niedziela, 2 kwietnia 2017

Losowa Korespondencja [SHOT]

Opowiadanie skończyłam przed północą, więc jestem z siebie dumna. Nie jest to coś wielkiego i zabójczego, powiedziałabym, ze nawet nie miałam na to większego pomysłu, ale... ale coś jest. Shot czci pięcioletni związek z moim A.! Czytałam go na głos, kiedy obok mnie siedział i stwierdził, że nie brzmi tak źle, więc... Wow! Idzie się domyślić, że Arion wzorowany jest na moim ukochanym, a Madelyn na mnie, co nie zmieni faktu, że postacie i tak są mocno ubarwione, podobnie jak sytuacja. Nie mniej jednak są tu rzeczy i ludzie, którzy są prawdziwi. Np. Dante! 
Taki lekki klimat średniowiecza. Zawsze czułam się księżniczką, która ma swojego osobistego rycerza, tak więc... w końcu dokonałam zbrodni shotowej wg. własnego uznania >D!
Oczywiście dedykuję jedynej osobie na świecie, na której tak bardzo mi zależy. You're one in a million.


Drogi A.!
Tak bardzo cieszę się, że spotkamy się już za kilka dni! O niczym innym ostatnio nie myślę! Do tej pory uważałam, że ta przedziwna zabawa w wysyłanie listów nie przyniesie mi niczego dobrego, ale teraz nie żałuję, że odpowiedziałam na pierwszą Twoją wiadomość, która z maleńką pomocą losu trafiła akurat w moje ręce. Wierzę w to, że zgodnie z założeniami noworocznymi, połączyło nas przeznaczenie. Ach, tak bardzo żałuję, że wciąż nie znam Twojego imienia! Nie sądzisz, że niektóre zasady Losowej Korespondencji należałoby zmienić? Ta anonimowość jest naprawdę irytująca!
W ostatnim liście poprosiłeś mnie o to, abym zdradziła Ci kilka charakterystycznych dla mnie zachowań bądź cech, aby łatwiej było mnie rozpoznać na Wiosennym Balu. To było ciężkie zadanie. Pytałam kogo mogłam, aż w końcu udało mi się zebrać kilka charakterystycznych dla mnie przyzwyczajeń. Przede wszystkim musisz wiedzieć, że nienawidzę tańczyć! Tak, wiem, dama nietańcząca na balu to coś niesamowicie nieprawdopodobnego. Nie przystoi odmawiać, kiedy ktoś poprosi Cię do tańca, ale uwierz mi – to naprawdę sporadyczne prośby! Jestem okropną tancerką i wydaje mi się, że całe królestwo już o tym wie. Chyba wiesz jak plotki szybko się tu rozchodzą.
Uwielbiam czytać! Każdy bal spędzam z książką, co niezbyt raduje moją rodzinę i wzbudza śmiech wśród dam dworu oraz dostojnych panów, ale wcale mi to nie przeszkadza. Kiedy zagłębię się w fantastyczny świat i zacznę sobie to wszystko wyobrażać… Ach, jak zwykle straszliwie dużo piszę! Niedługo zabraknie mi pergaminu. Wybacz, mam wrażenie, że przez moje rozpisywanie się będziesz miał mnie niedługo dosyć, ale spokojnie – w rzeczywistości mówię mniej niż piszę!
Kolejną charakterystyczną dla mnie rzeczą jest to, że noszę kreacje w błękicie – to mój ulubiony kolor. Nie przepadam za strojeniem się, ale naprawdę lubię koronki, wstążki i kokardy. Raczej na wszystkich balach wyglądam skromnie.
Ostatnia rzecz, po której mnie poznasz to żywa gestykulacja. Moja rodzina wiecznie mnie upomina z powodu mojego energicznego zachowania, bo przecież dama powinna być stonowana i zachowywać się z gracją! Mama lubi żartować, że kiedy coś naprawdę mnie ucieszy, macham rękoma w powietrzu, jakbym miała zaraz dostać skrzydeł i odlecieć poza granice królestwa!
Poza tym wszystkim – zazwyczaj spędzam czas samotnie, ale to już przecież wiesz.
Mam nadzieję, że nie zawiodę Twoich oczekiwań i bez problemu mnie znajdziesz. Dworskie plotki głoszą, że takiego dziwaka jak ja naprawdę jest łatwo poznać, pomimo pospolitych niebieskich oczu i włosów w barwie kory starego dębu! Straszna ze mnie poetka, co?
Przesyłam najszczersze pozdrowienia i życzę Ci bezpiecznej podróży.

                                                                                                                       Twoja oddana przyjaciółka M.

Arion opuścił list, który zasłaniał mu widok na bogato wystrojoną salę balową. Błękitne, aksamitne wstęgi płynęły falami wzdłuż rozległej sali, czyniąc z niej niezmierzony ocean po brzegi wypełniony wystrojonymi w rybie,  jaskrawe ogony ludźmi. Wiedział, że nietrudno będzie ją odnaleźć. Wspominała o swoim zwyczajowym, skromnym ubiorze i błękicie. Sporadyczna ilość arystokratek przywdziała suknie w tym nierzucającym się w oczy i delikatnym kolorze, przywodzącym na myśl niebo o poranku. Większość z nich stawiała na wyraziste barwy, głębokie dekolty i finezyjnie upięte fryzury, które go odstraszały. Nigdy nie potrafił zrozumieć kobiet. Niektóre wcale nie potrzebowały wybujałych kreacji, żeby ładnie wyglądać – same czyniły z siebie karykatury stłamszonej naturalności. Czasem miał wrażenie, że ma do czynienia z damskimi wersjami błaznów niż z prawdziwie kobiecymi wdziękami. Może to dlatego tak bardzo nie lubił królewskich bali? Wszystko tu było sztuczne na przedzie z wystrojonymi ludźmi.
Chociaż bardzo tego nie chciał, rycerski zwyczaj nakazywał zjawić mu się na Wielkim Wiosennym Balu, odbywającym się drugiego kwietnia każdego roku. Poza tym miał jeszcze jeden cel: odnaleźć dziewczynę, która go intrygowała, a której imienia nie zdążył nawet poznać.
Losowa Korespondencja była starym, świeckim zwyczajem, w który nigdy nie miał zamiaru się bawić. To jego starsze siostry zmusiły go do napisania na skrawku pergaminu krótkiej wiadomości, która w ich mniemaniu miała odmienić jego nudne życie obracające się wokół kodeksu rycerskiego i nudnych eskapad. Za dwa miesiące miał skończyć osiemnaście lat, to ich zdaniem odpowiedni wiek do zawierania małżeństwa. Uszczypliwie przypominał im o tym, że same wciąż były pannami i to one powinny wziąć się za poszukiwania – powoli zbliżały się do wieku średniego, niedługo nie pomoże im nawet kilogram pudru, mający zasłonić niedoskonałości starzejącej się skóry. Strasznie się tym obruszały, ale przynajmniej miał zapewniony spokój na kolejne godziny.
Według świeckich wierzeń Losowa Korespondencja kierowana była przez Przeznaczenie, będące rodzajem boskiego kultu. To ono łączyło dwa obce istnienia w jedno, co według Ariona było czystą bujdą. Nie chciał się do tego przyznawać przed swoją mocno wierzącą rodziną, ale żadna religia nie przemawiała do niego na tyle, żeby uporczywie trzymał się jej nakreślonych w rytualnych księgach zasad.
Jeżeli chciało się odszukać swoją prawdziwą miłość, trzeba było pozwolić zadziałać boskim siłom – w tym celu, raz do roku, kiedy Nowy Rok oznaczał kolejny ślad w kalendarzu, różnymi środkami transportu przemieszczały się anonimowe listy adresowane do przypadkowych ludzi.
Wóz dostawczy zjawiał się na miejskim placu zawsze o poranku. Ludzie przepychali się między sobą tylko po to, żeby ich list został posłany w daleki świat. Arion, choć napisał swoją wiadomość, nie był przekonany co do jej posłania. Z oddali oglądał przepychające się pomiędzy innymi kobietami siostry, które uparcie dążyły do przepełnionego pergaminami i papirusami powozu.
A gdyby tak to wszystko spalić?
Stał oparty o pobliski budynek, raz wpatrując się w walczące i krzyczące kobiety różnych stanów, raz w swój pomięty kawałek pergaminu, który wydawał się mu być czymś obcym i odległym. Za jego plecami stanął wtedy stary dostawca z kuflem kremowego piwa w dłoni.
– I tak co roku – zagaił, upijając wielkiego łyka i ścierając pianę z obfitych, czarnych wąsów. – Przepychają się, jakby o jakiegoś księcia walczyły, a ich listy mogą dotrzeć przecież do każdego!
Lekko zawstydzony Arion schował swoją kopertę do kieszeni, mając nadzieję, że dostawca jej nie zauważył. No, tak, mężczyzna bawiący się w takie głupie, świeckie przedsięwzięcia mógłby zostać uznany za niedojdę. Przecież nie mógł się wytłumaczyć siostrami, które go do tego zmusiły.
– Tak, również uważam, że to głupie – przyznał rację dostawcy. – Kobiety czasem zachowują się gorzej niż dzikie zwierzęta na wolności. – Tę uwagę chciał pozostawić dla siebie, ale mężczyzna stojący za jego plecami miał wyjątkowo dobry słuch. Zachrypiał mu potężnym śmiechem do ucha, przez co chłopak się wzdrygnął.
– Jesteś zabawny, młodzieńcze – powiedział. Ku zaskoczeniu Ariona, podał mu swój kufel piwa i ruszył w stronę powozu zaprzęgniętego w dwa konie. Bez słowa do niego wsiadł i pomachał mu kopertą na pożegnanie. Co poniektóre kobiety zaczęły za nim biec, wykrzykując, że zapomniał o ich listach, ale on nie zamierzał się zatrzymywać.
Arion bez słowa ruszył w stronę domu. Poklepał kieszeń, żeby ze spokojem odetchnąć, ale szybko zorientował się, że nie ma tam żadnej koperty. Początkowo myślał, że zgubił ją na placu, ale potem przypomniał sobie dostawcę machającego w górze listem. Jego listem.
No, tak. Najwyraźniej został przechytrzony. Miejski listonosz chciał mu zrobić przysługę, nawet nie podejrzewając, że nie chce zaczynać żadnej korespondencji z całkowicie obcą mu osobą.
Zaledwie dwa tygodnie później do jego domu przyszła odpowiedź. Cieszył się, że Alice i Isabelle były w pracy. Wiadomość przyniosła mu jego babka – Rosalie. Siedział wtedy w pokoju i czyścił zbroję, ponieważ dnia jutrzejszego miał wyruszyć na kolejną eskapadę. Na widok listu mało się nie przeżegnał. Nie dość, że dostał odpowiedź to jeszcze od kogoś z wyższych sfer. Poznał to po materiale piśmienniczym wysokiej jakości, posługiwali się nim tylko arystokraci ze stolicy Bresaulii. Co było dla niego jeszcze dziwniejsze – ludzie z królewskiego okręgu nie bawili się w te świeckie dyrdymały. Chcąc nie chcąc, zaciekawił się odpowiedzią, poza tym jego rycerskość wymagała szlachetnego zachowania się wobec śmiałej damy, która postanowiła odpisać na jego chaotyczny list.
Wziął głęboki wdech i rozwinął pergamin. Żałował, że nie może poznać imienia panny z wyższych sfer, która nie stosowała się do kompletnie żadnych zasad dobrej kaligrafii. Jej niezgrabne, pochyłe pismo wkradło się do jego serca rozbawieniem. Początkowo może miał problem z rozczytaniem nagromadzenia drobnych liter, ale ostatecznie rozszyfrował całość przekazu.
Wystarczył jeden, jedyny list, aby zapałał zaskakującą sympatią do siedemnastoletniej arystokratki, która stylem daleko wychodziła poza konwencje zachowawcze swojej warstwy społecznej. Czuł, że może się z nią dogadać i tak w rzeczywistości się stało, inaczej nie pojawiłby się na Wiosennym Balu.
A. i M. wymienili się zaledwie sześcioma listami, ale obydwoje nie mieli wątpliwości co do tego, że są sobie przeznaczeni. Może to głupie fascynować się kimś po kilku nic nieznaczących wiadomościach, ale nie takie przypadki los znał.
Arion schował skrawek pergaminu do kieszeni i rozejrzał się po sali. Znaleźć jedną jedyną osobę wśród tysiąca ludzi nie było łatwo, choć dostał dosadne wskazówki odnoszące się wyglądu i zachowania jego miłej korespondentki. Po wielkiej sali rozglądał się nie tylko on – pierwsze dwie godziny osnute spokojnymi i delikatnymi muśnięciami klawiszy fortepianu, służyły poszukiwaniom swoich listowych przyjaciół. Arion dostrzegał już pierwsze pary połączone żywą rozmową, był również świadkiem dworskiego faux pas, kiedy to pewien przerażony do cna młodzieniec dostał malutką tartaletką w twarz za swoją znieważającą uwagę odnoszącą się do tuszy damy po czterdziestce. Cóż, niestety zdarzały się i takie przypadki. Niektóre kobiety zapominały o tym, że w Losowej Korespondencji uczestniczyły stosunkowo młode osoby, w pewnym wieku należało o niej zapomnieć, aby nie narazić się na dworskie podszeptywanie.
Kiedy gruba dama przepchnęła się obok Ariona mało nie uderzając go swoim pokaźnym ramieniem odzianym w jaskrawo czerwoną koronkę, przed oczami stanęła mu myśl, że równie dobrze mógł się zawieść jak ten biedny chłopaczyna, stojący po środku sali z twarzą umorusaną kremem. Powinien stonować swoją radość i podążać za wskazówkami, które przekazała mu M.
Siedemnastoletnia (domniemanie) arystokratka. Nienawidziła tańczyć. Najczęściej można było spotkać ją z nosem w lekturze. Nosiła skromne, zazwyczaj błękitne suknie i lubiła wszystko, co wyglądało uroczo – osobiście wyobrażał ją sobie z długą, niebieską wstążką wplecioną w brązowe włosy. Jego wyobrażenia omal nie wprowadziły go w przedwczesny zawał. Nie spodziewał się dostrzec w tłumie starszej kobiety z wielkimi piersiami i to na dodatek w błękitnej kreacji. Na jego nieszczęście trzymała w ręku książkę. Stanął jak wryty i przełknął ślinę, kiedy właśnie ta dama do niego pomachała. Na dodatek posłała mu niesamowicie zalotny i równie ohydny uśmiech, odznaczający się na obwisłych, czerwonych wargach.
 Oniemiał. Przez chwilę nie wiedział co zrobić. Coś mu się jednak nie zgadzało.
Kiedy mimowolnie odwrócił od kobiety wzrok, ta prychnęła głośno i ostentacyjnie, przepychając się pomiędzy innymi korespondentami. O tej godzinie w sali znajdowały się prawdopodobnie tylko osoby z niższych sfer, które chciały odnaleźć swoich piśmienniczych rozmówców. Czy naprawdę tak wielu ludzi bawiło się w tę głupią zabawę z listami?
Arion westchnął ciężko. Ledwo wszedł na salę, a już czuł się zmęczony bezowocnymi poszukiwaniami. Ile jeszcze przemierzy odległości aż w końcu natknie się na tą jedną, charakterystyczną czytelniczkę beletrystyki o energicznych, radosnych ruchach?
Przed jego oczami machnął czerwony szal wyperfumowanej arystokratki – przejechał po jego nosie, co sprawiło, że kichnął tak potężnie, jakby ktoś podsunął mu pod nozdrza tonę pieprzu. Na szczęście nikt nie zwracał na niego uwagi. Kiedy potarł nos wierzchem dłoni i spojrzał przed siebie wprost na rozrzedzone tłumy, które umknęły przed jego kichnięciem, dostrzegł to, czego tak uparcie szukał.
W oddali od wszystkich ludzi, pod samą ścianą, na wysokim krześle siedziała dziewczyna, której szukał. Miała na sobie błękitną, niezbyt szeroką sukienkę zdobioną u dołu delikatnymi falbanami – od boku, po atłasowym materiale spływała niewielka kokarda, wpadająca we wszystkie odcienie koloru niebieskiego. Górę sukni przy skromnym dekolcie ozdabiała biała koronka przypominająca kołnierzyk, po środku wisiała drobna, niebieska wstążeczka o poskręcanych odnóżach. To z pewnością była kreacja, o której wspominała M.
Dziewczyna trzymała w ręku książkę. Pochylała się nad nią z miną wskazującą na to, że zatraciła się w świecie fantazji i nie zwraca uwagi na nic, co dzieje się wkoło niej. Machała nogami w górze, co mogło poniekąd zdradzać jej ukrytą w gestach energię. Włosy spływały po jej ramionach ułożone w loki, a kiedy na chwilę spojrzała w bok, aby się upewnić, że nikt jej nie przeszkadza w czytaniu, dostrzegł wplecioną w nie niebieską wstążkę. Wyglądała dokładnie tak, jak ją sobie wyobrażał. Blada, wyróżniająca się z tłumu arystokratka, nietrzymająca się ustalonych wśród wyższej sfery ludności zasad.
Twarz Ariona rozpromienił niesamowicie szeroki uśmiech. Nie miał zamiaru dłużej czekać. Serce galopujące mu w rytm fortepianowej melodii nakazało mu ruszyć wreszcie z miejsca.
Tak bardzo nie mógł doczekać się tego momentu! Odsunął na bok całą wrodzoną nieśmiałość, która skryła się za fasadą zbudowaną z radości.
Kiedy postawił pierwszy krok w stronę siedemnastolatki, ktoś przysłonił mu widok. Jakiś mężczyzna przeciął mu drogę i przystanął przy dziewczęcym obiekcie jego obserwacji. Zdziwił się, kiedy M. spojrzała na niego w górę i uśmiechnęła się do niego szeroko. Poczuł małe ukłucie zazdrości. Ten uśmiech miał być przeznaczony dla niego.
Dopiero chwilę potem Arion dostrzegł w mężczyźnie księcia Dantego. On sam był jego kompletną przeciwnością – posiadał burzę słomianych włosów i pochmurne oczy, książę miał ciemny odcień skóry, kruczoczarne włosy i brązowe oczy. Jak jeden ze sługa aniołów niższej warstwy i syn władcy piekieł.
Rodzina Grobellów była w bliskich stosunkach z rodziną Barielle’ów, będącą głowami Bresaulii – Grobellowie byli władcami sąsiedniego państwa Horseradishe, a Dante był następcą tronu. Kim była M., skoro sam książę tak beztrosko z nią korespondował? Na dodatek wcale nie podniosła się z krzesła, żeby mu się ukłonić. Każda arystokratka by to zrobiła, chyba, że…
Arion napiął wszystkie mięśnie i stanął jak wryty. Ktoś go popchnął i rzucił niemiłą obelgę w jego stronę. Nie powinien zagradzać przejścia, ale przestał zwracać na to uwagę. Był w zbyt wielkim szoku.
Nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Imię jego korespondentki z biegu zyskało rozwinięcie. M. to nikt inny jak Madelyn Barielle, wyjątkowa osobliwość, o której zawsze było głośno w królestwie. Poddani albo jej nienawidzili, albo ją kochali, z pewnością była to wina jej specyficzności i tego, że nie przejmowała się otoczeniem, które wymagało od niej godnego księżniczki zachowania. Z pewnością była nadzwyczajną przedstawicielką rodziny królewskiej.
W co on się do jasnego groma wplątał? Czy ta dziewczyna była niespełna rozumu? Ktoś taki jak on nie mógłby nawet zostać jej przyjacielem! Jest kilka klas niżej niż ona! Takie dziewczęta zawsze zawierają małżeństwa z książętami! Prawdopodobnie właśnie w tym momencie rozmawiała z mężczyzną, który wkrótce mógł stać się jej mężem! Śmiała się do niego, rumieniła na jego widok i to ze świadomością, że jej korespondent próbuje ją odnaleźć w tym rozległym tłumie!
Arion poczuł palący go gdzieś w środku gniew. Został oszukany. Przecież Losowa Korespondencja nie zabraniała objaśniania, jaki wykonuje się zawód, bądź kim się w rzeczywistości jest. Zabraniała tylko zdradzania własnego imienia i pisania o swojej rodzinie! Mogła mu powiedzieć, że jest księżniczką, zanim go omamiła!
Ostatni raz spojrzał gniewnie na dwójkę dobrze dogadujących się członków rodzin królewskich. Energiczny gest w postaci machających w górze dziewczęcych dłoni przypominających lot malutkiego kolibra, doszczętnie go zranił. Właśnie tak Madelyn wyrażała swoją radość.
Przeklął wszystkie siły nieczyste kpiące z jego natury i zanim księżniczka zwróciła na niego uwagę, odwrócił się do niej plecami i wymaszerował z sali. Ciężkie buty niosły go gniewnie przez niezadowolone tłumy. Nie przejmował się tym, że uderza ramionami przypadkowych ludzi. Teraz zależało mu po prostu na tym, żeby stąd wyjść i zaczerpnąć świeżego powietrza.   
Nigdy nie czuł się bardziej upokorzony. Słodkie liściki pozbawiły go trzeźwości, doszczętnie omamiły jego rozum! Już dawno zapomniał, jak bardzo spragnione intryg są młode arystokratki, jak bardzo pragnęły romansów i rozrywek w tym nudnym królestwie! Puste, zapatrzone w siebie dziewczę! Mała latawica! Fałszywie urocza osobliwość!
Arion wypadł na korytarz jak burza. Miał ochotę stąd zniknąć i nigdy więcej nie wracać, rycerska przysięga paliła jednak jego dumę i nakazywała zachować mu względy spokój. Nie przyjechał tu tylko po to, aby się bawić. Miał pełnić wartę na zamku, która w dniu Wiosennego Balu była trzykrotnie zwiększona – nigdy niewiadomo, kiedy barbarzyńcy zaatakują, a mogli przecież wykorzystać moment radosnego świętowania mieszkańców.
Aby uspokoić swoje zszargane nerwy i ulżyć wszechogarniającemu go gniewowi, uderzył zwiniętą pięścią w pobliską ścianę. Dwójka rozchichotanych mieszczanek przechadzająca się tamtejszym korytarzem, spojrzała na niego z przerażeniem. Szeptały o nim jeszcze długo po tym, jak zniknął.
Racja. Nie powinien się tak zachowywać i to tylko z powodu głupiej, królewskiej szczebiotki. Świeże powietrze powinno mu dobrze zrobić.
Arion wypadł na zewnątrz z rozmachem. Stopy obite w ciężkie buty poniosły go do różanego ogrodu. Herbaciany zapach okazał się być niezwykle kojący, otępiał jego zmysły jak najdroższy środek odurzający. Wystarczyło, że wziął głęboki wdech i cały gniew natychmiastowo z niego uleciał. Nie znosił tłumów, o wiele lepiej czuł się w miejscu, gdzie sporadycznie można było napotkać jakiegoś przechodnia. Może ogród nie był ku temu najlepszym miejscem, bo wśród krzewów poukrywały się rozchichotane dziewczęta, ale wszędzie w tym momencie było dobrze, byle nie w zamku.
Z ciężkim i głośnym westchnięciem, Arion opadł na ławeczkę znajdującą się możliwie najdalej od murów królewskiej twierdzy. Przez dłuższą chwilę przyglądał się płatkom róż, które zdobiły szare podłoże różowo-czerwonym dywanem. Rozmowy poukrywanych wśród żywopłotów i krzewów ludzi tłumiła znajdująca się nieopodal marmurowa fontanna w kształcie baletnicy – wyrzucała w górę ręce razem z życiodajną wodą, marnującą się bez celu w burżuazyjnym ogrodzie. Nigdy chyba nie zrozumie marnotrawstwa elity. Kiedy mieszczanie i chłopi musieli ciężko pracować, oni korzystali bez podzięki z tych dóbr i wciąż żądali więcej, więcej i więcej. Ktoś w końcu powinien znieść tę przeklętą hierarchię. Człowiek to człowiek, każdy powinien mieć takie same prawa.
Arion kopnął kamień, który przedarł się z impetem przez żywopłot i trafił kogoś prosto w głowę. Owa osoba syknęła z bólu. To była jedna z młodych dziewcząt, która prowadziła żywą konwersację ze swoimi przyjaciółkami – przechadzały się właśnie wzdłuż ścieżki. Arion miał zamiar wstać i ją przeprosić, ale dziewczyna szybko straciła zainteresowanie pobocznymi zdarzeniami. Znów pochyliła się konspiracyjnie ku swoim koleżankom i zaczęła szeptać dworskie plotki. Im bliżej niego były, tym mniej dbały o to, aby ktokolwiek ich nie usłyszał. Arion wątpił w to, że w ogóle go zauważyły. Jego ciemny ubiór zlewał się z granatowym nieboskłonem i szmaragdowym listowiem. Teraz szum fontanny nie pomagał mu zagłuszać szeptów. Chociaż wcale tego nie chciał, słyszał wszystko głośno i wyraźnie.
– Księżniczka znowu przyszła na bal z książką – zachichotała jedna z dziewcząt.
– Nie rozumiem skąd się biorą tacy ludzie. Prędzej pasowałaby do hołoty niż do królewskiej warstwy społecznej, już ja lepiej nadaję się na księżniczkę – odparowała druga, prostując się dumnie, jakby chciała na siłę pokazać swoją wymuszoną dostojność. Wyglądała jednak bardzo satyrycznie. Jak konar drzewa zwisający sztywno nad ziemią.
– Wszystkie bardziej nadajemy się na księżniczki. Dlatego bardzo żałuję, że to ją poślubi książę Dante. Pewnie jest z tego powodu zdegustowany – prychnęła trzecia z dziewcząt.
Arion uśmiechnął się złośliwie pod nosem. Cóż, kiedy był na sali balowej nie wyglądał na osobę, która byłaby zniechęcona rozmową z księżniczką. Zagadywał ją z szarmanckim uśmiechem i co rusz poprawiał koronę, jakby był dumny z tego, że jest przyszłym władcą.
– W ogóle widzieliście? Księżniczka nie miała dzisiaj założonego diademu!
Rzeczywiście. Dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę. Przedstawiciele królewskich rodów powinni nosić swoje korony i diademy podczas takich uroczystości jak Wiosenny Bal. Czy to przez wrodzoną buntowniczość księżniczki czy może jej słabą pamięć, o której wspominała w trzecim z kolej liście? A może powód był zupełnie inny? Nie chciał o tym myśleć. Miał zapomnieć o Madelyn Barielle, która wcale nie jest mu przeznaczona przez los.
Znudzony podsłuchiwaniem kobiecego podszeptywania, odwrócił od nich wzrok. Starał się ich nie słuchać i nawet mu to wychodziło, bynajmniej do czasu, kiedy trzy arystokratki nie zaczęły się nadmiernie emocjonować i skakać w miejscu jak dzika zwierzyna, radośnie hasająca po łące.
– Idzie tu, idzie! – zapiszczała jedna z dziewcząt.
– Wymknęła się z balu jeszcze zanim się zaczął! – zapiszczała druga.
Arion spojrzał w stronę sunącej w szybkim tempie księżniczki, która obejmowała swoją grubą księgę z nabożną czcią i troskliwością. Była oderwana od rzeczywistości. Nie zwracała na nikogo uwagi. Błękitna wstęga jej sukni powiewała z gracją na wietrze, osłaniając różane krzewy tiulem. Wyglądała prawie jak anioł, przynajmniej do czasu, kiedy nie minęła na ścieżce trójki dumnych artystokratek, z których to jedna postanowiła podstawić jej nogę. Sam Arion wstrzymał w tym momencie dech. Jak mogły to w ogóle zrobić? Przecież jeśli Madelyn by na nie doniosła, mógłby nawet zawisnąć na stryczku! Jej ojciec był znany z gniewu i porywczości, chyba zdawały sobie z tego sprawę?
Księżniczka wylądowała na ścieżce, przejeżdżając po niej swoją skromną suknią, twarzą i łokciami. Arion chcąc nie chcąc zerwał się do góry. Instynkt nakazał mu do niej podbiec i pomóc jej wstać, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Wciąż tkwiło w nim wspomnienie upokorzenia, jakie przeżył na sali balowej. Po co ma się zdradzać? To go tylko dodatkowo zaboli.
Madelyn usiadła na ziemi i zarzuciła gniewnie brązowymi lokami w tył. Z jej błękitnych oczu sypały się iskry złości. Doskonale wiedziała, kto był winny jej upadkowi, chociaż dziewczęta starały się ją ostentacyjnie zbywać. Wyglądała na kogoś, kto nie zamierza zostawić tej sprawy niedokończonej.
Podniosła się z ziemi, sięgnęła po książkę, która leżała metr dalej od miejsca wypadku i podeszła z gracją do trójki arystokratek. Wyzbyła się całej uroczej skromności, która naturalnie nią kierowała i zastąpiła ją chłodną dumą. Zadarła podbródek i spojrzała na każdą z dziewcząt z osobna – te ledwo potrafiły powstrzymać się od śmiechu. Próbowały grać poważne, co nie bardzo im wychodziło.
– Myślicie, że to takie zabawne? – spytała zadziwiająco chłodnym i przerażająco niskim głosem księżniczka.
Trzy artystokratki zesztywniały, zaskoczone postawą Madelyn, w której przebudziła się prawdziwie królewska dusza. Pod takim spojrzeniem ugiąłby się sam król. Nawet Arion poczuł pewien rodzaj niepokoju. To zupełnie inna postawa od tej, którą zdążył już poznać.
– Przeproście. – Głos księżniczki nabrał władczości, którą mogła nabyć już w łonie matki. Wywodziła się z rodu, który był niezwykle surowy, gniewny i dumny.
– Przepraszamy – szepnęła ze skruchą winowajczyni całego zamieszania. Pochyliła głowę do przodu, jakby bała się, że zostanie przez ten zły uczynek ukarana. Pozostałe jej towarzyszki również pochyliły się ze skruchą i jak cienie własnej przyjaciółki powtórzyły cicho słowo przeprosin.
Madelyn prychnęła głośno i odwróciła się na pięcie. Zarzuciła suknią w tył i ruszyła w dalszą pogoń ku nieznanemu. Arion chcąc nie chcąc uśmiechnął się delikatnie.
Cóż, z pewnością była to osoba, która nie dawała sobą gardzić, jeżeli słyszała na swój temat niemiłe słowa. Wszystko było dobrze, póki ktoś bezpośrednio nie atakował księżniczki z rodu Barielle’ów.
Spłoszone młode damy uciekły w przeciwnym kierunku, nawet nie otwierając ust, zaś Arion ruszył w cichą pogoń za księżniczką. Spojrzał na swoje nogi, jakby miał do czynienia z czymś całkowicie mu obcym, co jest tylko przypadkowo dołączone do jego ciała i sprawuje nad nim niechcianą kontrolę. Nie rozumiał swojego postępowania. Przed chwilą był wściekły, że został oszukany, teraz przestało to mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie.
Arion był tak skupiony na swoich krokach, że gdy podniósł wzrok, dostrzegł tylko i wyłącznie pustkę. Gdzie ta niepoprawna dziewczyna zniknęła? Nie mogła przecież wsiąknąć w ziemię.
Zdziwiony, zaczął się przedzierać przez różane krzewy. To nie było dobre miejsce dla kogoś takiego jak córka wielkiego króla Jerry’ego II. Barbarzyńcy mogli się czaić tuż przy samych murach królewskiego ogrodu. Jeżeli coś by się jej stało, to jego głowę zetną jako pierwszą. Poszukiwania były więc związane nie tylko z ciekawością, ale również naglącym obowiązkiem, który zakorzenił się w jego myślach i kuł go w serce strachem.
Zastanawiał się, czy po prostu nie zawołać Madelyn po imieniu, ale zanim to zrobił, zauważył drobną postać w niebieskiej sukience. Siedziała przy samym murze otoczona różanymi krzewami, które zasłaniały ją w taki sposób, jakby chciały ukryć księżniczkę przed całym złem tego świata. Nie siedziała na ławeczce, skuliła się na ziemi i objęła kolana. Miała pochyloną ku dołowi głowę – jej brązowe włosy spływały wzdłuż ramion, jakby chciały dotknąć mokrej ziemi i na stałe się w niej zakorzenić. Teraz kojarzyła się Arionowi z leśnym elfem.
Gdyby król ją taką zobaczył, z pewnością by ją ukarał. Miała podartą, brudną od ziemi sukienkę i odkryte, poranione kolana. Jej ramiona drgały delikatnie i niemiarowo, choć sama nie wydawała z siebie żadnego płaczliwego dźwięku – najwyraźniej nauczyła się jak bezgłośnie płakać.
Może księżniczka Madelyn była bardziej samotna niż to sobie wyobrażał? Może właśnie dlatego podjęła się korespondowania z nim? Szukała przyjaciela.
Arion westchnął ciężko i przeczesał nerwowym ruchem burzę słomianych włosów. Do dziedziczki Barielle’ów podszedł ostrożnie, ale na tyle głośno, aby jej nie przestraszyć, kiedy znajdzie się już obok niej.
Widział jak ramiona księżniczki nieruchomieją. Teraz skojarzyła mu się z dziką sarną, która nasłuchuje dźwięków mogących doprowadzić do jej rychłej śmierci. Tyle, że w przeciwieństwie do tego płochliwego zwierzęcia, nie uniosła oczu do góry i nie zaczęła uciekać. Siedziała pod murem nieruchoma i milcząca, jakby oczekiwała na rozwój sytuacji.
Arion podjął tę ciężką próbę, która bolała go bardziej niż rana otrzymana w walce. A co, jeśli zrobi sobie tylko niepotrzebną nadzieję?
– Księżniczko – odezwał się cicho i łagodnie, klękając na jednym kolanie.
– Idź sobie – mruknęła chłodno i bez zastanowienia, zupełnie jakby to planowała. – Nie potrzebuję pomocy.
– A ja myślę, że jej potrzebujesz i to rozpaczliwie – powiedział znacząco, powstrzymując się od uśmiechu.
Madelyn uniosła lekko głowę. Teraz było widać tylko pogrążone w ciemności, dwa, niebieskie punkciki. Wyglądały, jakby chciały go przed czymś ostrzec.
– Kim jesteś?
– Nikim szczególnym. Wypełniam swój obowiązek, żeby nie zawisnąć na stryczku.
Księżniczka uniosła głowę wyżej. Teraz było widać mokre od łez policzki. Jej mina daleka była od radości. Podchodziła do niego z dystansem małego i płochliwego zwierzątka.
– Wszyscy myślą, że mój tata jest taki straszny. Głupie plotki. Jest najbardziej wrażliwym człowiekiem pod słońcem, jakiego znam, panie rycerzyku – zironizowała.
Arion zacisnął usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Jak wiele twarzy miała ta dziewczyna? W jednym momencie grała słodką i uroczą panienkę zaczytaną w książkach, w innym była władczą księżniczką, która nie dawała sobą pomiatać. Raz płakała jak małe dziecko w kącie, raz władała sarkazmem jak najostrzejszą bronią i starała się pokazać, że pomimo łez, które wyraźnie odznaczały się na jej czerwonej twarzy, wcale nie cierpi.
– Rozumiem. Wybacz mi za mój nietakt – odpowiedział Arion z uśmiechem. Podał dłoń księżniczce, która spojrzała na niego zaskoczona. Długo się wahała, ale w końcu położyła swoją delikatną jak jedwab dłoń na dłoni rycerza. Razem przenieśli się do pionu.
Arion starał się pochwycić jej spojrzenie, ale na próżno. Madelyn uparcie wpatrywała się w różane krzewy, udając, że są o wiele bardziej interesujące od niego. Dopiero teraz dostrzegł, że oprócz rumianych policzków, także jej nos był cały czerwony.
– Może zechcesz usiąść na ławeczce, księżniczko? – spytał, wskazując dłonią na drewniany mebel ogrodowy. – Jeśli czujesz się źle, możemy o tym porozmawiać.
Dziewczyna przewróciła ostentacyjnie oczami i założyła ręce na piersi.
– Czy wyglądam na kogoś, kto potrzebuje się żalić? – prychnęła, posyłając mu ukradkowe spojrzenie.
– Mniemam, że należysz do osób, które mają problem z żaleniem się, księżniczko – odpowiedział beztrosko Arion, powstrzymując się od lekceważącego wzruszenia ramionami.
Madelyn napięła mięśnie, jakby szykowała się do obrony. Najwyraźniej była zdziwiona, że ktoś zdołał to dostrzec. Zapewne zastanawiała się teraz jak do tego doszedł.
– Usiądź, proszę – powiedział Arion, raz jeszcze wskazując dłonią na ławeczkę. Nieusłuchana księżniczka uczyniła rozkaz rycerza, choć to nie on powinien jej w tym momencie rozkazywać. To ona była księżniczką, prawda?
– Ty też masz usiąść – mruknęła od niechcenia, spoglądając gdzieś w bok.
Rozbawiony chłopak przysiadł na drugim krańcu ławeczki tak, by nie naruszyć sfery intymnej przedstawicielki arystokracji. Coś mu podpowiadało, że jej dziwnie wyniosłe i ostrożne zachowanie związane jest z wrodzoną nieśmiałością. Ani razu księżniczka nie spojrzała mu prosto w twarz. Cały czas zerkała gdzieś w bok i nerwowo bawiła się dłońmi.
Teraz już chyba rozumiał, dlaczego za każdym razem grała inną osobę. Nauczyła się dopasowywać do sytuacji, jak przystało na przedstawicielkę królewskiego rodu. Z tym, że nie opanowała jeszcze sztuki ukrywania dziewczęcego zawstydzenia – to dlatego wszelakie próby udawania wyniosłej i niemiłej spełzały na niczym.
– Widziałem, co zrobiły te dziewczęta – podjął rozmowę. – Musiałaś je naprawdę wystraszyć. Uciekły w stronę zamku, jakby im sam diabeł po piętach deptał – zaśmiał się.
Madelyn starała się ukryć nikły uśmiech, który chcąc nie chcąc wstąpił na jej twarz.
– Ludzie zawsze myślą, że nie potrafię się bronić – odpowiedziała spokojnie. Jej spięte mięśnie zaczęły się powoli rozluźniać. Nareszcie dostrzegła, że nie musi się przed nikim bronić. Ten rycerz nie miał wobec niej złych zamiarów. Rozmawiał z nią jak ze zwyczajną dziewczyną.
– Ludzie widzą to, co chcą widzieć – odpowiedział Arion.
Ich spojrzenia spotkały się na jedną chwilę. Potem każde z nich odwróciło od siebie wzrok i uśmiechnęło się do siebie ze zrozumieniem.
– Czyżbyś nie przepadała za balami, księżniczko? Uciekłaś przed samym jego rozpoczęciem – przyuważył Arion satyrycznie wzniosłym głosem.
– Chciałam pobyć sama – odpowiedziała z westchnięciem siedemnastolatka. – Widzisz, miałam się z kimś spotkać. Albo mam niesamowitego pecha, albo naprawdę zostałam oszukana.
– Ach, tak? – Arion uniósł brew do góry. Cichy gniew na chwilę zawładnął jego tonem głosu. Przez to Madelyn spojrzała na niego ostrzegawczo z ukosa. Jeszcze jedna, nieostrożna uwaga i straci jej zaufanie.
Odchrząknął, posyłając dziewczynie najniewinniejszy uśmiech, jaki zdołał wymusić.
– Czyżby księżniczka bawiła się w Losową Korespondencję? – spytał, unosząc brew do góry. – Myślałem, że to zabawa dla osób z niższych sfer.
– Gdyby moi rodzice się o tym dowiedzieli, z pewnością nie byliby zadowoleni, ale… – Wzięła głęboki wdech i spojrzała w niebo – potrzebowałam tego. W zamku wszyscy są tacy sztuczni. Uśmiechają się do ciebie, prawią komplementy, a wśród towarzystwa własnego pokroju ranią. Tu nie można nikomu ufać, a co dopiero z kimś się przyjaźnić – prychnęła i założyła ręce na piersi.
Znów to robiła. Starała się pokazywać, że jest silna, odporna na przeciwności losu, ale jej gesty nie współgrały z mimiką twarzy. Po tych słowach zacisnęła mocno usta i zamrugała kilka razy oczyma, jakby chciała odgonić łzy zachodzące jej za powieki.
– A co z księciem Dantem? – spytał Arion, przekręcając głowę w bok. – Miałem wrażenie, że dobrze się dogadujecie.
– Śledziłeś nas? – spytała chłodno księżniczka.
– Skądże! Po prostu przechodziłem przypadkiem obok. – Rycerz wystawił przed siebie dłonie w obronnym geście. To była prawda. Przecież nawet nie podsłuchiwał o czym rozmawiają. Widział po prostu szczerą radość goszczącą na jej twarzy.
– Dante jest trochę inny – przyznała z ciężkim westchnięciem. Opuściła głowę w dół i zaczęła wymachiwać w górze nogami jak małe dziecko. – To mój przyjaciel. Czasem naprawdę mocno mnie irytuje. Nazywa mnie aniołkiem! – prychnęła i wyprostowała się z godnością prawdziwej księżniczki – a  ja nim wcale nie jestem. To znaczy, że naprawdę mało o mnie wie.
– Ach, tak? – spytał podejrzliwie Arion. –  Mnie również przypominasz w jakimś stopniu anioła. Upadłego anioła.
Madelyn posłała mu zabójcze spojrzenie, ponieważ zrozumiała aluzję dotyczącą upadku.
– A więc nie znalazłaś swojego korespondenta. Nie przyszło ci do głowy, że mógł uciec, kiedy dowiedział się kim jesteś? Mógł się wystraszyć – mruknął od niechcenia. – Jesteś księżniczką. Pewnie mu o tym nie powiedziałaś, prawda?
Dziewczyna spojrzała zażenowana w bok.
– Nie chciałam, żeby widział we mnie księżniczkę, tylko zwyczajną dziewczynę.
– Ale w taki właśnie sposób go oszukałaś. Może zrobiłaś mu niepotrzebną nadzieję? – Arion uniósł brew w górę. – Jeśli jest zwyczajnym mieszczaninem, nawet nie mógłby się zbliżyć do kogoś takiego jak ty – westchnął ciężko.
Madelyn spojrzała uważnie na Ariona. Jej chłodne niebieskie oczy przeszywały jego duszę na wskroś. Wyglądała, jakby starała się czegoś dopatrzeć w jego wnętrzu. Grzebała, przerzucała i uważnie się przyglądała. To odważne spojrzenie zaczynało go powoli onieśmielać. Nie był przyzwyczajony do wgapiających się w niego uparcie dam. Może i mieszkał z samymi kobietami, ale zupełnie inaczej patrzyło się na swoją rodzinę niż na osoby postronne.
– Nie przedstawiłeś mi się – powiedziała dziewczyna. Brzmiała bardzo ostrożnie. Znów postawiła pomiędzy nimi barierę zbudowaną z nieufności.
– Arion – odpowiedział szybko rycerz, może nawet zbyt szybko. Podrapał się nerwowo po głowie, a potem przeklął w duchu własną osobę za tę nieuwagę. Przecież on również napisał Madelyn o jego cechach charakterystycznych. Nie dość, że zdradził jej swoje imię, które zaczynało się przecież na literę „a”, to jeszcze uczynił gest, o którym jej wspominał.
Księżniczka wyprostowała się i napięła wszystkie mięśnie. Słowa, które z siebie wyrzuciła były stłumione zdziwieniem:
– To ty.
Między dwójką listowych korespondentów zaległa ciężka i przytłaczająca cisza. Powietrze wokół nich niespodziewanie zgęstniało. Zapach herbacianych róż stał się zdecydowanie zbyt intensywny. Arion miał wrażenie, że podrażnia jego nozdrza, ale to księżniczka jako pierwsza kichnęła. Chciał powiedzieć jej „na zdrowie”, ale zanim to zrobił, dziewczyna rzuciła się na niego i objęła jego klatkę piersiową z całej siły. Głowę z burzą czekoladowych włosów oparła zaraz przy sercu, które wygrywało przyspieszonego Waltza – ktoś, kto tańczyłby w jego rytm, mógłby połamać sobie nogi.
Zszokowany chłopak wystawił ręce w bok, nie wiedząc co zrobić. Przez chwilę rozglądał się wkoło, jakby szukał ratunku, ale w rzeczywistości upewniał się, czy nikt ich teraz nie dostrzeże i nie doniesie królowi o widoku, jaki ujrzał w ogrodzie.
Arion początkowo wahał się przy odwzajemnieniu mocarnego uścisku. Przekonało go dopiero delikatne drżenie bladego ciała opartego o jego pierś.
Księżniczka płakała. Z jej ust wyrywał się co rusz jękliwy i cichy oddźwięk zakańczany delikatnym pociąganiem nosa. Przez chwilę poczuł się jak ojciec małego dziecka, które wystraszyło się groźnych potworów spod łóżka.
– To naprawdę ty – zajęczała Madelyn, nie przejmując się tym, że uścisk był jednostronny.
Arion poczuł jak całe gęste powietrze ulatuje z jego płuc. Napięcie było tak silne, że nawet nie spostrzegł, kiedy wstrzymał oddech. Teraz kiedy mu ulżyło, przygotowywał się niezgrabnie do odwzajemnienia przytulenia. Początkowo jego ręce były gdzieś daleko poza zasięgiem pleców księżniczki, zupełnie jakby traktował ją jak porcelanową lalkę wartą miliony, ale w końcu odważył się ją objąć i wtulić głowę w jej ramię. Poczuł, że spięte mięśnie dziewczyny również się rozluźniają.
Uczucia, które ich opanowało nie można było nazwać żadnym sensownym epitetem. To było coś na granicy zapomnienia, odejścia w zupełnie inną rzeczywistość. Wolność uczuć z równoczesnym zniewoleniem zmysłów, chwila błogiej nieświadomości. Nagromadzenie tego obezwładniającego i błogiego chaosu doprowadziło do tego, że dwójka korespondentów tkwiła w swoich objęciach aż do czasu rozpoczęcia balu, który dał o sobie znać wzniosłą i uroczystą muzyką. Dopiero wtedy zarówno Madelyn jak i Arion przebudzili się z dziwnie nierealnego snu.
– Nie powinnaś przypadkiem wracać? – spytał niepewnie chłopak.
– Powinnam, ale… konsekwencjami będę przejmować się później – odpowiedziała Madelyn, unosząc głowę. Teraz obydwoje patrzyli sobie prosto w oczy z delikatnymi uśmiechami na twarzach.
– Mogę cię porwać? – spytała konspiracyjnym szeptem księżniczka, przybierając zabawną minę, która miała przypominać o powadze sytuacji, a uzyskała zupełnie inny efekt.
Arion zaśmiał się głośno i wesoło.
– To nie rycerz powinien porwać księżniczkę?
– Czasy się zmieniają. – Madelyn z niechęcią oderwała się od swojego ukochanego. – Ja… naprawdę nie chciałam, żebyś poczuł się źle. Przepraszam, że wcześniej nie napisałam ci o tym, kim jestem. Chciałam ci wszystko wyjaśnić, kiedy się spotkamy. Dla mnie naprawdę nie ma większego znaczenia z jakiej warstwy społecznej się wywodzisz. Moi rodzice nie zabronią nam się spotykać i…
Arion przyłożył palec wskazujący do ust dziewczyny, żeby ją uciszyć.
– Miałaś mnie porwać – powiedział z delikatnym uśmiechem, pragnąc tym samym przekazać jej, że zdołał już zapomnieć o całym zajściu.
Zrozumiał motywy działania księżniczki. Nie chciała go po prostu przestraszyć. Wiedziała, że gdyby wcześniej dowiedział się o tym, kim jest, na pewno nie chciałby się z nią spotkać. Wcale go nie oszukała, od początku zamierzała powiedzieć mu prawdę. To on zachował się jak gbur.
Madelyn chwyciła za dłoń chłopaka i odsunęła ją od swoich ust – zamknęła ją w objęciach swoich długich, bladych palców. Jej niewinny uśmiech przerodził się teraz w lisią maskę. Księżniczka najwyraźniej coś knuła.
Już po chwili ciągnęła swojego osobistego rycerza przez różany ogród. Biegła, jakby bała się, że ktoś może ich dostrzec. Jednak zamiast strachu, w jej oczach czaiła się nieskrywana radość. Być może to szczęście ją napędzało, a nie bojaźliwość.
– Gdzie biegniemy? – spytał podejrzliwie Arion, ściskając mocniej dłoń dziewczyny.
– Do mojej komnaty! – wykrzyknęła radośnie Madelyn. Puściła oczko swojemu przyjacielowi i podwinęła niebieską suknię, żeby nie potknąć się o ciężkie falbany. – Tam będziemy bezpieczni!
Arion uśmiechnął się szeroko w taki sposób, w jaki nigdy tego nie robił.
Jeżeli w rzeczywistości istniał bóg każący mówić o sobie Przeznaczenie, a Losowa Korespondencja przynosiła co roku wielkie plony w postaci złączonych ze sobą serc, to jeszcze dziś zamierzał złożyć mu hołd.
Przeznaczenie to już nie bajka, przeznaczenie to rzeczywistość.