wspinała się schodami do góry.
– Dzień dobry! –
przywitał się chłopak. – Proszę poczekać, pomogę pani.
Nie zwlekając, podszedł
do niej i odebrał dwie torby zakupów, które kobieta dźwigała.
– Och, Elianku, dzień
dobry, jak zawsze skory do pomocy. – Uśmiechnęła się, po czym spojrzała w górę
w stronę drzwi do mieszkania młodego malarza. – Czy mnie się wydaje, czy masz
dzisiaj gościa?
Brunet podążył za jej
spojrzeniem i lekko spąsowiał, widząc Deliah, która stała przed drzwiami i
właśnie pozdrawiała jego sąsiadkę.
– Bardzo specjalnego
gościa – wyszeptał, na co otrzymał krótkie pogłaskanie po policzku.
– Jest śliczna. – Tak
samo cicho odezwała się sąsiadka, kiedy stanęli przed drzwiami do jej domu. –
Do tego patrzy na ciebie tak, jakby cię bardzo lubiła.
Mężczyzna zaśmiał się
na te słowa, a jego serce zadrżało.
– Chciałbym tego.
Po tym jak kobieta
otworzyła drzwi, podał jej torby i lekko się skłonił.
– Proszę. Życzę miłego
dnia.
– Wam również, dzieci.
Życzę wam bardzo miłego dnia.
Wciąż zarumieniony zawrócił
do przyjaciółki i zakluczyl wejście do swojego mieszkania.
– Chodźmy, nie wiadomo,
jakie szkody zdołał już wyrządzić ten jasny diabeł.
Kolejny żart wydał mu
się być niskich lotów, pewnie przez to przyjaciółka nie zareagowała inaczej niż
uśmiechem, po czym zaczęła schodzić na niższe piętro. Kiedy wyminęła Eliana,
ten poczuł świeży zapach. Nie wiedział, czy to perfumy, czy feromony, ale
uznał, że to najwspanialszy zapach, jaki w życiu czuł, i chciałby się nim
upajać przez wieczność.
Deliah zbiegła ze schodów
jak mała dziewczynka, która cieszy się ze spaceru. Musiała w głębi duszy
przyznać, że rzeczywiście czuła się jak osoba, która powróciła do
najpiękniejszych czasów swojego życia. Czasów, gdy smutek był krótkotrwałym
uczuciem, a radość wyznaczało słońce, które pozwalało jej na beztroską zabawę
na dworze, dopóki nie zaszło.
Jeszcze niedawno nie
potrafiła się nawet uśmiechnąć, ponieważ brakowało jej w pochmurnej i
deszczowej Anglii dziadka, teraz była jednak w słonecznej Hiszpanii przy boku
swojego najlepszego przyjaciela, za którym tak bardzo tęskniła. Elian i jej
dziadek mieli wiele wspólnego, dlatego bolało ją to, że nie udało jej się ich
ze sobą zapoznać. Oczami wyobraźni widziała całą wesołą trójkę, która siedzi
przy gorącej herbacie z pomarańczą i goździkami, żywo debatując o najgłupszych
pod słońcem rzeczach.
Zrobiło jej się smutno,
ale gdy wyszła na zewnątrz i dostrzegła Moneta wesoło penetrującego grządki
sąsiadów, nie mogła powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem. Jeden ze
starszych panów próbował odgonić psa swoją laską, wykrzykując do niego niemiłe
obelgi, Monetowi to jednak nie przeszkadzało. Z pełną radością podskakiwał i
próbował dosięgnąć zębami laski, którą najwyraźniej uznał za kawałek dobrego
kijka do zabawy. Pod jego psimi łapami umierały właśnie dorodne tulipany.
Deliah zrobiło się poniekąd głupio. Nie powinna śmiać się dlatego, że wesoły
psiak Eliana robił takie szkody, nie potrafiła się jednak powstrzymać, ponieważ
jego wesołe skoki wśród połamanych kwiatów były niezwykle beztroskie. Skarciła
siebie w duchu za taką reakcję. Żałoba straszliwie mieszała jej w głowie.
Najpierw głośno
płakała, a potem śmiała się do rozpuku. Niektórzy mogliby pomyśleć, że było z
nią coś nie tak.
Deliah podbiegła do
Moneta i chwytając go za obrożę, odciągnęła z poletka wypełnionego kwiatami.
Grożącemu jej po hiszpańsku sąsiadowi posłała niewinny uśmiech. Po raz kolejny
pomyślała, że miło byłoby nauczyć się rodowitego języka jej przyjaciela. Znała
tylko poszczególne słowa, niekoniecznie potrafiła posługiwać się całymi
zdaniami. Poza tym czasami miała wrażenie, że Elian rozmawiał o niej z innymi
ludźmi, wykorzystując to, że rzeczywiście nie znała języka. Chciałaby go
pewnego dnia zaskoczyć.
Deliah bąknęła łamanym
hiszpańskim słowa przeprosin i odsunęła Moneta od kwiatów. Psiak tak ucieszył
się na jej widok, że brudnymi łapami skoczył na błękitną sukienkę i wywrócił ją
prosto w tulipany. Deliah najpierw chciała się rozpłakać, ale gdy Monet położył
łapy na jej ramionach i polizał ją obficie po twarzy, zapomniała o całym złu,
jakie wyrządził. Choć śmiech dziewczyny brzmiał nieco dramatycznie, wewnętrznie
nie miała mu tego za złe. W końcu był tylko psem.
Za to Elian nie mógł
tak łatwo pogodzić się z bałaganem, jakiego narobił labrador. Schodząc,
rozmyślał o tym, jakie tematy mogłyby pomóc w rozmowie z przyjaciółką, nie
spodziewał się zastać na zewnątrz takiego pola bitwy.
– Monet!
Naprawdę był zły, a do
tego zawstydzony, że jego pies tak się zachował i do tego pobrudził Deliah.
Zwrócił się w stronę sąsiada, który wykrzykiwał coś o wezwaniu ludzi ze
stowarzyszenia obrony praw zwierząt.
– Perdone, señor! Es solo mi culpa, lo siento! Voy a comprar flores
nuevos!
Chyba obietnicą dobrze
podziałała, bo staruszek machnął ręką i wrócił do domu, tylko chłopakowi nadal
było głupio. Czuł się strasznie z myślą, że tak pięknie zapowiadający się dzień
został zniszczony przez rozbrykanego labradora.
Przywołał Moneta do
siebie, kucnął przed nim i pogroził mu palcem.
– Nie będziemy się tak
bawić, kolego – ostrzegł.
Do psiny chyba dotarło,
co powiedział pan, bo nagle jasne uszy oklapły, a w brązowych oczach zwierzęcia
pojawiły się iskierki smutku.
– Jeszcze jeden taki
wybryk, a nigdzie już z nami nie pójdziesz. Dotarło?
Monet zaszczekał w
odpowiedzi i zamachał ogonem, po czym pobiegł przed siebie, doskonale wiedząc,
gdzie ma się udać, kiedy reprymenda już padła, a jemu się choć trochę upiekło.
Elian spojrzał za nim i
przeciągle westchnął. Jak miłował tego psa, tak czasami nienawidził go za to,
że wciąż zachowuje się jak szczeniak, choć od naprawdę dawno już nim nie był. A
do tego dzisiaj już dość popsuł to dobre wrażenie, które chłopak chciał sprawić
przed przyjaciółką. Jak miał pokazać jej, że jest w niej zakochany i chce dać
coś o wiele więcej niż przyjaźń, kiedy jego własny zwierzak wyprawiał takie
rzeczy? To było nie do pomyślenia.
– Ten to ma własny
świat – mruknął pod nosem, po czym spojrzał na Deliah. – Wybacz. Nadal masz
ochotę na wspólne śniadanie w świetnym stylu czy może wolisz skorzystać z
oferty McDonald's?
Deliah otrzepała
sukienkę i posłała przyjacielowi niewinny uśmiech, który mógł mówić tylko
jedno: nic się nie stało, a ja wcale nie jestem potargana, nie mam śladów łap
na sukience i nie zostałam obśliniona przez psa. Przez myśl jej przeszło, że
gdyby ktoś chciałby ją teraz pocałować, zapewne byłby to mokry pocałunek. Nie
wiedząc czemu, zapatrzyła się w usta Eliana. Dostrzegając jego pytające
spojrzenie od razu spłonęła rumieńcem i spojrzała naprzód. Mokrą twarz otarła
szybko dłonią.
– McDonald’s to nie to
samo, co romantyczne śnia… znaczy śniadanie w miłym towarzystwie, które… które…
Próbowała zwalczyć w
sobie wstyd, ale szybko z nim przegrała, dlatego wydała z siebie ciche
jęknięcie i przyłożyła dłoń do twarzy.
– Przepraszam.
Widocznie ta sytuacja mnie trochę… zdezorientowała.
Posłała chłopakowi
jeden z najurodziwszych i najniewinniejszych uśmiechów pod słońcem. Za żadne
skarby świata nie chciała, aby Elian dowiedział się, że myślała o pocałunku,
który mógłby złożyć na jej ustach. Przecież to irracjonalne! Gdyby mu o tym
powiedziała, zapewne wybuchłby śmiechem.
Elian uśmiechnął się
łagodnie, chcąc ją uspokoić i pokazać, że nie ma się czym denerwować. To jemu
było głupio, że cała ta sytuacja miała miejsce. Naprawdę powinien dać Monetowi
solidną reprymendę za te zachowanie godne szczeniaka, które nie powinno
dotyczyć czteroletniego już psa. Zrobi to wieczorem, tak sobie przyrzekł, teraz
musiał zająć się Deliah.
Szybko otaksowal jej
ubranie, starając się nie myśleć o tym, że przyjaciółka dość intensywnie mu się
przed chwilą przyglądała. Odchrząknął.
– Ok, to jeśli nie masz
nic przeciwko, pójdziemy tam, gdzie ci obiecałem. Tylko pytanie, czy nie chcesz
się może przebrać? – Jego zdaniem i tak wyglądała bardzo ładnie mimo przykrego
spotkania ze śliną i łapami czworonoga. – Nie chciałbym, byś czuła się
niekomfortowo podczas tego posiłku.
– Och. – Deliah
spojrzała w dół. – Przetrę to tylko. Nie powinniśmy tracić czasu na
przebieranki.
Po tych słowach jej
żołądek wydał z siebie smutne, udręczone burknięcie, przez które się
zarumieniła. Nie wiedziała w tym momencie, gdzie podziać wzrok, dlatego
zaśmiała się niemrawo i wyjęła z torebki przewieszonej przez ramię mokre
chusteczki, którymi zaczęła wycierać przybrudzoną sukienkę.
Elian nie mógł pozostać
na to obojętny, dlatego też zbliżył się o krok, przejął od przyjaciółki
rzeczone chusteczki i sam począł wycierać jej odzienie z plam, które pojawiły
się na ubraniu z winy jego psa. Czuł się zobowiązany tak zrobić, bo taka ładna
sukienka została zniszczona w tak nieczuły sposób. W swoim działaniu nie
widział nic zdrożnego, po prostu wycierał te plamy. Z tego, co czyni, zdał
sobie dokładnie sprawę w momencie, kiedy z chusteczką dotarł na obszar biustu
dziewczyny. O nie, tego jej zrobić nie mógł.
Odskoczył od niej jak
oparzony, zarumienił się soczyście niczym pomidor i odwrócił od Deliah wzrok.
– Proszę, resztę
wykonaj sama – wypalił szybko, przeklinając siebie w duchu za zachowanie. Teraz
to na pewno dziewczyna będzie jego po wsze czasy, jak sobie wymarzył.
Ech, wolne żarty. Był
idiotą, a ta świadomość akurat tego dnia nie była dla niego zbyt przyjemna.
Poczuł, iż przyjaciółka
zabrała się do oczyszczania, w tym czasie Elian rozejrzał się powoli dookoła,
chcąc się rozeznać, jak wielu miał świadków tego zdarzenia. Na swoje szczęście
przypatrywać mógł im się właściwie tylko sąsiad, ale ten wolał wrócić do swojej
pracy niż jeszcze mieć z nimi do czynienia.
Deliah wyczyściła
szybko sukienkę. Przez cały ten czas miała mocno zaciśnięte usta. Nie
wiedziała, co mogłaby odpowiedzieć. Czasami najmniejszym gestom nadawano
wielkie znaczenie. To było tylko przypadkowe dotknięcie, a serce niemal
wyskoczyło jej z piersi.
– Dziękuję – wybąkała.
Udało jej się nawet
podnieść wzrok na Eliana. Rzadko się rumienił, a jednak teraz to zrobił. Nie
powstrzymała się od drobnego uśmiechu.
– Nie ma sprawy.
Chodźmy dalej, może Monet nie poczynił większych szkód.
Wbrew ciemnym myślom,
jakie nawiedziły głowę chłopaka, jego pies nie narozrabiał bardziej, a potulnie
czekał za rogiem, wypatrując swojego pana z podkulonym ogonem. Chyba wiedział,
że źle zrobił, gotowy też był przyjąć każdą karę, jaką właściciel mu zafunduje.
O ile później dostanie jakąś kiełbaskę. Miał ochotę na kiełbaskę.
– Byłeś niegrzeczny,
kolego – oznajmił Elian, zerkając na psa, który szedł teraz przy jego nodze. –
Nie możesz tak robić, bo sprowadzisz na nas kłopoty, a wierz mi, jakoś nie mam
ochoty walczyć obecnie z jakimikolwiek problemami.
Reprymenda powinna być
o wiele surowsza, ale nie chciał stawiać siebie w złym świetle przy Deliah.
Wystarczyło już, że spacer do restauracji to jakaś komedia pozbawiona krzty
romantyzmu. Nie tak to sobie planował, był więc uważniejszy, by nie pojawiły
się kolejne niespodzianki.
– Mam nadzieję, że
jesteś głodna. – Odwrócił się w stronę przyjaciółki, która szła o niecały krok
za nim. – To fajna knajpka, która nie tylko serwuje codziennie europejskie
śniadania, by zaspokoić każde podniebienie, ale posiada też wydzieloną na plaży
strefę, gdzie można usiąść pod parasolem i tam spożywać posiłek. To super
przeżycie – z jednej strony masz promenadę i ścieżkę dla biegaczy, rolkarzy i
rowerzystów, z drugiej zaś plażę i morze. – Zamyślił się na chwilę. – Może
chcesz zjeść właśnie w tej strefie? Czy może sportowcy będą ci przeszkadzać?
Czasami mogą być utrapieniem, wiem to z doświadczenia…
Zamilknął. Chciał ją
zachęcić, by zjadła z nim na plaży, bo uważał to za lepsze rozwiązanie niż
jedzenie tuż przed lokalem, gdzie czasami metr dzielił klienta od
przejeżdżającego skutera i bywało wręcz niebezpiecznie.
– Elian – zaczęła
łagodnym głosem Deliah – gdziekolwiek pójdziemy, będzie dobrze. Przecież wiesz,
że ci ufam.
Dziewczyna chwyciła
przyjaciela za dłoń i posłała mu delikatny uśmiech.
Zadrżał pod wpływem
tego dotyku, ale wiedział, że to nic złego. Gdyby zechciała, trzymałby ją za
dłoń, póki świat nie doczekałby się sądu ostatecznego lub sam siebie nie spali.
Chłopak także się
uśmiechnął tym niewymuszonym, szczerym i uroczym uśmiechem, wskazał ręką przed
siebie i zakrzyknął:
– W takim razie… Vamos!
Prowadził ją w dół
uliczki, cały czas mając baczenie na Moneta. Naprawdę nie potrzebował, by
sierściasty przyjaciel zniszczył mu śniadanie i w ogóle całą tę sposobność na
pokazanie się w oczach Deliah z najlepszej strony. Choć znali się naprawdę
długo, pragnął za każdym razem wywoływać na niej dobre wrażenie, by wreszcie
zdołała spojrzeć na niego inaczej. Takie romantyczne śniadanie mogło mu pomóc.
O ile tylko tego nie spieprzy ani Monet nie wejdzie mu ponownie w drogę.
Knajpka, do której
zmierzali, faktycznie znajdowała się na rogu ulic, tuż przy drodze na plażę,
jednak nie zajmowała jedynie lokalu w budynku, dzierżawiła także spory
prostokąt plaży, przy której rozstawiono drewnianą budkę z barem, zaś pod
parasolami ulokowano kilka stolików. To właśnie tam Elian chciał zabrać
przyjaciółkę. Lubił tę restaurację, bo poza niesamowitym jedzeniem z różnych
części Europy miał także miejsce, gdzie można było przywiązać czworonoga, by
napił się wody i odpoczął, jeśli akurat wraca ze spaceru. Do tej pory labrador
nie narzekał, kiedy tu przychodzili, był wręcz nadzwyczaj spokojny.
Malarz spojrzał na
przyjaciółkę i uśmiechnął się do niej. Widział po jej twarzy, że dziewczyna
jest oczarowana tym skrawkiem lokalu na plaży. Mimo że znali się od lat i dość
często gdzieś wychodzili, nigdy tu razem nie jedli. To czyniło owe miejsce
wyjątkowym, bo po raz pierwszy wspólnym, a to wywołało u Eliana nieco
przyspieszone bicie serca.
– Zapraszam.
Chłopak zajął się
przywiązywaniem przyjaciela do płotka w wyznaczonej dla zwierząt miejscu, a
przyjaciółka ruszyła, by zająć miejsce. Malarz patrzył za nią, a myśl, że tego
dnia wyzna jej swoje uczucia, stawała się coraz wyraźniejsza w jego głowie.
Skoro to sobie postanowił, musiał podjąć odpowiednie działania. Za pierwsze z
nich uznał odsunięcie krzesła Deliah i przysunięcie do stołu, za co obdarowany
został niepewnym uśmiechem i lekkim rumieńcem. Nigdy nikomu tego nie
powiedział, ale uwielbiał, kiedy dziewczyna się rumieniła.
– Na co masz ochotę? –
zapytał, kiedy zaczęła przeglądać menu, jakie pozostawiono na stoliku. – Jeśli
mogę zaproponować coś, co trafi w gust twojego angielskiego podniebienia, to
zachęcam cię do spróbowania hash browns.
Są genialne, bo mają jakiś odautorski, tajny składnik. Próbowałem podpytać
kiedyś kucharza, co to takiego, ale nie zdradził. Powiedział mi, że szybciej
umrze, niż zdradzi swój największy sekret. Więc więcej nie dociekałem.
Wiedział, że mógł to
powiedzieć krócej, w o wiele prostszych słowach, ale zaczął się denerwować, to
zaś często objawiało się właśnie przez słowotok. Deliah pewnie zdołała to już
zauważyć, w końcu znali się nie od dzisiaj, nigdy jednak nie dokuczała mu z
tego powodu, za co był wdzięczny. Choć i tak czuł się jak głupek, zachowując w
ten sposób. Ech, życie nie mogło być sprawiedliwe.
– Zdam się na
specjalistę, który bywał tu już niejeden raz – odpowiedziała Deliah.
Nawet nie zerknęła do
karty menu. Hiszpańskie słowa i tak niewiele jej mówiły, do czego nie chciała
się przed nikim przyznawać.
Elian uśmiechnął się do
niej przyjaźnie.
– Tylko żebyś później
nie narzekała. – Rozejrzał się, czy za barem zastał kogoś z obsługi, po czym
skinął na kelnera, który zajmował tam miejsce. – Disculpe?
Mężczyzna w białej koszuli
i ciemnych spodniach zbliżył się do nich z uśmiechem na ustach.
– Buenos dias! Co państwu podać?
– Buenos dias. Quremos dos desayuno ingles, dos cafes con leche y un jugo
de naranja, por favor.
– Entiendo. Zaraz wracam.
Odszedł, by przekazać
ich zamówienie kuchni, a przyjaciele rozglądali się wokół, chłonąc atmosferę
tego miejsca i ciesząc tym spokojnym, pełnym szumu morskich fal porankiem.
W pewnej odległości od
ich stolika przechodziły trzy dziewczynki. Nie mogły mieć więcej niż dziesięć
lat. Śmiały się z czegoś, jedna z nich trzymała w dłoniach piłkę plażową.
Najwidoczniej planowały zagrać, nim dzień stanie się nieprzyjemnie gorący.
Jedna z nich rozejrzała się po plaży. Kiedy jej wzrok napotkał Eliana i Deliah,
dziewczynka przystanęła w miejscu, uniosła dłoń i zawołała:
– Buenos dias, senor Méndez!
Przyjaciele spojrzeli w
jej stronę, brunet uśmiechnął się pod nosem i także pomachał.
– Buenos dias, chicas! ¿Que pasa?
– Dobrze, idziemy
właśnie pograć, dopóki siatka nie jest zajęta – wyjaśniła ta, która zaczepiła
swojego nauczyciela.
Jedna z jej koleżanek
zebrała się na odwagę, by także się odezwać. Patrzyła przy tym na przyjaciółkę
Eliana niczym w obraz.
– To pana nowa
dziewczyna? Bardzo ładna.
Malarz spojrzał na
Deliah, która właśnie spłonęła uroczym rumieńcem. Pragnienie, by ją pocałować,
wzrosło jeszcze bardziej, ale musiał się opanować, w końcu nie chciał robić
sceny, wyznając jej swoje uczucia. Wolał jej o nich powiedzieć, kiedy nie będą
mieli żadnych świadków. I ogólnie w innym miejscu, plaża to zbyt oklepany temat
na podobne wyznania.
Odchrząknął, dziwnie
połechtany tym, że ktoś mógł uznać Deliah za jego życiową partnerkę, i
przedstawił ją swoim uczennicom.
– To moja przyjaciółka
jeszcze z nastoletnich lat, Deliah. Przyleciała z Anglii na wakacje.
Uznał, że tyle
wyjaśnień wystarczy, by zaspokoić ciekawość dziewczynek. Te przeniosły wzrok z
nauczyciela na jego towarzyszkę i wszystkie trzy skłoniły się z gracją.
– Bardzo nam miło panią
poznać. Nie będziemy też przeszkadzać, bo naprawdę zajmą nam siatkę. Do
widzenia!
Tak właściwie to
dziewczynki miały kolejne pytania, ale naprawdę spieszyły się, by zagrać.
Przecież pana Eliana można będzie wypytać o te przyjaciółkę, kiedy spotkają się
na lekcjach – w końcu do ich szkolnych wakacji trochę czasu jeszcze pozostało.
A dobrze będzie wiedzieć, czy lubiany nauczyciel wciąż jest samotny, czy może
znalazł w końcu tą panią, którą im namalował podczas lekcji zapoznawania się z
akwarelą.
Elian pomachał im, nim
za bardzo się oddaliły.
– Do widzenia! –
zawołał w odpowiedzi i uśmiechnął się. Przeczuwał, że uczennice nie dadzą mu
spokoju, ale same odwlekły to przesłuchanie w czasie, mógł się więc skupić na
przyjaciółce i na tym, by nic już nie szło inaczej, jak tylko po jego myśli.
Zerknął na Deliah,
która także się uśmiechała, a robiła to tak szczerze, iż mężczyzna poczuł, że
jego serce bije szybciej. I jest to nie bicie, które doprowadzi do zawału, ale
informujące, że czuje się bezpiecznie.
Chciał coś powiedzieć.
Coś, co zabrzmiałoby błyskotliwie, pokazałoby go jak elokwentnego jegomościa,
ale właśnie w tej chwili podszedł kelner z zamówionymi napojami.
Zapach kawy wtargnął do nosów
przyjaciół, którzy chłonęli go z największą przyjemnością. Już to zjawisko było
oszałamiające. Kiedy zaś po dwóch chwilach przyniesiono talerze pływające w
obfitościach, oboje z największych radością przystąpili do wspólnego posiłku.
Podczas niego Elian zerkał na przyjaciółkę, która kolejny raz pokazywała mu, że
zachowuje się jak dama – gdy on musiał naprawdę mieć się na baczności, by
tłuszcz z kiełbaski nie kapał mu na brodę ani nie pobrudzić się sosem, w którym
tkwiła przepyszna fasolka, tak Deliah jadła z prawdziwą gracją. Tak miło było
na nią patrzeć, że w którymś momencie mężczyzna się zapomniał i zastygł z
widelcem uniesionym nad talerzem. Zaniepokojone spojrzenie przyjaciółki go
otrzeźwiło. Zarumienił się soczyście i na siłę wepchnął w siebie kawałek
pieczywa. Prawie się nim zakrztusił, szybko więc sięgnął po kawę. Poparzył
sobie nią język.
No
świetnie, gorzej już chyba nie będzie, przemknęło mu przez
myśl. Tyle wyszło z bycia dżentelmenem i właściwym towarzyszem śniadania.
– Czyżby ci smakowało?
– zapytał z głupia. – Mówiłem, że mają tu niezłą kuchnię, dobrze, że niczego
dzisiaj nie popsuli, bo poczułbym się urażony i zły, że mogłem cię okłamać.
Rzekł to, co ślina mu
na język przyniosła. W jego mniemaniu pogrążył się jeszcze bardziej.
Chyba
jednak to śniadanie nie jest takie idealne, dopadło go
takie myślenie, przez co wyraźnie zmarkotniał. Do tego zawiało, a wiatr to nie
było coś, czego by sobie teraz życzył.
Deliah już otwierała
usta, żeby odpowiedzieć, kiedy nikczemny powiew zdmuchnął z jej głowy słomiany
kapelusz. Zdziwiona chwyciła go w ostatniej chwili, uderzając przy okazji
kolanem w stolik i mało nie wywracając się z krzesła. Tym razem to ona
pomyślała sobie, że już bardziej taktowna nie mogła być… Ludzie, którzy również
jedli właśnie śniadanie, spojrzeli na nią uważniej z dziwnymi minami,
zastanawiając się, dlaczego zastygła w dziwnej pozycji, trzymając kapelusz w
garści. To dlatego zacisnęła usta i spojrzała powolnie na Eliana. Nie wyglądał,
jakby się śmiał, a raczej jakby się zaniepokoił, że zaraz stłucze sobie głowę o
róg stołu. Tak powinien wyglądać waleczny rycerz gotowy do ratunku damy w
opałach. Tym razem dama w opałach mogła się jednak uratować sama. Po prostu
przeniosła się ostrożnie do normalnej pozycji i posłała przyjacielowi nieśmiały
uśmiech.
– Oczywiście, że
smakowało – odezwała się w końcu, uprzednio cicho chrząkając. – Bardzo urokliwe
miejsce. Smaczne śniadanie. I ludzie dookoła wydają się być mili. I kelnerzy.
I… twoje uczennice. I ty też. Znaczy… ty nie wydajesz się być miły, ty jesteś
miły, w końcu cię znam. Nawet długo. Oczywiście to nie jedyne epitety, jakich
mogę wobec ciebie użyć, ale… – Wstrzymała dech, zastanawiając się, jak może
uciec z tego żenującego monologu. – Lubię cię, Elian – rzuciła bez
zastanowienia, wewnątrz krzycząc. – Dziękuję za to wszystko. To… dużo dla mnie
znaczy.
Teraz to na niego
przyszła kryska. Zastygł niczym posąg, wpatrując się w przyjaciółkę, a serce w
jego piersi biło tak szybko i mocno, że nie zdziwiłby się, gdyby sąsiadujący z
nimi klienci restauracji zaczęli się za chwilę uskarżać na równy dźwięk
dochodzący ze strony malarza i jego przyjaciółki. Mimo że pił kawę podczas tego
śniadania, nagle zaschło mu w ustach, a pragnienie, by pocałować Deliah, stało
się uciążliwe. Wiedział, że na to jest zdecydowanie za wcześnie, że nie chce
robić tego, czując na sobie spojrzenia innych. To dlatego odchrząknął i wrócił
do żywszej wersji siebie.
Nie zapomniał jednak
przy tym o odpowiedzi. Bo być może to w końcu pomoże mu sięgnąć po swoje
największe marzenia.
– Ja też cię lubię,
Deliah. Bardzo. – W jego oczach pojawiły się iskry uczucia. – I nie ma za co,
od tego są przyjaciele, by sobie pomagać i zawsze być obok.
Jemu też zdarzało się
wewnętrznie krzyczeć, jak teraz, kiedy słowo „przyjaciel” stało się tym,
którego szczerze nienawidził. Nie chciał go używać względem siebie czy
Angielki, chciał, by było ono pierwszym słowem określającym ich relację, ale
odchodzącym w cień, ustępującym innemu – „zakochani”. Chciał, by czuła to samo,
co on. Dlatego, gdy po jego wypowiedzi zamilkła i wpatrzyła się w talerz, nadal
trzymając w dłoni kapelusz, nakazał sobie stworzyć szybszy scenariusz na
wyznanie. Wystarczyło rozejrzeć się trochę, by dostrzeć w oddali budynek, do
którego mógłby ją zaprowadzić.
– Co powiesz na spacer
na latarnię po śniadaniu? – zapytał, wpatrując się w Deliah. – Dawno już tam
nie byliśmy.
Chciał jeszcze dodać,
że przecież tam się wszystko zaczęło, bo to właśnie pod latarnią się poznali,
tam nawiązali znajomość, tam też powinni zmierzyć, by wejść dosłownie na wyższy
poziom, ale uznał, że tego mogłoby być za wiele, że mógłby ją wystraszyć. A to
ostatnie, czego pragnął – by wystraszyła się, nim on wyzna jej miłość. Nie.
Najpierw powie głośno, że jest w niej zakochany, kocha ją od lat, a dopiero
później pozwoli jej się przestraszyć tych słów.
– Myślę, że to dobry
pomysł – powiedziała z uśmiechem Deliah. – Dobrze będzie powspominać stare
czasy. Choć… może nie do końca takie stare?
Zaśmiała się.
Jak najbardziej ją
rozumiał. Stare czasy, które wydarzyły się raptem sześć lat temu, nie były aż
tak stare. Sam mógłby je raczej określić mianem odległych, różnych od tego, co
mieli obecnie. Nie byli bowiem nastolatkami zagubionymi w świecie dorosłych, a
właśnie dorosłymi, którzy musieli mierzyć się z prawdziwymi problemami, stawiać
czoła nowym wyzwaniom i nie poddawać się za łatwo. Do tego powinni podejmować
dojrzałe decyzje, takie, które zwiążą ich z czymś lub z kimś na resztę życia.
Sam dobrze wiedział, że nigdy nie porzuci malarstwa ani nauczania w szkole, bo
było to dla niego spełnienie marzeń i powołanie, wciąż jednak brakowało
ostatniego kroku, by podjął decyzję także w sferze prywatnej. A spacer na
latarnię mógłby być odpowiednim dystansem do pokonania, by ze szczytu, patrząc
na miasto, wreszcie spojrzeć w oczy prawdzie.
Uśmiechnął się do
przyjaciółki ciepło.
– W takim razie
postanowione. Jedzmy, póki Monet jeszcze nie daje o sobie znać. Jestem niemalże
pewien, że za chwilę zacznie dopominać się o kiełbaski.
Kiedy śniadanie zostało
zjedzone, a brzuchy napełnione, dwójka przyjaciół zapłaciła za posiłek,
podziękowała kelnerowi i bez słowa ruszyła w kierunku plaży. Deliah widząc
morze, poczuła w sercu dziwne ciepło. Niesforny wiatr zerwał się do biegu,
podnosząc jej kapelusz, który szybko przytrzymała dłonią, a także sukienkę.
Mimo piasku w ustach wciąż się uśmiechała.
– Wiesz, za każdym
razem kiedy patrzę na morze, widzę coś pięknego – powiedziała cicho. – Nie jak
w Anglii. Tam tylko wyjdziesz na plażę, a prawdopodobnie złapie cię deszcz.
Elian uśmiechnął się
ciepło pod nosem. Zerknął w stronę Moneta kroczącego samym brzegiem i
próbującego łapać fale. Rozumiał to, co czuje przyjaciółka, bo sam od zawsze
był pod wrażeniem tego, jak morze jednocześnie jest tak piękne, jak i
zwodnicze. Te dwie twarze bardzo go intrygowały, to dlatego tak często malował
pejzaże morskie i zdecydował się na taki temat swojej pracy dyplomowej.
– Ja też lubię ten
widok – powiedział, kiedy poczuł, iż powinien się odezwać. – Jako dziecko
lubiłem go tak bardzo, że chciałem dotrzeć na koniec horyzontu. Nieważne, że
wylądowałbym w Algierii. Któregoś razu zapakowałem się do pontonu i dałem się
ponieść falom.
Wspomnienie stanęło mu
też przed oczami. Miał wtedy nie więcej niż siedem lat, marzyło mu się
odkrywanie nowych krajów i kultur, a ten dostrzegalny na samej linii horyzontu
ląd zdawał się być upragnionym celem, który chciał zdobyć i odkryć na własną
rękę. Wówczas myślał, iż wystarczy tylko wyruszyć, a cała reszta zadzieje się
sama. Życie to jednak zweryfikowało i wskazało, iż podobne podróże muszą być
jednak poprzedzone przez solidne przygotowanie.
Przyjaciółka
przekręciła lekko głowę, by na niego spojrzeć. Jedną ręką przytrzymała
kapelusz, by nigdzie jej nie odleciał.
– Jak to się skończyło?
– zapytała zainteresowana, bowiem nigdy dotąd nie słyszała tej historii.
Jedynie wielkie
historie nie potrzebują, by z opowiedzeniem ich czekać latami. Ta taką nie
była, dlatego mężczyzna zarumienił się lekko, a uśmiech na jego twarzy stał się
odrobinę gorzki.
– Mój tata wyłowił mnie
trzysta metrów od brzegu, porządnie ochrzanił za takie pomysły i dobre pół
godziny tłumaczył mi, dlaczego nie mogę się nigdzie ruszać, jeśli on albo mama
nie mają mnie właśnie na oku. Zapytałem wtedy, czy skoro oboje się obudzili, to
czy możemy popłynąć razem, to oberwało mi się jeszcze bardziej. Zabrano mi
ponton, spuszczono z niego powietrze, a pozostawiono jedynie dmuchane motylki,
z którymi na ramionach nie byłem w stanie popłynąć dalej niż dziesięć metrów.
Tak tragicznie umarło moje marzenie. – Zaśmiał się. – Cóż, takie jest życie.
– Początek tej historii
brzmiał całkiem zabawnie, ale potem pomyślałam, że jest dosyć smutna,
szczególnie jeżeli chodzi o niespełnione marzenia. Czasami rodzicom zdarza się
zabić w swoich pociechach nadzieję – powiedziała smętnie Deliah, patrząc przed
siebie. – Ale wiesz? Teraz jesteśmy już dorośli, więc sami możemy decydować, w
jaką podróż się wybierzemy. Moglibyśmy wybrać się kiedyś wspólnie do innego
kraju, choćby na weekend. Z dala od Hiszpanii i Anglii.
Dziewczyna chwyciła przyjaciela
za dłoń i zamachała nią wesoło, jakby byli tylko dwoma malcami chodzącymi po
plaży. Do tego posłała mu jeden ze swoich uroczych uśmiechów.
Mężczyzna też chciał
się tak uśmiechać, ale nie potrafił, bo w jego głowie istniała jedynie
świadomość tego, że oto właśnie miłość jego życia trzyma swoją dłoń w uścisku
jego dłoni i jest to najlepsze, co mu się zdarzyło na tym przerażającym
świecie. Pochwycił jedynie cień wypowiedzi, ale zdołał ją przyswoić i szybko
uknuć kolejny plan na realizację marzeń, tych wspólnych.
– W takim razie jedźmy.
Gdziekolwiek chcesz, kiedykolwiek chcesz. Skoro cały świat stoi przed nami
otworem, gotowy pokazać swoje bogactwo i piękno, skorzystajmy z tego. –
Uścisnął jej dłoń jeszcze mocniej. – Ty i ja. Razem.
Tak bardzo pragnął
widzieć ich jako dwie osoby patrzące i podążające w tym samym kierunku, ramię w
ramię, bo właśnie to było dla niego definicją miłości. Tak bowiem zachowywały
się według jego wyobrażeń dwie zakochane w sobie na wieki osoby. Chciałby być
właśnie kimś takim dla Deliah, bo ona była taka dla niego. Najważniejsza na
zawsze.
Jakże miło było tak
spacerować wspólnie, w tym małym, ale znaczącym uścisku. Wyobrażał sobie to
wcześniej, ale w rzeczywistości było to o wiele przyjemniejsze od oczekiwanego
uczucia. Gdyby pozwoliła się trzymać za rękę już zawsze, obszedłby z nią cały
glob i to nie jeden raz, a tyle, ile by chciała. Wreszcie czuł, że gdzieś
przynależy – jego serce było tuż przy przyjaciółce, tu czuło się
najbezpieczniej. W tym poczuciu gotowy był na kolejne kroki, już prawie nakazał
sobie zatrzymać się i pochylić, by wreszcie ją pocałować, ale oto dotarli na
wzgórze pod schody prowadzące na białą latarnię. Ze względu na porę – dopiero
niedawno otwarto jej wrota – nie było jeszcze kolejki chętnych, którzy
chcieliby spojrzeć na Calellę z najwyższego jej punktu, toteż nie stali długo,
oczekując na zakup biletów. Monet, który chyba zdawał sobie sprawę z tego, że
nie jest gwiazdą dzisiejszego dnia, zachowywał się już jak na wychowanego psa
przystało i był grzeczny, kiedy Elian przypinał jego smycz do specjalnie
wydzielonego dla czworonogów metalowego stojaka. Labrador czekał cierpliwie, aż
będzie zabezpieczony, po czym siadł i zapatrzył się na swojego pana, jakby
chciał powiedzieć: „idź, przyjacielu, ja sobie tu poradzę”. Elian pogłaskał go
i odszedł ku przyjaciółce, by wraz z nią wejść trzynaście metrów w górę i
znaleźć się jeszcze bliżej przejrzystego nieba.
Droga może nie była
długa, ale dla kogoś takiego jak Deliah, która nie miała zbyt dobrej formy,
podróż okazała się niemal wycieńczająca. Kiedy dobrnęła już do szczytu schodów,
głęboko odetchnęła. Było jej niemal głupio, że to Elian musiał ją ciągnąć za
sobą jak małe dziecko pozbawione sił, nie wyglądał jednak na zdenerwowanego.
Cały czas się uśmiechał, co wręcz wzbudzało w Deliath podejrzenia, czy czegoś
nie knuł.
– Chyba wchodzenie po
schodach nie jest moim ulubionym sportem – powiedziała, jednocześnie śmiejąc
się i próbując złapać oddech. Nieświadomie puściła dłoń swojego przyjaciela.
Nie podobało mu się to.
Chciał jej dotykać, dlatego teraz to on chwycił ją za rękę, splatając swoje
palce z jej, jak to powinno być.
– Moim też nie –
odpowiedział, patrząc jej prosto w oczy, jakby chciał zajrzeć w jej duszę. –
Ale dla takiego widoku jestem w stanie znosić to nawet codziennie.
Trudno było powiedzieć,
czy mówi tak o krajobrazie miasteczka i morza, czy o swojej przyjaciółce, która
jawiła mu się w tej chwili niczym najpiękniejsza istota na świecie. Właściwie
to kimś takim w jego oczach już była i to od dawna.
Pociągnął ją w stronę
barierki, gdzie przystanęli, chłonąc to jeszcze niezbyt gorące powietrze,
obserwując palmy i tych malutkich ludzi, którzy zaczęli pojawiać się na plaży.
– Gdybym nie został
malarzem – zdobył się na wyznanie – chciałbym być latarnikiem, mieszkać w takim
miejscu i wskazywać właściwą drogę innym. Czy to nie jest marzenie nad wyrost?
– zapytał, przenosząc wzrok na przyjaciółkę i uśmiechając się delikatnie.
– Naprawdę jesteś
niepoprawnym marzycielem – odpowiedziała Deliah, dźwięcznie się śmiejąc. –
Takie życie z pewnością byłoby proste, ale przyjemne. Chętnie bym cię tutaj
odwiedzała, aby spoglądać na morze. Och, i oczywiście, żeby oglądać ciebie –
mówiąc to, puściła przyjacielowi oczko. Dopiero po chwili zorientowała się, że
mogło to zabrzmieć jak podryw, to dlatego szybko odwróciła wzrok w kierunku
morza, ignorując rumiane plamy na twarzy.
On nie mógł tego jednak
zignorować. Za bardzo grała sobie z jego sercem, dość miał domyślania się, czy
to faktycznie oznaka zainteresowania, czy może tylko jemu się tak zdaje. To
dlatego ustawił się bokiem do przyjaciółki i zapatrzył w profil dziewczyny,
byle tylko zwrócić jej uwagę, byle tylko móc jej wreszcie powiedzieć.
– Chętnie bym cię tu
gościł. Co więcej, chętnie miałby cię tu na stałe, przez cały rok i o każdej
porze dnia, nie tylko podczas wakacji – powiedział szczerze.
Teraz albo nigdy.
Wszystko dla tej jednej minuty, dla tego jednego wyznania.
– Deliah, już od dawna
chciałem ci powiedzieć, że ja…
Jak to bywa w komediach
romantycznych, zbiegi okoliczności spotykają się akurat w takich chwilach,
kiedy mało kto sobie tego życzy, i wszystko psują. Zupełnie jak teraz. Kiedy
Elian wreszcie chciał otworzyć swoją duszę na oścież i głośno powiedzieć, co
czuje, tuż obok nich pojawił się jakiś napakowany gość i wykrzyknął w stronę
Deliah:
– Hola, chica! Como estas? Eres muy bonita, ¿quieres ir conmigo? –
Puścił jej oczko i oparł się o barierkę, odsuwając od siebie zaskoczonego i
lekko wkurzonego takim zachowaniem Eliana. – Puedo ser tu novio, solo habla una palabra – dodał i ukazał jej
swój biceps.
W malarzu aż się
zagotowało. Oczywiście, że Deliah była urocza, ale żeby tak prosto z mostu
pytać, czy z nim pójdzie? I co to za przechwałka, że może zostać jej
chłopakiem, tylko musi powiedzieć słowo? Nieznajomy nie wyglądał na żadnego
dżina spełniającego życzenia, do tego zachowywał się jak buc. Tego Elian nie
mógł znieść.
– Disculpe – odezwał się i poklepał pakera po ramieniu. – Ella esta conmigo y no quiere ir contigo.
Ven en algun lugar, por favor.
Był dla niego uprzejmy,
choć może ten na to nie zasługiwał swoją bezczelnością. Pokazywał klasę, bo tak
został wychowany. To chyba nie przypadło nieznajomemu do gustu, bo zmarszczył
czoło i skierował się bardziej w stronę malarza. Po jego minie widać było, iż
nie pasuje mu to, że ktoś niszczy jego podryw.
– ¿Eres su novio o solo amigo? – zapytał, po czym zaśmiał się. –
Spierdalaj – rzucił, przechodząc na angielski, co i tak zabrzmiało u niego
niezbyt wyraźnie, jakby było to wyrażenie, którym posługuje się rzadko, wtedy
tylko, gdy chce kogoś nastraszyć.
Ale Elian się nie dał.
Obszedł jegomościa i chwycił przerażoną Deliah za rękę.
– Chodźmy stąd – rzucił
cicho, zły na wszystko, na cały wszechświat, że ten musiał mu popsuć akurat
taki moment.
Dziewczyna nie musiała
wcale znać hiszpańskiego, aby zrozumieć, o co chodziło. Cała krew odpłynęła jej
z głowy, kiedy oglądnęła się przez ramię na obcego mężczyznę. To była tylko
chwila. Usłyszała zaledwie brzdęk odblokowywanej broni, a potem strzał. Nie
wiedziała nawet, w kogo był celowany pocisk. Poczuła, że Elian odsuwa ją
gwałtownie na bok, jakby chciał osłonić przyjaciółkę.
Bo jeśli kimś miał być,
to nie księciem na białym koniu, a rycerzem, który przyjdzie na ratunek i
obroni przed niebezpieczeństwem. Nawet jeśli będzie to oznaczało potworny ból
powyżej biodra i coraz silniejszy zapach krwi.
Nie wiedział, kiedy
znalazł się na posadzce, podejrzewał, że to wynik wystrzału. Wokół siebie
usłyszał zamieszanie, kroki i czyjeś krzyki, ale nie starał się niczego
wyłapać, o wiele ważniejsze było sprawdzenie, jak się miewa Deliah. Szukał jej
wzrokiem, dopóki nie napotkał pełnego strachu wzroku ukochanej, która pochylała
się nad nim. Uśmiechnął się, widząc ją całą i zdrową.
– Nic ci nie jest? –
zapytał tak cicho, że ledwie sam siebie słyszał. Poruszył ręką, by na nowo
pochwycić dłoń przyjaciółki.
Deliah ścisnęła go
drżąco. Nawet nie powstrzymywała łez. Leciały ciurkiem wzdłuż policzków, zaznaczając
mokre ślady na sukience.
– Nie o mnie powinieneś
teraz pytać, Elian – powiedziała, śmiejąc się nerwowo.
Ktoś z boku powiadomił
ją, że dzwoni już na pogotowie, dlatego skinęła dziękująco głową. Jeżeli
wiedziała coś o ranach postrzałowych, to tyle, że łatwo można było się przez
nie wykrwawić, to dlatego bez chwili zastanowienia oderwała kawałek materiału
ze swojej sukienki i przyłożyła go do rany, starając się możliwie mocno ją
uciskać. Nie przejmowała się przeciekającym materiałem. Po prostu chciała
jakkolwiek pomóc swojemu przyjacielowi, jednocześnie starając się zapanować nad
własnymi nerwami. Od widoku krwi strasznie kręciło się jej w głowie.
– Tylko nie zamykaj
oczu – powiedziała spanikowana.
Zaśmiał się na tę
prośbę, choć i to sprawiło mu ból.
– Nie zamknę, jeśli
mnie pocałujesz.
Deliah jeszcze raz
zaśmiała się niemrawo. Miała wrażenie, że chłopak nie do końca wie, co mówi.
Sam wyglądał, jakby był zaskoczony, a może nawet i przerażony takim obrotem
sytuacji. Postanowiła jednak, że spełni tę prośbę. Bała się bowiem, że już
nigdy nie będzie miała okazji tego zrobić…
Bez głębszych rozmyślań
pochyliła się nad Elianem i złożyła na jego ustach delikatny jak muśnięcie
motylich skrzydeł pocałunek. Dopiero po chwili zorientowała się, że przecież
nie musiało wcale chodzić o usta, a o policzek. Było już jednak za późno.
Uniosła ostrożnie
głowę, ale nie spuściła wzroku z Eliana nawet na moment. Z rumieńcami na
policzkach, które dodatkowo były mokre od łez, spoglądała prosto w oczy
przyjaciela, czekając na jego reakcję.
– Dziękuję. Mogę prosić
o więcej?
Nie był pewien, czy to
powiedział, nawet nie był pewien, czy Deliah faktycznie go pocałowała, czy może
to także mu się przewidziało przez tę utratę krwi, ale i tak był przyjemnie
odprężony. W końcu czuł słodki smak na ustach. Uśmiechnął się. I wtedy wokół
siebie zaczął widzieć napierającą czerń.
Nie,
przemknęło mu przez myśl. Jeszcze nie
skończyłem.
Chciał jej powiedzieć,
co czuje, teraz, leżąc na szczycie latarni, ale wraz z upływem krwi tracił
świadomość tego, co powinien robić. Wciąż z twarzą tak blisko ukochanej kobiety
wyszeptał:
– Zaopiekuj się
Monetem.
To było wszystko, na co
się zdobył, nim opadły mu powieki, a on sam zanurzył się w nieprzeniknionej
ciemności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz