W przyciemnionej
piwnicy panował spokój. Tylko od czasu do czasu przez zasłonięte rolety
przepływały światła aut, odbijając swój blask na przeciwległej ścianie. Ta
nocna rutyna trwałaby pewnie w nieskończoność, gdyby nie nagłe pojawienie się
czwórki osób. Jeśli ktoś zamontowałby w oknie kamerę, mogłoby się okazać, że
teleportowali się do małego mieszkania tak naprawdę znikąd. Po prostu spadli z
sufitu, lądując w różnych pozycjach na podłodze, fotelu czy łóżku. Nie było to
na pewno miłe zetknięcie z powierzchnią, szczególnie dla dziewczyny, która
zaliczyła twarde zderzenie z posadzką. Ona jako jedyna zamarła w bezruchu,
skierowana twarzą do dołu.
Czas,
żebyś się obudziła, Meave.
Delikatny uśmiech,
machnięcie dłonią i ciche kroki oddalające się powolnie w nieznaną przestrzeń.
Czy Anaya znowu musiała uciekać? Miała tyle pytań, które chciała jej zadać!
Robiła to celowo? A może jednak nie chciała się z nią dzielić przeszłością?
Meave nie mogła tego zrozumieć. Po co ta cała tajemniczość? Czy nie można było
przekazać wszystkiego w kilku zdaniach? A może Anaya miała jakiś większy plan?
Tylko na co?
Ansel odnosił
wrażenie, że ostatnimi czasy nadużywał alkoholu. Od dziesięciu lat prowadził niebezpieczny
tryb życia, który wymagał czasem mocniejszego trunku na wyciszenie nerwów, ale
teraz, od kiedy w jego życiu pojawiła się dwójka nastolatków i „miejskie
syreny”, miał już wszystkiego dosyć. W przypadku tego zagmatwania wcale nie
chodziło o stres, raczej o jego zdrowie mentalne. Czasami już sam nie wiedział,
czy to, co widzi, jest prawdziwe. Może po latach prowadzenia niezbyt zdrowego
trybu życia oszalał i potrzebował pomocy psychiatrycznej? A może to jego
znajomi całkowicie poszaleli? Sam nie poznawał Vena. Mówił coś o jakiejś
tajemniczej przeszłości, która niby miała dotyczyć ich obu. O tym, że jego
prawdziwym imieniem nie jest Vane, a Vance. I że pochodzą z innego świata. Co
za głupoty! Na dodatek wszyscy go w to wplątywali! Może jednak wśród nich
wszystkich to on był najbardziej trzeźwo myślącym człowiekiem? Nie miał żadnych
tajemniczych wspomnień. Nie zamierzał sobie dać niczego wmówić…
Kiedy zaspany Wren
wchodził rano do szpitalnej sali, nie spodziewał się, że już w progu napotka
podekscytowaną dziewczynę, która chwyci go za rękaw bluzy i wciągnie do środka,
zamykając za nimi szczelnie drzwi. Wiedział, że po Meave może się spodziewać
tak naprawdę wszystkiego. Ostatnim razem go pocałowała, także nie zdziwiłby
się, gdyby teraz również chciała wykorzystać chwilę, kiedy mogli być w sali sam
na sam. Nigdy nie wiadomo, co akurat chodziło jej po głowie…
– Chodź! – krzyknęła
podniecona, ciągnąc go w stronę łóżka.
– O co ci chodzi? –
spytał z głupią miną Wren.
– Odkryłam coś!
Wrota do zniszczonej sali rozwarły się z
głośnym skrzypnięciem, kiedy do środka weszła kobieta o fioletowo-różowych włosach.
W dłoniach trzymała otwartą książkę, której treść najwyraźniej wywoływała na
jej twarzy rozbawienie. Stukocząc butami o posadzkę, potrząsała głową i śmiała
się do siebie, zwracając uwagę zgromadzonych wkoło kobiet. Żadna z nich się
jednak nie odezwała, póki to ona nie zamknęła z trzaskiem lektury i nie
zwróciła się w kierunku swojej królowej.
– Tak jak mówiłaś, Oweyn
spotkał się z tymi nieudacznikami – zaczęła Vanity, uśmiechając się do siebie
ironicznie. – Teraz wszyscy zebrali się na jakimś dziwnym posiedzeniu, na
którym ma co nieco opowiedzieć o naszym świecie. Udało mi się w międzyczasie
przeszukać mieszkanie jednego z nich i znaleźć to.
Vanity uniosła w górę
księgę, na której widniał tytuł: Poza
znaną mitologią.
Przez cichnące z każdą minutą dźwięki
pogrążonego w nocnym zgiełku miasta przebijał się dźwięk, który wydawały kostki
lodu obijające się o szklankę. Ansel uwielbiał takie wrażenia słuchowe. Może
wyglądał na osobę, która lubiła ostrą jazdę bez trzymanki i bezlitosne
zabijanie zleconych ofiar, ale tak naprawdę miłował sobie spokój – nawet jeżeli
za towarzysza miał nieodłącznego kompana niebezpiecznych misji. Cenił w swoim
przyjacielu to, że nie zmuszał go do bezsensownej gadki. Można powiedzieć, że gdy
spędzali razem czas, częściej milczeli, niż się odzywali. Prawdopodobnie
chodziło o to, że słowa woleli zachowywać na cięższe zadania wymagające głośnej
współpracy. Odpoczynek musiał mieć w sobie nutę ciszy.
Ansel przechylił szklankę
wypełnioną whisky do ust, po czym ciężko westchnął. Nawet jeżeli milczenie było
złotem, zdarzało mu się mieć chętkę na niezobowiązującą rozmowę, szczególnie
wtedy, kiedy nic się nie układało, a życie robiło sobie z niego jaja.
– Nie jestem w nastroju
do rozmów o przeszłości.
Meave skuliła się na
ziemi, obejmując dłońmi kolana. Zazwyczaj nie przepadała za egipskimi
ciemnościami, ale w świecie, w którym widywała się z Anayą, nie czuła
niepokoju. Może to dlatego, że wiedziała, czego się spodziewać?
Jej rozmówczyni usiadła
obok, podwijając pod siebie białą sukienkę. Blady policzek położyła na kolanie,
zwracając się twarzą w kierunku potencjalnej rozmówczyni. Nie uśmiechała się. W
zasadzie to nie miała żadnej konkretnej miny, zupełnie jakby nie obchodziło ją
to, że nastolatka nie chce z nią rozmawiać.
– Coś się stało? –
spytała.
– Ostatnio często
wychodzisz z domu beze mnie.
Ansel przystanął w
miejscu, prostując ostrożnie plecy. Powoli obrócił się w kierunku przyjaciela,
przybierając na twarz wyraz zdumienia.
Ven stał właśnie oparty o
framugę i przyglądał się swojemu współpracownikowi z miną bez wyrazu. Anselowi
kojarzył się z matką, która nie chciała wypuszczać z domu nieletniego dziecka.
Ile oni mieli do cholery lat, że musiał wychodzić razem z nim na zewnątrz?
Oczywiście podświadomie wiedział, że nie o takie wychodzenie chodziło, ale
zdecydowanie wolał wybrać ścieżkę oburzenia. Od dłuższego czasu narastał w nim
gniew.
– Chodzimy własnymi drogami,
szczególnie ostatnio – odpowiedział z prychnięciem. – Nie mogę usiedzieć w
miejscu, więc sam wypełniam misje. Czy to takie złe? Chyba nasze dzieci nie
potrzebują żadnej niańki – dodał zgryźliwie. – Chociaż już jedną mają.
– Nie ma jej nigdzie – powiedział zdyszany
Wren, dobiegając do dwójki mężczyzn stojących po środku parku. – To bezcelowe.
Wsiąknęła w ziemię. Jeżeli chciała, żebyśmy jej nie znaleźli, mogła to
powiedzieć na głos, a wtedy magia na pewno zrobiła resztę za nią.
Ansel zmarszczył czoło, przykładając palce
do podbródka, jakby oddawał się rozmyślaniom.
– A co, jeśli to miejskie syreny?
– Przecież to nie ma sensu – mruknął Wren,
wykrzywiając usta w grymasie. – Czy wtedy zostawiałaby nam list?
Długie, barwne suknie, lokowane włosy,
dostojne kroki dopasowane do rytmu instrumentów smyczkowych, śmiechy, głośne
rozmowy i ona stojąca gdzieś w szarym kącie. Blada, ukrywająca się za sztucznym
uśmiechem, z charakterystyczną pustką w oczach. Do tego długie blond włosy,
wychudłe ramiona z odstającymi kośćmi i intensywnie różowe usta. Kiedy pierwszy
raz na niego spojrzała, wiedział, że będzie jego.
– Ojcze, pytałeś mnie o
prezent urodzinowy – odezwał się z nieskrywaną nutą rozbawienia, upijając łyk
wina z kielicha. – Niech to będzie ona.
Sprawy
przybrały nieoczekiwany obrót – właśnie o tym myślał teraz Wren, który stał
naprzeciw przywiązanej do krzesła Meave. Anaya uparcie w niej tkwiła i nie
zamierzała się poddać, co początkowo było widoczne w jej gniewnym, wręcz
atakującym spojrzeniu – z czasem jednak ta waleczność zelżała, ustępując
miejsca zmęczeniu, w końcu pod jej żebrami wciąż tkwiła kula wystrzelona przez Ansela.
Królewski mag w ciele kota, Oweyn, zdołał tylko powstrzymać krwawienie, miał za
mało mocy, aby bawić się w inne zabiegi medyczne. Nie mógł jej również czerpać
od Meave, ponieważ poziom magii w ciele dziewczyny i tak był obecnie bardzo
niski.
Na polu bitwy został tylko Ven i Wren, co
było dosyć nietypowym duetem, ponieważ z całej drużyny to oni mieli ze sobą
najmniejszą styczność. Nastolatek nawet nie wiedział, jak ma rozmawiać z tym
burkliwym mężczyzną. Milczeli od ponad trzydziestu minut.
Meave spojrzała prosto
w oczy niewzruszonej księżniczki. Dlaczego dopiero teraz dostrzegła w niej
obojętność? Przecież była taka już wcześniej. W tych zielonych tęczówkach kryło
się coś nieludzkiego, zupełnie jakby Anayadawno wyzbyła się uczuć. Może w
większej mierze była elarią niż człowiekiem? Teraz bardziej przypominała Elorę,
a nie dziewczynę, która chciała uratować swoich przyjaciół, przenosząc ich do
innego świata. A może cała ta historia była jednym wielkim kłamstwem? Może
wcale nikt z nich nie pochodził z innego miejsca, a to wszystko zaplanował
Oweyn wraz z Anayą? Już sama nie wiedziała, w co ma wierzyć…
Tupot małych pantofelków niósł się po
zamku wraz z echem dziecięcego, radosnego śmiechu. Uciekająca księżniczka
próbowała po raz kolejny przechytrzyć swojego strażnika, ale jak dotąd jej to
nie wychodziło. Jak on to robił? Przecież nawet nie biegał! Może to dlatego, że
był wyższy od niej o kilka głów? A może to jakaś dziwna magia? Dziewczynka tak się
zamyśliła, że nie zauważyła, kiedy zza rogu wyskoczył białowłosy chłopak.
Odbiła się od jego piersi i poleciała do tyłu, na szczęście ten w porę złapał
ją za nadgarstek i przytrzymał w pionie.
Tym razem szukanie księżniczki zajęło mu
dłużej niż zwykle. Musiał przyznać, że w miarę, jak dorastała, znajdowała coraz
to lepsze kryjówki. Nie przypuszczałby, że spotka ją tym razem na dziedzińcu,
ukrytą pod drzewem, gdzie będzie plotła z kwiatów wianek. Gdy spoglądał na nią
z oddali, zastanawiał się, kiedy przybyło jej tylu lat. Przecież wciąż powinna
być tą samą irytującą, rozpieszczoną dziewczynką, co kilka miesięcy temu. Niewątpliwie
to ostatnie wydarzenia zmieniły zachowanie Anayi.
Od czasu kiedy zmarł
król, Anaya była dla niego bardzo zgryźliwa. Może dlatego, że go posłuchał i
siłą wyciągnął ją z jego komnaty? Powinna to zrozumieć, w końcu musiał słuchać
władcy. Oczywiście nie tyczyło się to Elory, która niedawno została okrzyknięta
jedyną władczynią Raillerne. Jej w żaden sposób nie ufał i doskonale zdawał
sobie sprawę z tego, że jeżeli wydałaby jakikolwiek rozkaz w jego kierunku, na
pewno byłby to rozkaz, który zaszkodziłby Anayi, a miał przecież bronić tej
nieporadnej, rozchwianej emocjonalnie księżniczki. Przysiągł to na własne
życie.
Działo się coś niepokojącego. Nie
wiedziała tylko jeszcze co. Czyżby Elora zarządziła, że to właśnie w tym dniu
rozpocznie eksperymenty, które miała na myśli, gdy z nią rozmawiała? Nawet nie
zdążyła się przygotować. Została zerwana z łóżka z samego rana, akurat wtedy,
kiedy nie było przy niej Vance’a. Chociaż szarpała się i krzyczała, obcy
strażnik bezlitośnie ciągnął ją za rękę po zamkowych korytarzach. Księżniczka
spodziewała się, że nikt jej nie uratuje. Służba tylko wyglądała ukradkiem zza
drzwi, ale jakby z zainteresowaniem, a nie chęcią udzielenia pomocy. Nie
zadziałały na nich nawet łzy, które spływały ciurkiem po dziecięcych
policzkach. Anaya przez cały ten czas zadawała sobie pytanie: gdzie jest Vance?
Obiecał, że nie zostawi jej w potrzebie…
Nie pamiętała już,
który dzień dryfowała wśród szkarłatnych wód. Leżała tu nieruchoma, niemal
martwa. Pojono ją tylko wodą. Nie mogła spać. Szeroko rozwarte oczy wciąż
wpatrywały się w ciemny sufit, a usta poruszały się, układając bezgłośne słowa:
„Nie patrz w dół”. Pierwsze godziny, a może dnie, spędziła na rzewnym płaczu,
krzyczeniu i próbie wydostania się stąd. Jak się jednak okazało, została
przywiązana do dna basenu. Tylko przez moment, kiedy omal nie utonęła,
dostrzegła, że w rogu piwnicy stoi strażnik, zresztą to, że nie ma przywidzeń
zostało potwierdzone jego silnym pociągnięciem za linę, którą przewiązano ją w
pasie. To oczywiste, przecież Elora nie mogła pozwolić, aby popełniła
samobójstwo czy zrobiła sobie krzywdę. Potrzebowała jej żywej.
Dziewczyna
o długich blond włosach posłusznie wykonała rozkaz, nawet nie obdarzając
spojrzeniem swojej opiekunki. Zamiast tego spoglądała pustym wzrokiem przed
siebie, uśmiechając się sztucznie do ludzi, którzy się przed nią kłaniali.
Miała już dosyć udawania, że świetnie się bawi, a wszyscy przybyli na bal, aby
świętować jej szesnaste urodziny. To nie było przedstawienie, które wyreżyserowano
specjalnie dla niej. W tym zamku już od wielu lat nic nie należało do niej.
Żyła w cieniu swojej macochy.
Miało być lepiej. Ale nie było. Anaya nie sądziła, że ktoś może okazać się o wiele bardziej bezlitosny od samej królowej, a nawet, że ktokolwiek może jej dorównywać. Pretendentem do nagrody największego nikczemnika mógł jednak zostać książę Evret. Spotykali się ze sobą już od kilku miesięcy. Przebywali głównie na zamku w Raillerne w pokoju przeznaczonym do przyjmowania gości. Zazwyczaj nie mieli sobie zbyt wiele do powiedzenia. Siedzieli przy stole, popijali herbatę i patrzyli sobie prosto w oczy – ona z nienawiścią, on z kpiną. Ta swoista walka na spojrzenia zamieniała się z początku w płomienne bitwy, ponieważ wielokrotnie księżniczka traciła nad sobą kontrolę, nauczyła się już jednak, że nigdy nie wygra z kimś, kto nawet się jej nie bał. Zresztą dlaczego ktoś miał się bać słabowitej szesnastolatki?
Vance przyglądał się badawczo swojej
podopiecznej. Wyglądała, jakby już teraz była duchem, który wydał chwilę temu
swoje ostatnie tchnienie. Miała wielkie, przerażone oczy, okropnie bladą twarz
i drżała na całym ciele. Palce z krótko przyciętymi paznokciami wbijała we
wnętrze dłoni. To wszystko dlatego, że została wezwana do Elory. Bała się
konsekwencji, jakie mogły ją czekać w związku z ostatnimi wydarzeniami. To
oczywiste, że królowa o wszystkim się dowiedziała, w końcu lekarz musiał jej
przekazać, co działo się z księżniczką. Sam fakt, że była nieomal na skraju życia,
nie bardzo ją obchodził, sprawą zainteresowała się kilka tygodni później, kiedy
zauważyła, że książę Evret przestał przychodzić na spotkania z księżniczką.
Elora zapewne myślała, że go odstraszyła. I może było w tym trochę prawdy?
Czasami, gdy myśli się o tym, że gorzej już być nie może, życie udowadnia nam, że się myliliśmy. Właśnie z taką refleksją każdego dnia budziła się Anaya. Ostatnio widywała swoją macochę częściej niż by tego chciała, a to dlatego, że od miesięcy zmuszała ją do używania nowych mocy. Księżniczka wiedziała już, dlaczego jej matka uciekła z miejsca, gdzie mieszkały wszystkie elarie. Pewnie z tego powodu, że chciano ją wykorzystać zupełnie jak jej córkę. Jeżeli nie była akurat potrzebna królowej, leżała całymi dniami w łóżku, próbując odzyskać utraconą energię. Może i posiadała potężną magię, ale nie mogła ukryć faktu, że w dużej mierze była człowiekiem. Gdyby nie mikstury Oweyna, zapewne spałaby całymi tygodniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz